To jest miejsce, w którym po raz pierwszy wystąpiła Patti Smith.

Wedle podań był 10 luty 1971, rocznica urodzin B. Brechta, a miejsce nazywa się St. Mark's In-The-Bowery Episcopal Church przy 131 E.10th St (2nd Ave. at 10th) w Nowym Yorku. Tam prawdopodobnie po raz pierwszy padła sławna kwestia:"Jesus died for somebody's sins but not mine" co wnoszę z faktu wykonania tam przez Patti Smith utworu "Oath", który stał się potem częścią słynnej "Glorii".
Od tego czasu wiele się wydarzyło a i opinia Patti na temat znaczenia Jezusa dla zachodniej cywilizacji uległa prawdopodobnie pewnej modyfikacji. Wraz z odejściem pewnej pani zmieniły się też powody mojej osobistej sympatii dla p. Smith. Niezmienne pozostało to, że nasza bohaterka nadal lubi bawić się cudzymi kompozycjami. I to z powodzeniem, czego dowodem są Jej wersje utworów Them, Dylana, Byrds, które znalazły drogę pod strzechy, ale też dawna praktyka koncertowa, której cechą charakterystyczną było włączanie do repertuaru całkiem pokaźnej ilości cudzych kompozycji, które służyły Jej również w charakterze tła dla literackich eksploracji1. W tym roku Patti Smith zdecydowała się wydać w końcu album poświęcony jedynie Jej ulubionym utworom z dziejów rock'n'rolla. Album nazywa się Twelve a premierę miał pod koniec kwietnia. Zerknijmy:

Are You Experienced wydobywa z oryginału Hendrixa piosenkę z tradycyjną, bluesową melodią. W porównaniu do hałaśliwego oryginału faktura nowej wersji jest o wiele bogatsza (pojawiają się nawet smyczki), brzmi współcześnie, choć jednocześnie dyskretnie nawiązuje do hendrixowskiej stylistyki. W pewnym momencie w tle słychać dźwięki fletu, które doskonale pamiętamy z If 6 Was 9 (wtedy był to szok, że taki efekt można osiągnąć przy pomocy przesterowanej gitary). Utwór jest mniej statyczny, pełen przestrzeni i luzu. I tak, jak rozlazły, psychodeliczny oryginał był świetną końcówką rewolucyjnej płyty z 67-ego, tak wersja oczyszczona z przesteru, z wysuniętą na pierwszy plan melodią, stanowi świetne otwarcie albumu i robi apetyt na smakowitą resztę. Na którą zresztą długo nie musimy czekać, gdyż za chwilę nadciąga chyba najbardziej zaskakujący fragment: Everybody Wants To Rule The Word. Wszyscy znają, czy chcą czy nie, oryginał Tears For Fears. Kawałek został ograny do wymiotu we wszystkich stacjach radiowych typu Jedynie Najzłotsze i Najbardziej Milusie Hity, czy też kolejnych mutacjach VH1 (Golden 80s Forever & Alan Partridge, Ahaaa!). A Patti? Cóż, zrobiła z niego perełkę. Upraszczając aranżację do klasycznego folk-rockowego constans a jednocześnie przeprowadzając na melodii operację od-dramatyzowania tchnęła w kompozycję nowe życie. Linia melodyczna jest „przystrzyżona”, pozbawiona interpretacyjnych ozdobników, tak charakterystycznych dla czasów, w których utwór powstał. Nie siląc się na żadną manierę – przez co brzmi 20 lat młodziej – Patti śpiewa lekko, w bezpiecznym rejestrze, nadając całości niesłychaną świeżość i swobodę. Kilkoma prostymi chwytami zdziera z piosenki cały enoturage lat 80-tych, krzykliwy, manieryczny sposób interpretacji, charakteryzujący się przesadnym gestem i nadmiarem emocji. To utwór, który tak naprawdę jest kluczem do całości i chyba jednym z najmocniejszych punktów całej płyty.
Następujący po tym Helpless śmierdzi Ameryką i skarpetą Neila Younga na kilometr i nawet, jeśli odbiorca nie wie, że to On stoi za tym utworem, to i tak może się tego domyśleć po pierwszych wersach. Każdy może zresztą sobie wyrobić opinię, gdyż utwór jest dość często prezentowany choćby w radiowej Trójce. Wersja rozkosznie folkowa, oparta głównie na akordeonie i gitarze. I Patti znowu niezmanierowana, zrelaksowana i tym razem smutna. W ogóle na płycie jest mało maniery… No chyba, że w Gimme Shelter. Przez niektórych uznawany za najlepszy utwór z tej płyty. Robi wrażenie, ale chyba bardziej ze względu na potęgę oryginału, w który Patti tchnęła trochę swojej starej energii. The Cult ze swoich najlepszych lat mogliby tak zagrać… Jednak słuchając utworu na mieście, na słuchawkach, nie przekonałem się do tego, żeby wesprzeć paroma groszami babcię siedzącą pod bankiem w Gdyni, więc przyjmuję, że kawałek swej roli nie spełnił do końca. Co prawda przy kasie SKM okazało się, że nie miałem drobnych, ale to nic nie zmienia. W ramach wyrównywania szans za chwilę pojawia się kompozycja konkurencji: Within You Without You. Kolejny przykład odzyskiwania piosenek metodą prostą i skuteczną jak 100 gram czystej z rana. Ściągnąć pseudo-hinduskie sreberko z aranżacji, przenieść utwór w rzeczywistość folk-rocka i zaśpiewać melodię najlepiej, jak się umie. W efekcie otrzymujemy kolejny diament na płycie. Rzadkość, bo przerabiać Beatlesów to wybitnie ryzykowna sprawa a udanie przerabiać to już wręcz zadanie dla samobójców. Piosenka potraktowana przez Patti w taki sposób, zbacza w stylistykę, która by się świetnie wpasowała w grunge’owe klimaty poprzedniej dekady. Ta wersja spokojnie mogłaby się znaleźć na płycie Temple Of The Dog, Pearl Jam czy nawet Mother Love Bone (ktoś pamięta?). Przyznaję, że, jako zagorzałego fana Fab Four, ta wersja wprawiła mnie w lekki dysonans poznawczy. Nie zdawałem sobie sprawy, że tam jest tyle fajnych melodii. Chyba oryginał zbladł lekko…Dobrze, że Harrison tego nie dożył.
White Rabbit. O Króliku akurat można powiedzieć tyle, że jest, więc przechodzimy do Changing Of The Guards. Czy to zaskakujące, że utwór Dylana się znalazł w tym zestawie? Nie. I nie jest też żadnym zaskoczeniem, ze dość prosta folkowa wersja jest kolejnym jasnym punktem. Gitara, bas, perkusja i wyluzowany wokal Pattie. Początkowo ten utwór wydawał się najsłabszą pozycją płyty (sic! A raczej – sik! Bo to chyba miałem w głowie zamiast mózgu). A bo statyczny, a bo melodia nie chwyta a bo wkoło same hiciory. Po 3 przesłuchaniach dojrzałem. Utwór od początku do końca płynie w odpowiednim tempie, brzmi mięsiście i zadziornie. Patti wyrzuciła z aranżacji dość nietrafione damskie chórki i voila. A pojawiające się na 3 planie floydowskie klawisze jeszcze tylko dodają piosence charakteru. I znowu, brak maniery, siłowania się z materią utworu dla samej sztuki tylko kilka prostych zmian i uczciwe odśpiewanie swojego.
(Ale, ale – małe wyjaśnienie. Żeby nie było wątpliwości - to nie tak, że jest to tylko płyta z odegranymi coverami, bez wkładu własnego. Po prostu, piosenki są przycinane bądź rozwijane tak, by pasowały do ogólnego konceptu, którym jest ich odświeżenie, uprzestrzennienie, unaturalnienie, zdemanieryzowanie i w ten sposób złożenie hołdu kompozytorom i autorom tekstów. Raz się zmienia więcej, raz mniej; istotne nie jest to, żeby każdy utwór był odmienny od oryginału tylko to, żeby całość grała jak … no właśnie - całość. Świeża, wyjęta z kontekstu poprzednich epok, ale niewtłoczona też na siłę w nowoczesność, która się zdezaktualizuje za 2 lata. Dlatego właśnie aranżacje posiłkują się brzmieniami i chwytami aktualnymi dziś, jutro i 30 lat temu)
Boy In The Bubble z Graceland to lustrzane odbicie klimatu i metody zastosowanej w Everybody… I znowu do znudzenia, folk-rockowa aranżacja (może nawet bardziej folkowa) dobrze zaśpiewane, wszystkie dźwięki, które w oryginale gdzieś tam ginęły, wydobyte. Dużo słońca i oddechu. Tak jak cała płyta.
Soul Kitchen? Vide White Rabbit. Choć, chwileczkę… Ogromny plus dla zespołu, ponieważ udało się piosenkę odmorrisonić i po raz kolejny udowodnić, że The Doors byli świetnym zespołem rock'n’rollowym, tylko czegoś im brakowało, a czegoś innego było za dużo i dlatego nie stali się amerykańskimi Rolling Stones. Utwór jednocześnie i ciężej brzmiący i lżej, swobodniej, bardziej plażowo, jakiś taki szum z muszli tam się zaczyna nawet pojawiać w pewnej chwili…Takie właśnie się skojarzenia mi nasuwają: Apteka, noc na plaży, pobudka wśród wiaderek i łopatek. Bachory drą ryje a mamusie udają, że nie patrzą. Ech, młodość w Sopocie… A propos: Smells Like Teen Spirit. Główny punkt programu. Pattie brzmi jak Marianne Faithful a zespół gdzieś pomiędzy Led Zeppelin i Eläkeläiset. Stylowy jak jasna cholera, folkowy, korzenny, emocjonalny. Pattie chyba w końcu znalazła klucz do tego utworu. Wielu próbowało, choćby Tori Amos, wszyscy wiedzieli, że to świetny kawałek, że nośny, itd., ale nawet jazzmanom się nie udawało wydobyć z niego tej prostej energii, nie tracąc jednocześnie uroku melodii. A tu proszę. Jazda obowiązkowa, ciarki, Drodzy Państwo i mohery z głów.
Midnight Rider. Tu po prostu nie mogło być nic innego. Tak, wiem - „outlaw campfire song”, ale idealnie daje odetchnąć po poprzednim ciężarze. I tu dygresja z życia wzięta. Kiedyś był taki czas, że samosiejka po znajomości była po 30 PLN za 10 gram i znajoma miała tego dużo, wręcz, jak to mówi młodzież, w pizdu, więc się ze znajomymi puszczaliśmy w długie cugi. Odczułem kiedyś wielką zagadkę w głowie po którejś takiej eskapadzie mentalnej i jak dziś pamiętam, że sobie siedzę w pokoju, sieczka w głowie - a jeszcze dodam, że sobie obejrzałem Potop w TVP i jak Kmicic spalił wioskę to już mi w ogóle się wszystko poprzestawiało - i bardzo potrzebuję odświeżenia, czegoś, co mi ustawi perspektywę na następne parę godzin. I tak po raz pierwszy w życiu wpadła mi w ręce płyta The Allman Brothers Band – chyba to było Enlightened Rogues. No i zażarło. Muzyka spłynęła po uszach do mózgu jak zimny browar do brzusia po obiedzie. Nie słucham ich codziennie, ale mam wielki szacunek do zespołu za to, że kilkoma dźwiękami potrafi przywrócić właściwy punkt widzenia na świat, muzykę i życie.
Na koniec - Pastime Paradise. Pattie poszła na wyniszczającą wojnę z tym, co z piosenki Wondera zrobił czarny silikonowy ludzik. Wielkiej odwagi i hartu ducha wymaga zmierzenie się z wbitymi do głowy schematami potwierdzanymi na niezliczonych dyskotekach szkolnych, listach przebojów, zestawieniach, kompilacjach i playlistach. Czy dała radę? Czy odkleiła od dźwięku wulgarną tymczasowość, interpretację narzuconą zgwałconym przez uszy słuchaczom? Zdecydujcie sami.
***
1 http://concerts.wolfgangsvault.com/ConcertDetail.aspx?id=20050829|5332
Dla ciekawskich link do streamu, który podobno jest free - nie sprawdzałem jeszcze.
***



***
FUTRZAK+
ZBANOWAN PRZEZ: Cichutki, Anita, G. Ziętkiewicz, Adrian Dąbrowski, Coryllus, Stary, Szczur Biurowy
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura