Mało kto wie o tym, że W. Broniewski parę dni po śmierci jego córki Anny, we wrześniu 1954 r. został wpakowany w kaftan bezpieczeństwa i odwieziony do szpitala psychiatrycznego w Kościanie. O powojennej psychiatrii represyjnej w Polsce pisała w swojej znakomitej "Obławie" J. Siedlecka, wciąż jednak jest to "nieistniejący temat" w naszym kraju. Film dokumentalny, o telewizyjnej emisji którego dowiedziałem się od jego autora, Macieja Gawlikowskiego (było to dziś o 14.00!, ciekawe, jaka była oglądalność), starał się nieco naświetlić tę kwestię.
Broniewskiego zamknięto w psychiatryku siłą i nie zważano nawet na jego głodówki, nie pozwalano spotykać się z żoną, trzymano w izolacji od świata. Kościański szpital odwiedził nawet osobiście A. Snieżniewski, sowiecki psychiatra, który był odkrywcą "schizofrenii bezobjawowej" oraz pomysłodawcą leczenia tej choroby. Epizod kościański tłumaczy późniejsze zapijanie się Broniewskiego o wiele lepiej niż jakieś dylematy "poety rewolucyjnego", który widzi, że rewolucja "w realu" wygląda nieco inaczej niż na plakatach i akademiach z okazji "Wielkiego Października".
Jest taki nr kwartalnika "Karta" (http://www.karta.org.pl/karta.asp?ProduktID=142#211), który przybliża historię psychuszek sowieckich. Przybliża relacjami, od których włos się jeży na głowie. Niestety, nie są one zamieszczone on-line, choć może to i lepiej, ponieważ bestialskie praktyki w sowieckich szpitalach przechodzą po prostu ludzkie pojęcie i czytać o nich mogą naprawdę osoby o bardzo mocnych nerwach (nie będę tu wchodził w szczegóły).
Co ciekawsze, praktyki rozprawiania się z niektórymi (resztę załatwiano po prostu kulą w łeb) przeciwnikami politycznymi poprzez "poddawanie ich leczeniu" rozpoczęły się w Rosji już w 1918 r., choć pierwszy oddział "psychiatryczny" dla politycznych powstał w 1939 r. przy szpitalu dla umysłowo chorych w Kazaniu, jak pisze w "Karcie" V. Zelakeviciute. Z czasem jednak, by tak rzec, "politycznie chorych" przybywało, wobec tego J. Beria przekształcił jednym pociągnięciem pióra cały kazański szpital w psychuszkę, oczywiście pod kuratelą NKWD.
Jak pisze dalej Zelakeviciute:
"Od 1945 r. o skierowaniu na przymusowe leczenie, a także o przerwaniu go decydował sąd lub rezolucja Kolegium Specjalnego prz NKWD ZSSR. Naczelnik więziennego szpitala dostawał wytyczne, według których zwolnionego z przymusowego leczenia człowieka kierował z powrotem do dyspozycji organów sledczych, jeżeli postępowanie karne nie zostało umorzone, lub do zwykłego szpitala psychiatrycznego, jeżeli uznano go za nieuleczalnie chorego."
Miałem kiedyś szczęście i okazję zamienić parę słów z jednym z "pacjentów" sowieckiej psychuszki, W. Bukowskim, którego wydaną jeszcze bez debitu książkę "...i powraca wiatr" posiadam z jego autografem (polecam lekturę tej książki każdemu). Jest to człowiek niezwykłej klasy i siły charakteru, a kto nie zna jego zyciorysu, powinien dokładnie prześledzić. On to zebrał wraz z innymi "pacjentami" jeszcze za swojego pobytu w psychuszce materiały dostarczone potem w 1971 r. na Światowy Kongres Psychiatrii w Meksyku, od którego zaczęto bić na alarm w związku z wykorzystywaniem placówek psychiatrycznych do walki z ludźmi o "niewłaściwych" poglądach politycznych. Później zaczęły się pojawiać kolejne, "nielegalne" opracowania na temat sowieckich psychuszek i kolejne międzynarodowe protesty.
Wspominam o tym, ponieważ w Polsce takich opracowań wciąż nie ma. I polskie represje psychiatryczne znalazły taki sam finał (tzn. żaden), jak sowieckie, opisywane przez Zelakeviciute:
"Według danych Niezależnego Związku Psychiatrów Rosji w latach 1989-1990 wykreślono z ewidencji psychiatrycznej około 2 milionów osób (!), które znalazły się w niej na podstawie artykułów karnych obecnie zlikwidowanych.
Powtórnym badaniem psychiatrycznym osób represjonowanych zajmują się Niezależne Związki Psychiatrów Rosji, Ukrainy, Litwy i innych byłychrepublik sowieckich. W tych komisjach nie ma psychiatrów, któzy podpisali poprzednie diagnozy.
Próba rehabilitacji osób pozbawionych honoru, pracym rodziny, miejsca zamieszkania, bezprawnie ograniczonych w swych prawach obywatelskich, zderza się z otwartą niechęcią sądów do rozpatrywania takich spraw. Strat moralnych i materialnych - na niewyobrażalną skalę - nie próbuje się rekompensować. Żaden z ówczesnych lekarzy ne przyznał się do winy, nikt nie wyraził skruchy, nikogo nie pozbawiono praw do wykonywania zawodu. [podkr. F.Y.M.]"
Jak wynikało z telewizyjnego dokumentu, dr Oskar Bielawski był ponoć tym, który zamknął Broniewskiego w kościańskim psychiatryku. Jego imieniem nazwany jest obecnie ten szpital, choć epizod z "poetą rewolucyjnym" nie jest na stronie o historii (swoją drogą, niezwykle dramatycznej, biorąc pod uwagę okres niemieckiej okupacji) szpitala wzmiankowany (http://www.wsn.koscian.pl/page.php?p=10&mn=10). Zabawne? Straszne? Nie, bo to Polska właśnie.