z netu
z netu
g.host g.host
896
BLOG

Zdrada w Solidarności

g.host g.host Polityka Obserwuj notkę 4

Polak to człowiek szczególny. Potrafi wszystko zepsuć. Nie tylko rzecz czy nastrój, ale również ideę. Co gorsza, mimo iż mamy już XXI wiek, a od komuny minęło w Polsce 25 lat, wciąż zaledwie promil Polaków potrafi samodzielnie podejmować decyzje i formułować tok myślowy. Reszta nadal potrzebuje wodza, który myśli za nich. I tak oto jesteśmy świadkiem upadku Solidarności, jednego z najbardziej kultowych i przy okazji najważniejszych tworów społecznych w Polsce.

Od dłuższego czasu związek leci bokiem w ciasnym wirażu. Wirażu w prawo oczywiście. W kierunku PiS. Z tego wirażu nie wyjdzie na prostą. Wypadnie z szosy i na tym się jego działalność zakończy.

Skąd ta teza? Warto się zastanowić, do czego został powołany NSZZ Solidarność. I jakie miał przez lata zadania. Związek zawodowy to poniekąd komórka opory wobec władzy. Ma na celu obronę interesów pracowników tak, by nie stały się one pożywką dla interesów państwa. Krótko mówiąc, Solidarność patrzy na ręce rządu, czy ten aby nie zabiera ich pieniędzy lub nie czyni ich pracy trudniejszą, czy bardziej niebezpieczną. Oczywiście związek porusza się po wielu obszarach, zawsze jednak jego działania determinowane są wspomnianym wcześniej imperatywem.

A w każdym razie było tak do niedawna. Ponieważ w 2002 roku nastąpiła bardzo istotna zmiana. Wtedy to przewodniczącym związku został Jan Śniadek – człowiek Kaczyńskiego. Wówczas dokonał się cichy przełom. Związek do standardowej krytyki rządu (SLD) dołożył wsparcie dla swojego kandydata (PiS). Tym samym przestał być siła społeczną, a stał się siłą polityczną, organizującą protesty na zamówienie PiS, czyli zawsze wtedy, kiedy było to z jakiegoś powodu korzystne.

Trend ten się utrzymał. Kiedy w 2005 roku wybory wygrał PiS, Śniadek stał się łącznikiem pomiędzy robotnikami a rządem. Jednak przyznać trzeba, że w owym czasie były to działania zgodne z logiką. U władzy był spadkobierca PZPR, naturalny wróg Solidarności, wobec czego oczywistym jest, że związek chciał tę władze jak najszybciej usunąć. A PiS był naturalnym kandydatem na nową władzę.

Po zwycięstwie PiS związkowcy nadal robili swoje. Wszyscy pamiętamy górnicze protesty na Śląsku, czy ogromne protesty w służbie zdrowia (białe miasteczko). Jednak Prawo i Sprawiedliwość szybko utraciło swój mandat, a w kolejnych wyborach przegrało z kretesem. Nowym szefem rządu został Tusk. Człowiek, który również wywodzi się z ich środowiska. Z przyczyn oczywistych związek od pierwszych chwil ścierał się z nowym rządem, jednak zupełnie pozbawione sensu było dalsze wsparcie dla PiS. Solidarność straciła swój charakter. Przestała być ruchem społecznym, a stała się ruchem politycznym. Śniadek, po tym jak przegrał kolejne wybory związkowe, nagle znalazł się w sejmie, z list PiS. Mimo iż wcześniej wielokrotnie zarzekał się, że wcale PiSu nie popiera. Nowy szef Solidarności, Piotr Duda, podąża kursem wyznaczonym przez swego poprzednika.

Obecnie do zadań Solidarności nie należy prowadzenie dialogu z rządem i dbanie o interesy pracownicze, a jak najsilniejsza promocja Prawa i Sprawiedliwości, zazwyczaj poprzez akcje skierowane w rząd Tuska. Stoi to w pewnej sprzeczności z logiką, ponieważ o ile jestem w stanie zrozumieć brak poparcia związku dla Tuska, o tyle przeraża mnie fakt, że związek popiera Kaczyńskiego, który już raz bardzo sromotnie Solidarność zawiódł. Najwyraźniej charyzmatyczny lider Solidarności planuje pójść w ślady Śniadka.

Co zatem się stanie, jeśli PiS wygra wybory? Solidarność przestanie istnieć. Jako idea. Związek już w tej chwili jest przybudówką PiS, ale czy ktoś wziął pod uwagę fakt, że kiedy PiS wygra, Solidarność stanie się związkiem rządowym? Następuje tutaj ogromny konflikt interesów. W jaki sposób Solidarność może walczyć z rządem o prawa pracowników, skoro sama będzie rządem?

Duda, jeszcze bardziej, niż jego poprzednik, prowadzi swoistą dywersję w Solidarności. Podkopuje jej fundamenty. Dotąd związek stanowił swoisty balans dla działań rządowych. Dzięki niemu politycy nie odlatywali w kosmos. Związek trzymał ich żelazną ręką za kark, dzięki czemu prawa i interesy pracownicze musiały być respektowane. Jednak teraz to Kaczyński trzyma Solidarność za kark. Kiedy dojdzie do władzy, będzie mógł zrobić co zechce, a setki tysięcy pracowników objętych dotąd opieką Solidarności, obudzi się z przysłowiową ręką w przysłowiowym nocniku.

Mówi się, że idea jest nieśmiertelna. Ale nie w Polsce. U nas nawet ideę można uwieść, wykorzystać i zwyczajnie porzucić. Nawet po 25 latach.

 

Solidarność się rozmywa...

Twitter

g.host
O mnie g.host

Banuję tylko za pomocą argumentów

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka