Przez ostatnie kilka dni z rosnącym przygnębieniem obserwuję serię kompletnie nieprofesjonalnych wypowiedzi przedstawicieli rządu na temat polskich podatków.
Chodzi o argumenty przeciwko żądaniom płacowym różnych grup i grupek utrzymywanych przez budżetówkę. Zdaniem premiera - by podwyższyć pensje pielęgniarkom, lekarzom, a za chwilę pewnie i strażnikom w ministerstwach, nie ma innego sposobu, jak tylko zwiększyć podatki.
Konkluzja może i słuszna, jednakże sposób podania jej opinii publicznej, demaskuje żenująco niski poziom wiedzy podatkowej szefa rządu i osób z nim współpracujących. Premier twierdzi bowiem (choć wszyscy wiedzą, że blefuje), że "trwają intensywne prace" nad zmianą przepisów tak, by znaleźć skuteczne źródło wpływów podatkowych. Nie wiadomo jednak który podatek miałby zostać zwiększony i w jaki sposób?! Premier zapewnia, że ma jakiś pomysł - chodzi o skuteczne opodatkowanie osób zamożnych, które jego zdaniem było by jednak zagrożeniem dla rozwoju gospodarczego. Z początkowych wypowiedzi dla kogoś, kto nieco orientuje się w sprawie, mogło by wynikać, że zmieni się definicja rezydencji podatkowej w Polsce, bo wielu polskich burżujów przeniosło tę rezydencję do rajów podatkowych. Parę dni później ktoś dywagował , że może chodzi o wprowadzenie podatku katastralnego (podatku od wartości nieruchomości). Premier jednak zaprzeczył. Wedle ostatnich doniesień - rząd "intensywnie pracuje" chyba nad "podwyższeniem CIT" - cokolwiek miało by to znaczyć (nikt nie wyjaśnił czy chodzi o zwiększenie stawki podatku dochodowego od osób prawnych, a może zwiększenie stawki PIT i CIT od przedsiębiorców?). Jest jeszcze wiele możliwości, którymi można by tu zabawiać tłuszczę czytającą gazety. Można w nieskończoność bredzić np. o wprowadzeniu podatku od luksusu (podobno w Ameryce taki mają), opłaty przemysłowej, przywróceniu akcyzy na gumę do żucia lub opodatkowaniu kawalerów oraz (dla realizacji postulatów równouprawnienia) czterdziestoletnich panien na wydaniu. Dziennikarze w zasadzie "łykną" każdy taki "motyw". Będą się nawet rozpisywać o historii legislacji - tak jak to miało miejsce przy temacie katastru (choć nikt poza GP nie zauważył, że musiałby to być dochód gmin, więc nijak nie dało by się sfinansować nim pensji rządowej budżetówki).
Podstawowy problem polega jednak na widocznej ignorancji władzy wobec tematyki, która realnie dotyczy niemal każdego obywatela (może z wyjątkiem rolników, którzy nie płacą podatku dochodowego, a przy wystawianiu faktur VAT wyręczają ich punkty skupu). Kwestii podatkowych używa się jako luźnych argumentów w zwykłej pyskówce płacowej. Czyni się to jednak z pompą i pozorami profesjonalizmu. Gdy jednak z uwagą posłuchać - premier wypowiada się na takim poziomie, że nie trudno zgadnąć, iż nie byłby w stanie odpowiedzieć na tej samej konferencji na żadne pytanie w stylu: co to jest withholding tax i jaką ma w Polsce stawkę, w jakim zakresie stosuje się u nas podatek liniowy albo jaka jest stawka VAT na materiały budowlane, czym różni się amortyzacja liniowa od degresywnej;)? A przecież premier każdego rządu powinien takie rzeczy wiedzieć. Podatki bowiem (ich system, stawki, długofalowa polityka) są podstawą funkcjonowania nie tylko rządu, ale i państwa. Ta tematyka jest stokroć ważniejsza dla Polski niż niuanse Joaniny.
Panu premierowi do sztambucha więc pragnę wpisać, że:
Nie trzeba w Polsce podwyższać podatku dochodowego najbogatszym, bo stać ich na to by wyjechać stąd na zawsze, a wtedy inwestorami-pracodawcami w Polsce będą wyłącznie Niemcy i Chińczycy.
Nie trzeba zmieniać ustaw, by podwyższyć dochody podatkowe - wystarczy zastosować kilka razy, z dużym nagłośnieniem medialnym, zakup kontrolowany w kilku średnich firmach budowlanych, skontrolować obowiązek stosowania kas fiskalnych w różnych "imprezowniach" typu "Jarmark Europa", "Kupieckie Domy Towarowe" oraz wielu pomniejszych "bazarkach" i w ogóle zwrócić trochę więcej uwagi na polską szaro/czarną strefę, w której funkcjonuje "większa połowa" naszej gospodarki. Do tego trzeba nieco usprawnić aparat skarbowy (wysłać zatrudnione tam pięćdziesięcioletnie kobiety na pomostówki) i zmienić zwyczaje kontroli podatkowej, która obecnie koncentruje się przede wszystkim na analizie przecinków w księgach podatkowych, gdy za oknem w tę i we w tę wędruje lewy towar i lewa kasa "bez faktury"...
No tak - ale takie rady przydały by się komuś, kto wie, co to jest faktura...
Polskie podatki w prasie
Myślę, że nadszedł czas, by nieco usystematyzować posiadaną wiedzę podatkową. Oderwać uwagę od przyziemnych, szczegółowych problemów, które zaciemniają obraz całości. Pozwolić sobie na odrobinę syntezy, garść ogólnych przemyśleń. Zbiorę te przemyślenia w przewrotny "Samouczek fiskalny".
e-mail salon24@interia.eu
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka