Gilsberg Gilsberg
96
BLOG

Żelazna miotła w spółkach Skarbu Państwa. Część 4

Gilsberg Gilsberg Gospodarka Obserwuj notkę 2
Potoczne określenie ,,Spółka Skarbu Państwa'' oznacza, że państwo posiada w kapitale takiego podmiotu akcje albo udziały. Istnieje jednak zasadnicza różnica pomiędzy spółkami należącymi w 100% do państwa, a tymi gdzie tych akcji jest np. 25% albo mniej niż połowa. Zupełnie inaczej są też zarządzane spółki notowane na GPW (Giełdzie Papierów Wartościowych). A co to właściwie oznacza, że właścicielem jest państwo? Państwo czyli kto?

W przekazie medialnym funkcjonuje określenie ,,Spółka Skarbu Państwa''. Mało kto jednak zastanawia się, w jakiej części spółka ta jest rzeczywiście państwowa, a w jakiej części należy do prywatnych inwestorów (zazwyczaj akcjonariuszy), którymi może zostać każdy z nas, lokując tam swoje oszczędności. ,,Każdy z nas'' dotyczy nie tylko ,,nas Kowalskich i Nowaków'', ale także międzynarodowych funduszy inwestycyjnych zarejestrowanych, np. na Cyprze, Kajmanach, w Luksemburgu, Londynie czy Nowym Jorku. Kapitałowymi współwłaścicielami naszych największych państwowych firm mogą zatem być i - de facto są - akcjonariusze: arabscy, rosyjscy,  amerykańscy, ukraińscy, izraelscy, francuscy itd. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Tylko tyle, że ma to istotne znaczenie dla postrzegania i zrozumienia funkcjonowania spółek Skarbu Państwa, potocznie wrzuconych do jednego wspólnego ,,worka''.

Przykładowo; polski Skarb Państwa posiada 49.9% akcji w Orlenie, do którego należy też m.in. PGNiG oraz Lotos, ponad 44% akcji w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, 33% w całej grupie PKP i 33,8% akcji w KGHM, który jest siódmym największym producentem miedzi na świecie. W spółkach energetycznych natomiast Skarb Państwa posiada akcje w proporcji: w Tauronie ponad 30% (i jeszcze 10% poprzez KGHM), w Enei 51,5%, a w PGE aż 61%. Pomorska Energa została wycofana z Giełdy i należy w 91% do Orlenu. Jako przykład branży bankowo-finansowej można podać: PKO (29,5%), PZU (34%) i Pekao, gdzie państwo posiada około 33%, jednak niebezpośrednio, bo poprzez akcje PZU i PFR (Powszechnego Funduszu Rozwoju).

Procentowy udział w kapitale ma duże znaczenie, biorąc pod uwagę uprawnienia pozostałych (niepaństwowych) akcjonariuszy. Mogą oni, np. zwołać posiedzenie Walnego Zgromadzenia, czyli najważniejszego organu każdej akcyjnej spółki. Mogą też korzystać z szeregu prawnych możliwości i np. spróbować ,,wrogiego przejęcia'', czyli masowego wykupu akcji na GPW. Takie (zresztą legalne) działania miały już miejsce. W czasach rządów PO, kolega Putina Wiaczesław Mosze Kantor, próbował wykupić chemiczną spółkę Azoty, która jednocześnie była wówczas największym w Polsce odbiorcą rosyjskiego gazu. Próba ta skończyła się niepowodzeniem, ale ówczesny Minister Skarbu - w celu obrony - musiał przyłączyć Azoty Puławy do Azotów Tarnów, co zresztą do dzisiaj budzi spore niezadowolenie w Puławach, gdzie mówi się, że: ,,mrówka przejęła słonia''. Inaczej też; wydaje się miliony w spółce, która należy w ponad 50% do Skarbu Państwa. Tam bowiem obowiązuje wprost reżim prawa zamówień publicznych. W konsekwencji; zakupy i duże zlecenia podlegają większej kontroli. Kontrahenci, którzy przegrali przetarg mogą się odwołać do Krajowej Izby Odwoławczej i sądów.

Nie ma potrzeby epatować dalej liczbami. Wiadomo już, że Skarb Państwa jest kluczowym inwestorem (właścicielem) w spółkach współtworzących polską gospodarkę. Ale na pewno nie większościowym. Poza PGE i Eneą, która - jak szepczą lisy w Kampinosie - miała być przejęta przez większą koleżankę, a później przez Orlen, co zresztą i tak pewnie w niedalekiej przyszłości nastąpi (bez względu na politykę). Ważne jest też, że uprawnienia Skarbu Państwa są często gwarantowane przez tzw. ,,złotą akcję''. Oznacza to, że państwo - mimo nieposiadania większości akcji - utrzymuje w swym ręku, w pełni, stery flagowych okrętów. Oby jednak w przyszłości, któryś z międzynarodowych arbitraży nie uznał tej konstrukcji prawnej za nielegalną. Bo wówczas możemy się obudzić w zupełnie innej rzeczywistości gospodarczej...

Jakie to wszystko ma znaczenie?

Otóż; każdy z kandydatów do zasiadania w organach państwowych spółek, a zwłaszcza w zarządzie, powinien zdać sobie sprawę, że nie odpowiada tylko przed politycznym ministrem sprawującym nadzór właścicielski. Taki prezes/wiceprezes zarządza przecież majątkiem należącym w większej części do rozproszonych akcjonariuszy, wśród których są często największe na świecie fundusze inwestycyjne o budżecie przewyższającym budżety wielu europejskich państw. Fundusze są zarazem podmiotami korzystającymi z usług największych międzynarodowych firm doradczych i prawnych. Dlatego taki właśnie akcjonariusz może dojść do wniosku, że podjęta przez państwową spółkę uchwała jest niekorzystna i działa na jego szkodę. I - w konsekwencji - złożyć, np. w amerykańskim sądzie albo zagranicznym trybunale arbitrażowym - odpowiedni pozew. Kwota żądania rekompensaty może też wielokrotnie przewyższyć limity ubezpieczeń, którymi zwyczajowo są objęci państwowi menadżerowie. Ta świadomość jest bardzo istotna. To nie są żarty. Menadżer państwowej spółki Skarbu Państwa - śmiem twierdzić - ma trudniejsze zadanie niż zarządca spółki prywatnej, bo nie może jedynie operować w rzeczywistości ekonomicznej. Znajduje się on często między młotem, a kowadłem, tzn. oczekiwaniami ministra podyktowanymi często sprawami politycznymi, oczekiwaniami związków zawodowych (wiążącymi się zawsze ze wzrostem kosztów zarządzanej spółki) i oczekiwaniami typowo właścicielskimi - tzn. poprawy wyniku i realizacji postawionych celów.

Warto się teraz przyjrzeć, kim tak na prawdę jest ten państwowy nadzór właścicielski - Państwo, czyli kto?

Na ul. Wspólnej w Warszawie, tuż obok Kruczej, stoi bardzo ważny dla polskiej gospodarki budynek będący siedzibą Ministerstwa Aktywów Państwowych (MAP). Wciąż jeszcze bizantyjskie księstwo ministra (już nie wicepremiera) Sasina. To przywołane ,,Bizancjum'' nie jest wcale szydercze. Nieważne kto i kiedy rządził. Zawsze nadzór nad spółkami Skarbu Państwa wiązał się z realną władzą, a co za tym idzie; rozdawaniem stanowisk, czyli konsumpcją powyborczych łupów. Tworząca się rządowa koalicja zapewne - w pierwszym etapie - nie zlikwiduje tego resortu. PiS-owi zajęło całą kadencję, ażeby zutylizować Ministerstwo Skarbu Państwa, a później skupić nadzór - na nowo - w jednym ręku (wyłączając z tego państwowe media, o czym była mowa wcześniej). Jestem przekonany, że MAP przez najbliższe dwa lata pozostanie w niezmienionym kształcie (przy czym ewentualna zmiana nazwy nie ma tu znaczenia). Dlaczego? Dlatego, że każda restrukturyzacja jest czasochłonna i kosztowna. I dużo trudniejsza w przypadku państwowych ministerstw. Poza tym, jest to resort idealnie ukształtowany do sprawnego ,,podziału łupów'' pomiędzy ugrupowaniami przejmującymi za chwilę władzę. Oczywiście, w dalszym czasie, MAP - jako PiSowski projekt - zostanie gruntownie zmieniony lub zlikwidowany. Da się to sprawnie zrobić. Wcześniej jednak należy się przyjrzeć strukturze tego ministerstwa. Kto konkretnie i realnie (nie formalnie) nadzoruje i odpowiada za nadzór właścicielski nad firmami obracającymi przecież miliardami dolarów?

Nie. Nie minister MAP. I nie. Nie jego zastępcy (wiceministrowie), wyznaczani zawsze według klucza frakcyjnego. Ci zresztą; dzielą się na tych w randze sekretarzy stanu, którzy są jednocześnie posłami (politykami) i podsekretarzami stanu, którymi są często zewnętrzni specjaliści (ci ,,od roboty'':). Nie czas i miejsce, żeby analizować teraz te dystynkcje. Najważniejsi są bowiem dyrektorzy poszczególnych ministerialnych departamentów. To właśnie oni odpowiadają za poszczególne działy, czy też obszary polskiej gospodarki. Kolejnictwo, transport, paliwa płynne, przesył energii, wydobycie (węgla), finanse, produkcję zbrojeniową, pocztę itd.

Kim są ci ludzie?

No właśnie. Przede wszystkim i po pierwsze; są dla przeciętnego ,,Kowalskiego'' anonimowi. Są wśród nich doświadczeni urzędnicy pamiętający jeszcze czasy ministerstwa przekształceń własnościowych. Są też tamże nominaci partyjni. Są również młodzieńcy, którzy wykazali się w kampaniach wyborczych szybkim roznoszeniem ulotek wyborczych. Po drugie; osoby te zarabiają netto po kilka tysięcy złotych, co było i jest (w przypadku dyrektorów) dodatkowo rekompensowane uposażeniami z tytułu członkostwa w radach nadzorczych państwowych spółek. Niemniej jednak; specjaliści z ugruntowaną pozycją zawodową, czyli np.  finansiści, zawodowi menadżerowie, prawnicy itp. z całą pewnością nie zdecydują się na urzędniczą karierę. Nawet etos i propaństwowe przekonania nie zmienią, co do zasady, tego przekonania. A jeśli jednak będą one przyświecać decyzji o zatrudnieniu się, np. w MAP, to - według mnie - warszawska proza życia dosyć szybko przypomni im o sobie, poprzez terminy kredytowych rat, czesnego za dziecko w przedszkolu, czy innych codziennych zobowiązań.

Nic niezwykłego i nic, z czym nie mierzą się na co dzień, miliony Polaków . Ale to właśnie ci ludzie odpowiadają w przeważającej mierze za rdzeń polskiej gospodarki. Za nadzór nad firmami dokonującymi wielomiliardowych transakcji. Ci ludzie często przed 30 rokiem życia. I nie jest to w żadnej mierze do nich przytyk. Tak to po prostu teraz funkcjonuje.

MAP - jako właściciel spółek Skarbu Państwa - ma szereg bezpośrednich uprawnień, np. pozwalających powołać do rady nadzorczej daną osobę poprzez wskazanie. Pozostali kandydaci muszą jednak przejść bardziej formalną i czasochłonną procedurę.

Między innymi o tym będzie mowa w następnej części.




Gilsberg
O mnie Gilsberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka