fiskalizm fiskalizm
84
BLOG

Dziś "bęc" wypada na firmy szkoleniowe

fiskalizm fiskalizm Polityka Obserwuj notkę 3
Drogi Pamiętniczku - polami idzie wczesna wiosna. Na fiskalnej wiosce przednówek. Zimą, na początku roku, nie za bardzo jest skąd wziąć kasę na utrzymanie administracji. PIT-anci i CIT-owcy nie płacą zaliczek w styczniu, a i w lutym - jak to ze startu i po świętach, nie za bardzo jest z czego usypać dla fiskusa. Z VAT i akcyzy też nie ma takich obrotów, jak przed Świętami czy latem - gdy naród na potęgę kupuje żarcie i prezenty lub zapija piwem jednego papierosa za drugim. Potem jak wiadomo - Wielki Post i dopiero kwiecień przynosi żniwo. Oprócz trójcy podatkowej PIT-CIT-VAT trzeba więc "kroić" z innych źródeł. Urzędnicy muszą bowiem z czegoś żyć, samochody służbowe muszą jeździć, zebrania aktywu muszą się odbywać...

Każdy resort stara się jak może, by wesprzeć budżet. Czasem wychodzi z tego starania całkiem zmyślny samograj - tak zmyślny, że nikt go nie zauważy, a  wszechstronnie ściągalną kaskę przynosi...

W warunkach rozwiniętej gospodarki fiskalnej sprawdzoną metodą na "niepodatkowe" przychody budżetowe jest rozwijanie systemu koncesjonowania różnych typów działalności. Niemal każda kolejna ekipa rządząca, niejednokrotnie i ta, która na sztandarach nosi wypisaną wolność gospodarczą, zwykle ze względu na potrzebę "zapewnienia wysokiej jakości usług", wprowadza kolejne ustawowe i pochodne przepisy kształtujące wymogi wykonywania różnej działalności. A to sypnie ustawą o zawodzie ornitologa. A to trzaśnie rozporządzeniem o warunkach świadczenia pośrednictwa w sprzedaży buraków. A to sprokuruje "państwową" listę uprawnionych do wykonywania baniek mydlanych. Osobiście mam wrażenie, że nie ma żadnego logicznego porządku, jeśli chodzi o wybór branż do koncesjonowania.  Można wyobrazić sobie nawet jakiś stoliczek-pentliczek, na którym ministrowie, jeden z drugim kręcą butelką i rozdają biurokratyczne obciążenia, zgodnie z zasadą "na kogo wypadnie, na tego bęc" (oczywiście zakładam naiwnie, że nie istnieją tu naciski żadnych grup interesu).

Ogół zauważa takie działania rządzących przede wszystkim jako przejaw durnej biurokracji. Ale po co komu potrzebne były by takie wygłupy? Niezainteresowani sprawą bezpośrednio (np. operatorzy łopat) nie wnikają w temat i nie interesują się tym, że do każdej koncesji oprócz pakietu uciążliwych formalności, dodaje się jakąś płatną czynność urzędową. Wprowadza się więc nie tylko płatne pozwolenia na wykonywanie danego zawodu, ale i przeróżne opłaty egzaminacyjne, wpisowe, manipulacyjne i tym podobne "dochody budżetu". Miarka do miarki i zbiera się pokaźna kupa.

Na łamach dzisiejszej Rzeczpospolitej, dziennikarze drążą fajny fiskalnie temat firm szkoleniowych. W czasie poprzedniego przednówka - w lutym 2006 r. niejaki MEN uszczegółowił nieco zasady prowadzenia kursów i innej edukacji w formach pozaszkolnych dla dorosłych. Wydał dzieło o następującym, fascynującym tytule: "rozporządzenie Ministra Edukacji i Nauki z dnia 3 lutego 2006 r. w sprawie uzyskiwania i uzupełniania przez osoby dorosłe wiedzy ogólnej, umiejętności i kwalifikacji zawodowych w formach pozaszkolnych". Rozporządzenie gros swej objętości poświęca obowiązkowym formalnościom podczas prowadzenia kursów i szkoleń. Wiele tam pozytywnych treści na temat formy wypełniania dzienników lekcyjnych czy rodzaju papieru, na którym wystawia się świadectwa. Ale najważniejsze kryje się w prostym jak drut zdaniu, z któego podobno wynika, że możliwość prowadzenia szkoleń dla dorosłych uzależniono od posiadania "akredytacji", wydawanej za stosowną opłatą przez kuratora oświaty (ok. 8 stówek - "pieniądze te po złożeniu wniosku akredytacyjnego nie są zwracane bez względu na to, jak zostanie rozpatrzony"). Dla uzyskania tego glejtu, oprócz dokonania opłaty, potrzebna jest kontrola kuratoryjnego "zespołu" (a jakże - opłacanego z budżetu). Swoją drogą - duże brawa dla Ministra, który sprytnie wkleił do rozporządzenia o warunkach ukończenia kursu przez uczestnika przepis ustanawiający warunki prowadzenia kursu przez szkolącego - także w sytuacji, w której ustawa stwierdza, że prowadzący kurs zaledwie "może" uzyskać akredytację potwierdzajacą jakość jego usług.

Dziennikarze nie omieszkali zauważyć, że wskazane obciążenia formalne to w zasadzie pryszcz wobec wodospadu problemów spadających na tych, którzy akredytacji nie mają, a właściwie - dla ich klientów. Wskazane rozporządzenie może być bowiem w sprytny sposób powiązane z podatkowymi przepisami o zwrotach kosztów na kształcenie ogólne pracowników w firmie. Jeśli firma wysyła pracownika na kurs prowadzony przez firmę szkoleniową bez akredytacji - koszt tego szkolenia najprawdopodobniej będzie uznany za opodatkowany jako osobisty przychód pracownika. Tam więc, gdzie fiskus nie doczeka się wpływu z opłaty akredytacyjnej, zostanie nagrodzony stokroć w formie podaku dochodowego od osób fizycznych obciążającego korzystające z kursów rzesze pracowników. A i ZUS się przy ty pożywi, gdyż świadczenia finansowane za pracownika, podlegające PIT, są również przedmiotem "oskładkowania". Niejedna firma szkoleniowa (szczególnie - jednoosobowa) nie jest w stanie spełnić licznych warunków dla uzyskania akredytacji. Straci więc klientów i zasili rzeszę petentów opieki społecznej.  Szkoleniowiec bez akredytacji może się jeszcze chwycić brzytwy w tej sytuacji - stosując przemianowanie kursów edukacyjnych dla osób fizycznych na usługi doradcze dla firm. Wtedy problem z PIT u klientów znika, ale pojawia się VAT 22% zamiast zwolnienia. Gdziekolwiek więc nie uderzyć, zawsze posypie się kaska dla budżetu.Vivat więc Minister, vivat wszystkie stany - udało się stworzyć uniwersalną normę fiskalną. No... chyba, że firmy szkoleniowe przeniosą swe siedziby do Czech, na Litwę lub dokądkolwiek, gdzie nie ma rozwiniętej gospodarki fiskalnej.

fiskalizm
O mnie fiskalizm

Polskie podatki w prasie Myślę, że nadszedł czas, by nieco usystematyzować posiadaną wiedzę podatkową. Oderwać uwagę od przyziemnych, szczegółowych problemów, które zaciemniają obraz całości. Pozwolić sobie na odrobinę syntezy, garść ogólnych przemyśleń. Zbiorę te przemyślenia w przewrotny "Samouczek fiskalny". e-mail salon24@interia.eu

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka