W dzisiejszej GW zwrócił moją uwagę tekst "W 2006 r. fiskus złupił nas jak nigdy dotąd"(PiotrSkwirowski) http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,4404154.html
Bynajmniej - nie jest to artykuł o pieniądzach siłą lub podstępem pozyskanych przez fiskusa.
Po prostu - taki tytuł nadano informacji MF o wpływach budżetowych z PIT za 2006 r. Warto jeszcze dodać, że GW nie jest (podobno) tabloidem. Chodzi więc o poważną publikację - cytowaną także w innych mediach.
Moim zdaniem - w.w. tytuł stanowi świetny przykład na to, jak Polacy postrzegają płacone przez nich podatki.
Oto opiniotwórcza gazeta, by przemówić językiem zrozumiałym przez jej odbiorców (osoby z tzw. warstwy inteligenckiej, jak mawiają bolszewicy), pobór podatku dochodowego nazywa "złupieniem". Nie jest to przypadek odosobniony. W "fachowych" publikacjach na tematy podatkowe powszechnie używa się określeń takich jak "danina" lub "haracz". Nawet Konstytucja (dzieło dwóch niedoszłych magistrów) na określenie podatków używa słów "daniny publiczne". I nikt nie zwraca szczególnej uwagi na fakt, że słowa te mają, w kontekście zobowiązań podatkowych, zabarwienie zdecydowanie negatywne i wrogie ideowo.
Tymczasem zaś (zgodnie ze słownikiem języka polskiego) danina oznacza - "obowiązkowe świadczenie w naturze lub w pieniądzach składane dawniej przez poddanych lub coś, co jest składane w ofierze". Gdy zaś wspomnieć o haraczu - jest to "opłata wymuszana na kimś siłą lub groźbami, zwykle przez grupy przestępcze; podatek nakładany dawniej na niemuzułmańską ludność w krajach muzułmańskich; w dawnej Polsce: danina ściągana siłą".
Jak widać - media i obywatele w Polsce rozumieją płacenie podatków (w najłagodniejszej wersji) jako przymusową zrzutę poddanych na rzecz władców, coś czego nie mógłby sobie życzyć, ktoś naprawdę wolny - swobodnie decydujący o swoim postępowaniu. Podatek jest stratą dla podatnika - zdarzeniem podobnym do jakiegoś pełzającego kataklizmu lub sprytnie przeprowadzonego rabunku. Fiskusa zaś postrzega się na obraz zbója stojącego na drodze, który po złupieniu haraczu oddaje się różnym uciechom, zupełnie niedostępnym dla jego ofiar. Z drugiej strony, z moich doświadczeń wynika, że "pracownicy fiskusa" dostosowali swoje postrzeganie rzeczywistości do "powyższego". Oni widzą obywateli jako bandę cwaniaków, z którymi sprytem lub groźbą trzeba na co dzień walczyć o wyrwanie jak największej kasy.
Mam wrażenie, że taka jest właśnie świadomość podatkowa polskich obywateli - świadomość o stopniu rozwoju charakterystycznym może dla końca XVIII w. Ciągle jeszcze w naszym społeczeństwie pokutuje podział na "my" i "oni" - na gnębiony "naród" i pasożytniczą, niebezpieczną, wrogą, obcą "władzę", "rząd" czy jak zwał. Pogłębiają ten stan media lansujące anarchistyczną wizję świata, wedle której ludziom w życiu przeszkadza państwo i funkcjonujące w nim reguły.
To chyba pierwszy i najważniejszy punkt do zmiany na drodze do reformy systemu podatkowego (tej reformy, o której wszyscy mówią, a chyba nikt jej nie chce).
W tym miejscu powinienem chyba przytruć (przynudzić, zamęcić) o cywilizacyjnym znaczeniu podatków, o społeczeństwie obywatelskim i tym podobnych pierdołach. Ale nikogo to za serce nie chwyci.
Polskie podatki w prasie
Myślę, że nadszedł czas, by nieco usystematyzować posiadaną wiedzę podatkową. Oderwać uwagę od przyziemnych, szczegółowych problemów, które zaciemniają obraz całości. Pozwolić sobie na odrobinę syntezy, garść ogólnych przemyśleń. Zbiorę te przemyślenia w przewrotny "Samouczek fiskalny".
e-mail salon24@interia.eu
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka