Sąd właśnie odrzucił pozew prezydenta przeciwko Tomaszowi Arabskiemu w sprawie zwrotu kosztów jakie musiała ponieść jego kancelaria z powodu wynajęcia samolotu na przelot do Brukseli. Z pozoru sprawa wydaje się kompromitować prezydenckich urzędników – bowiem z uzasadnienia przytoczonego przez rzecznika Sądu Okręgowego w Warszawie wynika że „ani kancelaria prezydenta, ani premiera nie mają zdolności sądowej”, co oznacza konieczność odrzucenia pozwu niejako z automatu.. Kto jak kto ale prawnicy głowy państwa powinni wiedzieć jak formułować pozwy sądowe i kogo obierać za strony, tymczasem mamy tu rzekomo do czynienia z pomyłką której świadomy powinien być nawet student pierwszego roku prawa, a co dopiero profesor prawa pracy jakim jest Lech Kaczyński (a sprawa miała toczyć się przed sądem pracy)…
Tymczasem ja jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia że gdyby tylko sytuacja była odwrotna i to kancelaria premiera występowała z pozwem, reakcje większości mediów nie byłyby aż tak kpiące i jednoznacznie krytyczne. Śmiem zaryzykować tezę że byłoby dokładnie przeciwnie – wszystkie usłużne gremia prześcigały by się w układaniu nawet najbardziej karkołomnych analiz prawnych uzasadniających takie właśnie działania Premiera, a sąd jego pozwu z pewnością by nie oddalił. Podobną sytuację mieliśmy w czasie „sporu kompetencyjnego” premier-prezydent kilka miesięcy temu. Wtedy większość prawniczych autorytetów przychylała się premierowi i jego interpretacji konstytucji, ignorując na przykład zupełnie konstytucyjny zapis o tym że to prezydent jest bezpośrednim zwierzchnikiem sił zbrojnych (a dla mnie to zdroworozsądkowo oznacza że w sprawach wojska jego zdanie jest decydujące), czy inne zapisy dające prezydentowi prawo do prowadzenia polityki zagranicznej.
Tym bardziej z przykrością należy odnotować fakt że nad zdrowym rozsądkiem i praworządnością górę biorą już nawet nie poglądy polityczne a jakieś dziwne „polityczne zaczadzenie” które nakazuje jego wyznawcom deprecjonowanie wszystkiego co pochodzi z wrogiego obozu. Ja tę decyzję sądu odbieram jako całkowicie polityczną i wynikającą z chorej, ślepej złośliwości. Umacnia mnie w tym na przykład wczorajsza wypowiedź Ryszarda Kalisza – osoby którą trudno podejrzewać o sympatię dla Lecha Kaczyńskiego. Stwierdził on bowiem że „kancelaria prezydenta wygra ten proces na śniadanie”, dodając iż dla niego „wbrew osobistemu stosunkowi do prezydenta” sprawa jest oczywista. Dzień później okazuje się że dla sądu sprawa ta nie tylko nie jest oczywista ale wręcz ma zupełnie inną wartość.
Dla mnie osobiście jest to także dowód na to, że polski system prawny w obecnej formule nie ma już nic wspólnego ze sprawiedliwością. Mimo tego że w preambułach i komentarzach do wszystkich kodeksów istnieją zapisy że od litery prawa ważniejszy jest zdrowy rozsądek i społeczne poczucie sprawiedliwości nikt tego nie stosuje w praktyce. Sądy w takich samych, lub bardzo podobnych sprawach wydają zupełnie różne wyroki (zależenie od widzimisie sędziego, często jego powiązań czy koneksji towarzyskich) i codziennie przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Moim zdaniem warto z tym skończyć i zastanowić się nad budową klarownego systemu w stylu amerykańskim. Wtedy takie naginanie rzeczywistości, działanie na polityczne zlecenie niezależnie od stron nie będzie po prostu możliwe.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka