Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
200
BLOG

Tragifarsa po polsku

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 42
Osobiście mało mnie obchodzi, czy Ukraińcy przeproszą Polaków za ludobójstwo wołyńskie, czy nie – mojego stosunku do nich to nie zmieni. Jeśli natomiast polskim władzom na tym zależy, powinny odpowiednie słowa wycisnąć z Kijowa już teraz, bo jest ku temu najlepsza pora. Potem będzie już za późno, a stosowane półśrodki i przedłużające się oczekiwania rodzą jedynie zawód, gorycz i złą krew po obu stronach sporu o przeszłość, która przecież jest jednoznaczna, choć dla nas i dla nich w zupełnie innych wymiarach. A czy koniecznie musi być nazwana tak, jakbyśmy my tego chcieli i za jaka cenę? Hm, dobre pytanie

        Łukasz Jasina jest Polakiem i jakby to powiedział Roman Dmowski, czym głownie zresztą zasłużył sobie na pomnik, ma obowiązki polskie – a tym bardziej jako rzecznik MSZ. Jednak przed ponad dwoma miesiącami okazało się, że niekoniecznie, skoro reprezentując stanowisko naszej dyplomacji, a więc i polskiego rządu, uznał ten za sługę narodu ukraińskiego.

        Pomijając fakt, że mówienie o narodzie ukraińskim jest zdecydowanie przedwczesne, a w pewnych sytuacjach wymuszone jedynie kurtuazją, czym zapewne kierował się Jasina, to już wzmianka o sługach powinna zakończyć się jego natychmiastową dymisją. To, że tak się nie stało, spowodowane było prawdopodobnie obawą rządu o wywołanie zgrzytu w relacjach pomiędzy Kijowem a Warszawą. Bo jak to tak, dobry Jasina przygiął karku, udając przez Ukraińcami pochyłe drzewo, na które można racicami wskakiwać do woli, a tu Polaczki, Lachy priaklatyje, wywalili go na zbity pysk - druga naszego. No nie wypadało i już. Za to teraz, gdy Jasina obudził się z ręką w nocniku i zmieniając się ze sługi w rozgoryczonego sąsiada uznał wprost, że prezydent Zełenski powinien przeprosić Polaków za Wołyń, został bezterminowo odstawiony przez rząd na bocznicę. Czyli reprezentowanie na kolanach interesów Warszawy w relacjach z sąsiadem przeszło mu ,,na sucho”, natomiast upominanie się o interesy polskie, choć – tu powiedzmy szczerze - wykonane z gracją słonia poruszającego się w składzie z porcelaną, zaowocowało jego zawieszeniem. Dziwne, by nie powiedzieć, że bezrozumne, choć faktem jest, że Jasina nie nadaje się na stanowisko, którego sprawowanie koliduje i z jego jak się wydaje inteligencją, i z niekontrolowanymi emocjami.

        Natomiast faktem jest, że jeśli teraz, gdy Ukraińcy nas bardzo, bardzo potrzebują, nie wydusimy z nich słowa ,,przepraszam", co zostałoby usłyszane w świecie, to nie wydusimy go na pewno nigdy, a zwłaszcza wtedy, gdy na rzecz zbliżenia z Niemcami i na ich życzenie odłożą na zakurzoną półkę udawaną przyjaźń z Polską.

        Dowodem tego jest reakcja ambasadora Kijowa Wasyla Zwarycza na słowa Jasiny. Pomijam tu ostry ton jego wypowiedzi, w tym uznanie za nieakceptowalne i niefortunne sugerowanie ukraińskiemu prezydentowi przeprosin. Nie, chodzi o coś gorszego, o relatywizowanie skali zbrodni i odpowiedzialności za nie, ujęte w przypomnianych słowach hierarchów Kościołów obu państw, tak jakby ci mieli w tej kwestii prawo do oficjalnego wypowiadania się, a zawarte w maksymie: ,,wybaczamy i prosimy o wybaczenie”, na które ambasador się powołał. Za to Zwarycz powinien natychmiast opuścić Polskę, natomiast hierarchów należałoby nakłonić do milczenia. Cóż, nie chcą Ukraińcy przepraszać – trudno, taka ich już cyryliczna moralność i wymogi historycznej polityki, ale niech nie czynią przy okazji równorzędnymi swoich grzechów z grzechami polskimi, bo pojedyncze akty zbrodni ze zbrodniami ludobójstwa liczonymi w dziesiątkach tysięcy równe nie są. Tak jak nienawiść nie jest równa nienawiści przerośniętej w rzeź. Można zatem tylko załamać ręce, że nasza dyplomacja skupiła się na zawieszeniu Jasiny, natomiast nie skierowała do ,,braci z sąsiedztwa” żądania usunięcia ich ambasadora.

        Jakby tego było mało, mieliśmy niedawno w Sejmie wystąpienie szefa ukraińskiej Rady Najwyższej Rusłana Stefanczuka, który nawiązując do wydarzeń wołyńskich złożył nam wyrazy… szczerego współczucia i – co jest już szokujące – wdzięczności za podtrzymywanie pamięci o naszych wymordowanych przodkach, pamięci, która nie wzywa do zemsty i nienawiści. Czyli oficjalnie podpowiedział, jaka ta pamięć ma być – taka, a nie inna, znaczy nie nienawistna i Boże uchowaj, żeby roszczeniowa. To dowodzi, że tupet zwykłego człowieka miewa ograniczenia, tupet polityka już nie.

        Zuchwałość naszego drogiego gościa przeszła wszelkie oczekiwania i gdyby na sali sejmowej siedział człowiek pokroju Piłsudskiego, kazałby go Straży Marszałkowskiej wyrzucić na zbity pysk. Niestety, polskie pospólstwo, na wyrost zwane narodem, zasługuje na takich przywódców jakich ma, na sługusów obcych spraw – niemieckiej, unijnej, ukraińskiej czy amerykańskiej. Natomiast na służbę własnej, polskiej sprawie brak już im energii, bezinteresowności i zwykłej wyobraźni.

        Co to za przypadłość, ktoś zapyta? Hm, to narodowa, ciągnąca się wiekami, tragifarsa po polsku, skąpana w głupocie, prywacie i krwi.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka