Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
254
BLOG

Jeszcze słówko o dzikich świniach

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rozmaitości Obserwuj notkę 17

        Świnia jaka jest, każdy widzi. Niektórzy nawet częściej od innych, spoglądając w lustro, choć większość z nich wręcz nieprzyzwoicie upiera się przy swoim człowieczeństwie. Natomiast jaka jest dzika świnia zwana dzikiem - tego nie każdy do tej pory był sobie w stanie wyobrazić, bowiem dzik nie stanowił przedmiotu powszechnego zainteresowania, a świnia już tak – choćby w postaci boczku, kiełbasy czy schabowego, znaczy wiktuałów pożeranych bez stresów, bo zupełnie anonimowo, czyli tak, jakby te produkty nie wiązały się z życiem i śmiercią. No ale teraz, po tygodniowej kampanii w mediach, to dzik wyszedł na prowadzenie, siejąc falę powszechnego oburzenia na zmianę z fontanną łez spowodowanych hekatombą krwi, jaką leśny zwierz musi złożyć na ołtarzu walki z afrykańskim pomorem świń.

        Co ciekawe jednak, nie dość, że należy go odstrzelić, to niektórym przyszło na myśl, że można z niego upichcić niezły polityczny pasztet. Mniej więcej tej samej rangi, co uprzednio przyrządzany na korniku drukarzu, wciągając w to koniecznie Unie Europejską. Dlatego w proteście wystąpiły całe zagony otumanionych propagandą oraz humanitarnym wzmożeniem osobników, w tym nawet jeden z pozoru bystry, bo aż profesor, czyli Dariusz Rosati, zawód wykonywany: europoseł. Przy okazji okazało się, że opozycja obstawia ruchy w ciemno, bez zainteresowania się materiałami źródłowymi dotyczącymi odstrzału planowanego w Polsce w latach ubiegłych i bez znajomości unijnego prawa, co zwłaszcza Rosatiego po prostu deklasuje jako europejskiego polityka. Ale co najważniejsze, działano bez znajomości faktów zza zachodniej granicy, gdzie rozgrywa się sprawy polskie.

        Rzecz pierwsza to kwestia planowanej ilości likwidacji pogłowia zwierząt, wynoszącej 210 tys. sztuk. Rzut oka na dane wskazuje, że w każdym roku, poczynając od sezonu łowieckiego 2012/2013, ilości były znacznie większe, co nie tyle narzuca podejrzenie, ale daje pewność, iż sprawa przeciwstawiania się odstrzałowi została przygotowana przez opozycję jako kolejny oręż w walce z rządem. Co ciekawe, nikomu z protestujących gamoni nie przyszło do łba zajrzeć do internetu, by stwierdzić, że bierze udział w jakiejś politycznej farsie, w tym i panu profesorowi, któremu marzyła się interwencja KE w dziczej sprawie.

        Niestety, znaczy dla Rosatiego i protestujących, rzecznik KE pani Anna-Kaisa, w publicznym wystąpieniu stwierdziła, że walka z wirusem ASF zagrażającym sektorowi mięsnemu jest priorytetem Komisji, w związku z czym Polska musi stosować się do przepisów i zaleceń unijnych, a tym samym podjąć odstrzał dzików w przypadku stwierdzenia u nich wirusa. Koniec, kropka. To zaś powinno podpowiadać polskiemu społeczeństwu, że nie wiadomo, dlaczego reprezentujący nas w unii profesor, biorący za to całkiem fajne pieniądze, jest kompletnym ignorantem w dziedzinie obowiązujących praw i powinien już niedługo po dzikach zostać odstrzelony głosami wyborców w czasie elekcji do Europarlamentu.

        I wreszcie ostatnia sprawa to ilość zabitych dzików przez Niemców, którzy w poprzednim sezonie położyli trupem ponad 800 tys. sztuk., przy braku głosów sprzeciwu ze strony własnych obywateli. A tym bliższa jest zdrowa wieprzowina od źle pojętej ekologii. No i nie po to Niemcy pozbywają się swoich dzików w obronie własnego rynku mięsnego przed ASF, żeby teraz, przeprawiając się wpław przez Odrę i Nysę, zawitały do nich zarażone wirusem watahy z Polski. Te nieodstrzelone znaczy.

        Sprawa planowanego odstrzału w Polsce to coś zupełnie innego niż afera z kornikiem drukarzem, w związku z czym rząd w Berlinie nie tylko nie uruchomi organów unijnych do walki z naszą decyzją, ale wręcz przeciwnie - kierując się własnym interesem tym razem poprze ją. A kto wie, czy jej nawet nie ,,podpowiedział”. I było to oczywiste, choć nie dla części naszych polityków.

        Szkoda tylko, że w tym niby ,,dziczym zamieszaniu”, które od początku było bardzo czytelne, już w czasie pierwszego weekendu zaplanowanego odstrzału jakiś zbir, zamiast dzika, postanowił wyeliminować prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Co gorsza, wobec kompletnego niedowładu ochrony udało mu się. A co jeszcze gorsze, ba, wręcz porażające, rozbawiona hołota kompletnie nie reagowała na dramat, kolebiąc się w rytm muzyki i nagrywając telefonami koncert zespołu, który sobie nie przerywał, choć Adamowicz leżał już pchnięty nożem na estradzie. Pewnie wszystko tak dla jaj, happening tylko taki – myślano. Znaczy wszyscy: i nożownik, i orkiestra i publika działali jakby kolektywnie we wspólnym jublu, w myśl zasady głoszonej przez pana Jurka: ,,róbta co chceta”. Cóż, hasło na czasie.

Hm, wiecie, coś wam powiem: – Te dzikie świnie to bardzo cywilizowane watahy. Naprawdę szkoda ich. Bo dzik to czasem brzmi dumnie. Zwłaszcza w relacji do…


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości