Niemal każda rozmowa ze światłym prawakiem kończyć się musi tym samym: że idzie ku gorszemu i że lewica wymordowała ileś milionów ludzi. O ile owe „idzie ku gorszemu” oparte jest na zakłamanej wybiórczości, gdzie każdy prawak z przerażeniem pochyla się nad małoletnią Różą, ale dziwnie milczy o tysiącach gwałconych dzieci przez irlandzkich księży, o tyle, nie ma co ukrywać, lewica, czy raczej jej myśl wyrodna, swoje morderstwa na sumieniu ma. Uderzanie w ton morderczego, lewicowego dorobku ma być, rzecz jasna, ostatecznym ciosem retorycznym, który lewicowego przeciwnika na deski kładzie, wszak to rzecz dla prawaka oczywista, że każdy dzisiejszy lewak odpowiedzialność (choćby moralną) za lewicy zbrodnie ponosić musi. Tak jak naturalnie żaden katolik-prawak nie odpowiada za dzieci przez księży molestowanie, nie będziemy przecież stosować bolszewickiej odpowiedzialności zbiorowej.
Wobec niepodważalnego faktu zbrodni lewicowych na horyzoncie prawackiej myśli, co rusz, pojawia się kilka śmiałych tez historyczno-socjologicznych, nad jedną z których chciałbym się dzisiaj pochylić. A mianowicie na dość popularnym poglądzie jakoby lewica wymordowała elity. Jeśli rzeczywiście tak było, jeśli je lewica wyniszczyła, to pierwsze pytanie brzmi kiedy? Najłatwiej by rzec, że w XX wieku, ale wówczas światły prawak straciłby cały, rewolucyjny wiek XIX, no i wiek XVIII ze matką zbrodnii tj. Rewolucją Francuską. A więc i również z Wandeą, która, jak chce K. Masłoń, pierwszym ma być holocaustem. Bo nie może być tak, że sobie Żydzi jakiś unikalny holocaust wymyślili, a prawak ma za nim bezrefleksyjnie powtarzać. Nie, Wandea była pierwsza i proszę jej czasem nie mylić z wojnami religijnymi, trudno bowiem uznać, że ktoś w imię Jezusa holocaust komuś gotować próbował. Ludzie religijni przecież tacy nie są. Załóżmy więc, że elity wymordowano za Rewolucji Francuskiej. Jeżeli więc przyjmiemy tę cezurę czasową, i na chłodno, logicznie rzecz spróbujemy ująć, to przyznać musimy, iż wcześniej lewica elit nie wymordowała. Jeśli więc ktokolwiek jakieś elity wymordował, to musiała to być prawica. Zważywszy zaś na ilość zbrodni czasów wcześniejszych, zionąć prawica musiała pożogą i okrucieństwem. Ale mało tego, jeśli lewica elitę rzeczywiście wymordowała podczas rewolucji, jak przy każdej okazji gardłuje, dłubiąc w sobie zębach, nasz kochany prawak rozsądny tzn. że cała późniejsza tzw. elita bynajmniej nie prawicowego jest chowu. Że to jeno uzurpatorzy, klony owej prawdziwej elity, dawno już pogrzebanej. Przez co w gruncie rzeczy cała historia mordów po rewolucji, to po prostu, krwawe spory w jednej, wielkiej, lewackiej rodzinie. Nad czym więc tak prawak płacze, niech się między sobą wyrzynają lewaki zbrodnicze. Rzecz jasna rewolucja francuska tyczy się jedynie Francji, ale logikę wywodów z powodzeniem zastosować można do innych krajów, czy też okresów. Jeśli lewica elitę wymordowała dopiero w Katyniu czy szerzej podczas II wojny, to raz, wcześniej żadnej elity w Polsce nie wymordowała, a dwa, wszyscy co, dziś żyją w naszej Ojczyźnie jedną, wielką, lewacką rodzinę stanowić muszą. Wszak elit nie ma, elity były tylko przed wojną, a potem zgładzone, więc dziś wszystko jedno czy to prawak czy lewak, bo i tak co najwyżej to lewacki pastuch przebrany, produkt PRL, nielitarny chłopek-roztropek, powołujący się na tych, u których przed wojną mógłby co najwyżej sprzątać. A i to gdyby nogi umył.
W tym sensie okrutnym paradoksem jest, że nad upadkiem elit biadolą dziś ci, którzy na tym, pewnie mimowolnie, ale jednak skorzystali. Któż bowiem by tej dzisiejszej internetowej hołoty słuchał, skoro elita by była pod ręką i ona by nadawała uroczyście elitarny ton w ojczyźnianej dyskusji.