26 marca 2014 - Palais des Beaux Arts. Bruksela, Belgia
PRZEMÓWIENIE PREZYDENTA OBAMY DO EUROPEJSKIEJ MŁODZIEŻY
PREZYDENT OBAMA: Dziękuję bardzo. Dziękuję. (Oklaski.) Proszę usiąść. Dobry wieczór. Goede avond. Bonsoir. Guten Abend. (Oklaski.) Lauro, dziękuję za ten wspaniały wstęp. Zanim wyszła, powiedziała mi, żebym się nie denerwował. (Śmiech.) Wyobrażam sobie... sądzę, że ojciec Laury jest tu gdzieś na sali... wyobrażam sobie, jak bardzo jest z niej dumny. Doceniamy jej pracę, jesteśmy też wdzięczni za przypomnienie, że kształt naszej przyszłości zależy od młodych ludzi, takich jak ona.
Wasze Wysokości, Panie Premierze, mieszkańcy Belgii – w imieniu narodu amerykańskiego pragnę powiedzieć, że jesteśmy wdzięczni za Waszą przyjaźń. Trzymamy się razem jako nierozłączni sojusznicy. Dziękuję Wam za wspaniałą gościnność. Muszę przyznać, że łatwo jest pokochać kraj słynący z czekolady i piwa. (Śmiech.)
Przywódcy i przedstawiciele instytucji Unii Europejskiej oraz NATO, wielce szanowni goście! Spotykamy się tutaj w chwili próby dla Europy, Stanów Zjednoczonych i porządku międzynarodowego, który budujemy od pokoleń.
Przez cały okres historii ludzkości społeczeństwa poszukują odpowiedzi na fundamentalne pytania o to, jak się organizować, jak kształtować właściwe relacje między jednostką a państwem, jakie są najlepsze metody rozwiązywania nieuniknionych sporów między państwami. I to właśnie tutaj, w Europie, w ciągu stuleci zmagań – po okresach wojen i oświecenia, czasach represji i rewolucji – zaczęły wyłaniać się szczególne ideały. Przekonanie, że mając sumienie i wolną wolę, każdy z nas ma także prawo żyć zgodnie z dokonywanymi przez siebie wyborami. Przekonanie, że władza pochodzi z przyzwolenia rządzonych oraz że konieczne jest ustanowienie praw i instytucji, które chronią ten porządek rzeczy. Idee te zainspirowały w końcu grupę kolonizatorów do wyprawy za ocean i zostały przez nich zapisane w dokumentach założycielskich, którymi do dziś kieruje się Ameryka. Dokumenty te zawierają prostą prawdę, że wszyscy ludzie, kobiety i mężczyźni, zostali stworzeni równi sobie.
Ale ideały te są poddawane próbie – w Europie i na całym świecie.
Często zagraża im starsze, bardziej tradycyjne pojmowanie władzy. Według założeń tej alternatywnej wizji zwykli ludzie nie mają zdolności kierowania własnymi sprawami, a porządek i postęp może istnieć tylko wtedy, gdy jednostki zrzekną się swoich praw i podporządkują wszechpotężnemu władcy. Często ta alternatywna wizja jest zakorzeniona w przekonaniu, że z powodu rasy, wyznawanej wiary lub pochodzenia etnicznego niektórzy ludzie z natury są lepsi od innych, a tożsamość jednostki musi być zdefiniowana podziałem na „my” i „oni” lub że chwała narodu musi wynikać nie z tego, za czym opowiadają się ludzie, ale z tego, czemu są przeciwni.
Wielokrotnie w historii dwudziestowiecznej Europy te dwa zestawy idei ścierały się ze sobą, zarówno w obrębie poszczególnych państw, jak i w czasie konfliktów między nimi. Postęp przemysłu i techniki wyprzedził naszą umiejętność pokojowego rozstrzygania sporów i nawet wśród najbardziej cywilizowanych społeczeństw zdarzały się przejawy powrotu do barbarzyństwa.
Dziś pola Flandrii przypomniały mi, że wojna między ludźmi skazała całe pokolenie na śmierć w okopach i oparach gazu w czasie pierwszej wojny światowej. Zaledwie dwie dekady później skrajny nacjonalizm wepchnął kontynent w kolejną wojnę – narody zostały zniewolone, wspaniałe miasta zamieniły się w ruiny, zamordowano dziesiątki milionów ludzi, wśród nich było wiele ofiar Holokaustu.
W odpowiedzi na te tragiczne wydarzenia historii, po drugiej wojnie światowej Ameryka i Europa zdecydowały się na odrzucenie mrocznych sił przeszłości i budowę nowej architektury świata opartego na pokoju. Robotnicy i inżynierowie wprowadzili w życie plan Marshalla. NATO stanęło na warcie, dając początek najsilniejszemu sojuszowi w historii świata. Amerykanie po drugiej stronie Atlantyku podzielali wspólną wizję Europy, opartą na demokracji przedstawicielskiej, poszanowaniu praw jednostki, przekonaniu, że kraje mogą działać na rzecz swoich obywateli poprzez handel i otwarte rynki; wizję bezpieczeństwa socjalnego i poszanowania osób o odmiennym wyznaniu lub pochodzeniu.
Przez dziesięciolecia wizja ta pozostawała sprzeczna z realiami życia za żelazną kurtyną. Przez dziesięciolecia toczył się bój, który wreszcie został zażegnany – nie przez czołgi czy pociski, ale dzięki Węgrom, którzy zainspirowani naszymi ideałami stanęli do rewolucji, dzięki Polakom, którzy w stoczni poparli Solidarność, dzięki Czechom, którzy bez jednego wystrzału przeprowadzili aksamitną rewolucję i dzięki mieszkańcom Berlina Wschodniego, którzy nie zważając na strażników maszerowali w stronę muru, by w końcu go zburzyć.
Obecną rzeczywistość – nie do wyobrażenia w okopach Flandrii, pośród gruzów Berlina czy w więziennych celach dysydentów – uważamy za coś oczywistego.
Niemcy są zjednoczone. Kraje Europy Środkowej i Wschodniej powitano w rodzinie państw demokratycznych. Tutaj, w kraju, który kiedyś był polem bitewnym Europy, spotykamy się w samym sercu Unii, w ramach której dawni adwersarze współpracują ze sobą w pokoju. Narody Europy, setki milionów obywateli na wschodzie, zachodzie, północy i południu, żyją w poczuciu większego bezpieczeństwa i dobrobytu, ponieważ potrafiliśmy opowiedzieć się za wspólnymi ideałami.
Ta historia postępu ludzkości nie ogranicza się w żadnym razie do Europy. Ideały, które definiują nasz sojusz, były inspiracją dla ruchów na całym świecie, inicjowanych przez osoby, którym – o ironio – potęgi Zachodu zbyt często odmawiały ich praw. Po drugiej wojnie światowej narody od Afryki po Indie zrzuciły jarzmo kolonializmu i wywalczyły sobie niepodległość. W Stanach Zjednoczonych obywatele postanowili przeciwstawić się segregacji rasowej i narażając się na przemoc wyruszali autobusami do południowych stanów, by walczyć o prawa obywatelskie. W Europie upadła żelazna kurtyna, a w Afryce osłabła żelazna pięść apartheidu. Nelson Mandela opuścił wreszcie więzienie, dumnie i z podniesionym czołem, aby stanąć na czele wielorasowej demokracji. Narody Ameryki Łacińskiej odrzuciły dyktatury i zbudowały nowe demokracje, zaś kraje azjatyckie pokazały, że rozwój i demokracja mogą iść w parze.
Młodzi ludzie, którzy są dziś tutaj, młodzi ludzie, tacy jak Laura, urodzili się w miejscu i w czasach, w których jest mniej konfliktów, więcej dobrobytu i więcej wolności, niż kiedykolwiek w historii ludzkości. Ale to nie dlatego, że zniknęły najmroczniejsze pobudki, jakimi czasem kierują się ludzie. Nawet tu, w Europie, mieliśmy do czynienia z szokującymi czystkami etnicznymi na Bałkanach.
Problemy integracji i globalizacji, spotęgowane ostatnio przez największy kryzys gospodarczy w historii najnowszej, utrudniły realizację europejskiego projektu i stały się pożywką dla polityki, która zbyt często bywa skierowana przeciwko imigrantom, gejom lub innym grupom, które z jakichś powodów wydają się odmienne.
Technologia otworzyła olbrzymie możliwości w zakresie wymiany handlowej, innowacyjności i porozumienia między kulturami, ale jednocześnie umożliwiła terrorystom zabijanie na przerażającą skalę. Na całym świecie wojny domowe i konflikty etniczne pochłaniają tysiące ofiar. Po raz kolejny jesteśmy świadkami sytuacji, w której niektórzy uważają, że większe kraje mogą terroryzować mniejsze w imię własnych interesów – znów ktoś próbuje dowieść, że silniejszy ma zawsze rację.
Przybyłem tu dzisiaj, aby podkreślić, że nie wolno nam przyjąć, iż postęp wywalczony w Europie i kontynuowany na całym świecie jest dobrem danym raz na zawsze – bo konflikt idei trwa także w Waszym pokoleniu. I to właśnie jest dziś stawką na Ukrainie. Przywódcy Rosji kwestionują prawdy, które jeszcze kilka tygodni temu wydawały się oczywiste – że w XXI wieku granic w Europie nie można przesuwać siłą, że należy liczyć się z prawem międzynarodowym oraz że ludzie i narody mają prawo samodzielnie decydować o własnej przyszłości.
Prawdę mówiąc, gdybyśmy definiowali nasze interesy w węższej perspektywie, gdybyśmy kierowali się zimną kalkulacją, moglibyśmy spojrzeć na to inaczej. Nasza gospodarka nie jest szczególnie zintegrowana z ukraińską. Inwazja na Krym nie zagraża bezpośrednio ani naszym obywatelom, ani krajowi. Aneksja dokonana przez Rosję nie stanowi zagrożenia dla naszych granic. Ale okazanie takiej obojętności oznaczałoby, że nie wyciągnęliśmy wniosków z historii, której świadectwem są cmentarze na tym kontynencie. Pozwolilibyśmy na powrót do stosowania starych metod w nowym stuleciu. Taki sygnał wysłalibyśmy nie tylko do Europy, ale także Azji, obu Ameryk, Afryki i na Bliski Wschód.
Konsekwencje samozadowolenia i bezczynności nie są abstrakcyjne. Ich wpływ na życie ludzi – takich jak my – musi działać na naszą wyobraźnię. Spójrzmy na młodych Ukraińców, którzy postanowili przejąć z rąk skorumpowanego rządu własną przyszłość – przywołajmy widok ofiar snajperów i osób oddających hołd poległym na Majdanie. Była wśród nich studentka uniwersytetu owinięta ukraińską flagą i wyrażająca nadzieję, że „każdy kraj powinien postępować zgodnie z prawem”. Doktorantka przemawiająca do współprotestujących: „Domagam się godności dla ludzi, którzy są tutaj”. Postawcie się w roli młodej kobiety, która mówi: „Są rzeczy, których nie da się zniszczyć strachem, policyjną pałką ani gazem łzawiącym”.
Nigdy nie spotkaliśmy tych ludzi osobiście, ale ich znamy. Ich głosy są echem nawoływań do szacunku dla godności człowieka, które przez całe pokolenia rozbrzmiewały na europejskich ulicach i placach. Wyrażają to, co chcieliby powiedzieć ludzie z całego świata w tej samej chwili walczący o swoją godność. Ukraińcy odrzucili rząd, który okradał ludzi zamiast im służyć. Sięgają po te same ideały, dzięki którym my mogliśmy spotkać się tu dzisiaj.
Nikt z nas nie wie na pewno, co przyniosą kolejne dni na Ukrainie, ale jestem przekonany, że w końcu głosy te – głosy opowiadające się za ludzką godnością, możliwościami, prawami jednostki i rządami prawa – w końcu zatriumfują. Wierzę, że w perspektywie długoterminowej przyszłość należy do nas, do wolnych narodów i wolnych ludzi. Wierzę w to nie dlatego, że jestem naiwny, ani nie dlatego, że znam siłę naszych armii i wielkość naszych gospodarek – ale dlatego, że ideały, które wyznajemy są prawdziwe i uniwersalne.
Tak, wierzę w demokrację, wolne i uczciwe wybory; niezawisłe sądy i partie opozycyjne; w społeczeństwo obywatelskie i nieocenzurowane informacje, dzięki którym jednostki mogą dokonywać własnych wyborów. Tak, wierzę w otwartość gospodarki opartej na wolnym rynku i innowacyjności, w indywidualną inicjatywę i przedsiębiorczość, w handel i inwestycje, które tworzą szeroko dostępny dobrobyt. Wierzę też w ludzką godność – w to, że wszyscy zostaliśmy stworzeni jako sobie równi, bez względu na to, kim jesteśmy, jak wyglądamy, kogo kochamy czy skąd pochodzimy. W to właśnie wierzymy. To nam daje siłę.
Nasza siła i wytrwałość znajduje także odzwierciedlenie w poszanowaniu dla międzynarodowego systemu, który chroni prawa krajów i ludzi – dla Organizacji Narodów Zjednoczonych i Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, dla prawa międzynarodowego i metod jego egzekwowania. Mamy jednakże świadomość, że reguły te nie działają automatycznie; to już zależy od ludzi i krajów dobrej woli, które prawa te konsekwentnie stosują. I dlatego pogwałcenie przez Rosję prawa międzynarodowego – jej atak na suwerenność i integralność terytorialną Ukrainy – musi spotkać się z potępieniem. Nie dlatego, że chcemy poniżyć Rosję, ale dlatego, że nie można zaniżać standardów, które dla Europy i dla świata tak wiele znaczą.
Przez ostatnie lata Stany Zjednoczone, Europa i nasi partnerzy z całego świata jednoczyli się w obronie tych ideałów, a także we wspieraniu narodu ukraińskiego. Wspólnie potępiliśmy rosyjską inwazję na Ukrainę i uznaliśmy referendum na Krymie za nielegalne. Wspólnie izolujemy Rosję politycznie, zawieszając jej udział w G8 i obniżając rangę naszych dwustronnych relacji. Wspólnie nakładamy koszty w postaci sankcji, które ponosi Rosja i osoby odpowiedzialnych za podejmowane działania. A jeśli władze Rosji dalej będą postępowały tą drogą, wspólnie postaramy się zwiększyć tę izolację. Odbije się to w jeszcze większym stopniu na rosyjskiej gospodarce oraz będzie miało wpływ na jej pozycję na świecie.
W tym czasie Stany Zjednoczone i ich sprzymierzeńcy nadal będą wspierać rząd Ukrainy w jej demokratycznych przemianach. Wspólnie chcemy zaoferować znaczący pakiet pomocowy, który pomoże ustabilizować gospodarkę Ukrainy i zaspokoić najbardziej podstawowe potrzeby jej obywateli.
Chcę jasno powiedzieć: ani Stany Zjednoczone, ani Europa nie mają żadnego interesu w sprawowaniu nad Ukrainą kontroli. Nie wysłaliśmy tam naszych wojsk. Chcemy jedynie, by naród ukraiński mógł sam podejmować decyzje, tak jak czynią to inne wolne narody świata. Nie zamierzamy rozpoczynać w ten sposób kolejnej zimnej wojny. Inaczej niż Związek Radziecki, Rosja nie stoi na czele bloku państw i nie forsuje globalnej ideologii. Ani Stany Zjednoczone ani NATO nie dążą do konfliktu z Rosją. Przez ponad 60 lat swojego istnienia NATO nigdy nie sięgało po obce terytoria, a jedynie chroniło wolności swoich członków. Będziemy robić to, co zawsze – sumiennie realizować wynikający z artykułu 5 obowiązek obrony suwerenności i integralności terytorialnej członków sojuszu. Z tej obietnicy nigdy się nie wycofamy; kraje NATO nigdy nie będą same.
Dziś samoloty NATO patrolują niebo nad krajami bałtyckimi; wzmacniamy także naszą obecność w Polsce. I jesteśmy gotowi, by zrobić więcej. W przyszłości każde państwo członkowskie NATO musi uczynić krok naprzód i przyjąć na siebie część zobowiązań, okazując wolę polityczną inwestycji we wspólną obronność oraz rozwijając możliwości pozostania gwarantem międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa.
Oczywiście Ukraina nie jest członkiem NATO – po części ze względu na historię jej bliskich i skomplikowanych relacji z Rosją. Nie będziemy stosować środków militarnych, by zmusić Rosję do opuszczenia Krymu bądź powstrzymać ją przed eskalacją działań. Ale z czasem, tak długo, jak my pozostaniemy zjednoczeni, sami Rosjanie zrozumieją, że nie mogą osiągnąć bezpieczeństwa, dobrobytu ani statusu, na jakim im zależy, przez stosowanie brutalnej siły. Dlatego przez cały okres kryzysu będziemy łączyć naszą silną presję na Rosję z drzwiami otwartymi dla dyplomacji. Jestem przekonany, że zarówno dla Ukrainy, jak i dla Rosji stabilny pokój może przyjść poprzez deeskalację – bezpośredni dialog pomiędzy Rosją, rządem Ukrainy i społecznością międzynarodową; dzięki obserwatorom, którzy mogą zagwarantować poszanowanie praw wszystkich Ukraińców; dzięki procesowi reform konstytucyjnych na samej Ukrainie oraz wolnym i uczciwym wyborom wiosną bieżącego roku.
Jak dotąd Rosja odrzucała dyplomatyczne zabiegi, dokonała aneksji Krymu i gromadzi znaczne siły wzdłuż granicy z Ukrainą. Uzasadnia te działania koniecznością przeciwdziałania problemom w jej własnych granicach oraz ochrony etnicznych Rosjan na Ukrainie. Oczywiście nie ma i nigdy nie było dowodów stosowania systemowej przemocy wobec Rosjan na Ukrainie. Co więcej, wiele krajów na całym świecie staje w obliczu podobnych problemów dotyczących ich granic i mniejszości etnicznych za granicą, ich suwerenności i samookreślenia. Są to napięcia, które w innych miejscach doprowadzały do debat i demokratycznych referendów, konfliktów oraz niełatwego współistnienia. To trudne sprawy – i właśnie dlatego trzeba je rozwiązywać metodami konstytucyjnymi, zgodnie z prawem międzynarodowym, aby większość nie mogła zwyczajnie zdominować mniejszości, a duże kraje nie mogły terroryzować mniejszych.
Broniąc swoich działań rosyjscy przywódcy powołują się na precedens Kosowa – przykład, ich zdaniem, ingerowania Zachodu w sprawy mniejszego kraju, podobny do ich obecnego postępowania. Jednak NATO interweniowało dopiero po latach systematycznego, brutalnego traktowania i mordowania mieszkańców Kosowa. Ponadto Kosowo opuściło Serbię po referendum, które zorganizowano nie poza międzynarodowym prawem, ale w ścisłej współpracy z ONZ i sąsiadami Kosowa. Nic podobnego nie miało natomiast miejsca na Krymie.
Rosja wytknęła także Ameryce decyzję o wejściu do Iraku, jako przykład zachodniej hipokryzji. Prawdą jest, że wojna w Iraku była przedmiotem ożywionej debaty nie tylko na świecie, ale i w samych Stanach Zjednoczonych. Uczestniczyłem w tej debacie i sprzeciwiałem się militarnej interwencji w tym regionie. Jednak nawet w Iraku Ameryka zabiegała o współpracę w ramach międzynarodowego systemu. Nie rościliśmy sobie praw do terytorium Iraku ani go nie anektowaliśmy. Nie eksploatowaliśmy jego zasobów dla własnego zysku. Wręcz przeciwnie – zakończyliśmy wojnę i opuściliśmy Irak, oddawszy go jego mieszkańcom i w pełni suwerennemu państwu irackiemu, które mogło decydować o własnej przyszłości.
Oczywiście Stany Zjednoczone i Europa nie zawsze przestrzegają swoich własnych ideałów; nie rościmy sobie także prawa do bycia jedynym arbitrem mogącym oceniać, co na świecie jest dobre, a co złe. Jesteśmy przecież tylko ludźmi i musimy dokonywać trudnych wyborów dotyczących sposobu wykorzystywania naszej siły. Różnica polega jednak między innymi na tym, że my jesteśmy gotowi przyjąć krytykę, tak jak i odpowiedzialność wiążącą się z rolą globalnego przywódcy.
Spoglądamy na wschód i na południe, na kraje przygotowujące się do zwiększenia swojej roli na arenie światowej, i uważamy, że to zjawisko jest dobre. Stanowi ono odzwierciedlenie tej samej idei różnorodności, która wzmacnia nas jako naród, a także sił integracji i współpracy, które Europa rozwija od dziesięcioleci. W obliczu wyzwań coraz bardziej globalnych wszystkim zależy na tym, aby poszczególne kraje przyjmowały na siebie kolejne obowiązki wynikające z ich roli, ponosiły część ciężaru oraz przestrzegały międzynarodowych norm.
Nasze podejście różni się zatem znacząco od argumentów wysuwanych dziś przez Rosję. Absurdem jest sugerowanie – jak uparcie powtarza się w Rosji – jakoby Ameryka zawarła jakiś spisek z faszystami na Ukrainie lub nie szanowała Rosjan. Mój dziadek służył w armii generała Pattona i podobnie jak wielu waszych ojców i dziadków walczył z faszyzmem. My, Amerykanie, doskonale pamiętamy, jak niewyobrażalne ofiary poniósł naród rosyjski w czasie drugiej wojny światowej i oddajemy cześć temu poświęceniu.
Od zakończenia zimnej wojny kolejne administracje współpracują z Rosją, budując więzi kulturalne i handlowe oraz relacje ze społecznością międzynarodową. Nie traktujemy tego jako przysługi na rzecz Rosji, ale jako coś, co leży w naszym własnym, narodowym interesie. Wspólnie bronimy terrorystom dostępu do materiałów nuklearnych. Powitaliśmy Rosję w gronie G8 i przyjęliśmy ją do Światowej Organizacji Handlu. Na podstawie naszych doświadczeń, takich jak programy redukcji broni jądrowej czy eliminacja broni chemicznej w Syrii, uważamy, że świat korzysta, kiedy Rosja decyduje się na współpracę opartą na obopólnych interesach i wzajemnym szacunku.
Ameryka, świat i Europa chcą zatem, by Rosja była silna i odpowiedzialna, a nie słaba. Pragniemy by Rosjanie, tak jak wszyscy, żyli w poczuciu bezpieczeństwa, w dobrobycie i godności – dumni ze swej historii. Nie znaczy to jednak, że Rosja może zupełnie nie liczyć się ze swymi sąsiadami. To, że Rosję łączą z Ukrainą silne więzi historyczne nie oznacza, że wolno jej dyktować Ukrainie jej przyszłość. Żadna propaganda nie może usprawiedliwiać czegoś, co świat wie, że jest złe.
Każde społeczeństwo musi znaleźć swoją własną drogę. Te obrane przez Amerykę czy Europę nie są jednymi prowadzącymi do wolności i sprawiedliwości. Jednak tutaj stawką jest fundamentalna zasada zdolności narodów i ludzi do dokonywania własnych wyborów, od której nie może być odwrotu. To nie Ameryka zapełniła Majdan protestującymi – to byli Ukraińcy. Żadne międzynarodowe siły nie podżegały mieszkańców Tunisu czy Trypolisu do powstania – to była ich własna inicjatywa. Zarówno u birmańskiej parlamentarzystki domagającej się reform jak i u młodych liderów walczących z korupcją i nietolerancją w Afryce dostrzegamy przekonanie, które podzielamy my wszyscy, wszyscy ludzie: prawda przetrwa w obliczu przemocy i represji, i w końcu zwycięży.
Wiem, że zgromadzonym tu dziś młodym ludziom wydarzenia, do których się odnoszę, mogą się wydawać niezwiązane z naszym życiem i odległe od naszej codzienności oraz towarzyszących nam lęków. Zdaję sobie sprawę, że zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w dużej części Europy jest wystarczająco wiele powodów, aby przejmować się tym, co dzieje się w naszych własnych krajach. Zawsze będą odzywać się głosy mówiące, że to, co dzieje się w świecie, nie jest naszą sprawą i że nie mamy obowiązku się tym zajmować. Nie wolno nam jednak zapominać, że sami jesteśmy spadkobiercami walki o wolność. Nasza demokracja, nasze indywidualne szanse istnieją tylko dlatego, że nasi przodkowie wykazali się mądrością i odwagą – uznali, że nasze ideały mogą przetrwać tylko jeżeli naszego własnego interesu będziemy upatrywać w powodzeniu innych ludzi i innych narodów.
Nie czas teraz jednak, by się tym chełpić. Na sytuację na Ukrainie, podobnie jak na kryzysy w wielu innych częściach świata, nie ma łatwych odpowiedzi; rozwiązanie militarne także nie wchodzi w rachubę. Jednak w tej chwili musimy sprostać wyzwaniu, jakie postawiono naszym ideałom – naszemu międzynarodowemu porządkowi – i musimy to zrobić z siłą i z przekonaniem.
To właśnie Wy, młodzi Europejczycy, tacy jak Laura, będziecie podejmować decyzje o kierunku rozwoju naszej historii. Ani przez chwilę nie powinno Wam się wydawać, że Wasza wolność, dobrobyt, czy horyzont moralny ograniczone są do Waszego otoczenia, grupy etnicznej czy nawet Waszego kraju. Musicie być ponad to. Możecie pomóc nam tworzyć lepszą historię. To właśnie mówi nam Europa. To właśnie podpowiada nam amerykańskie doświadczenie.
Mówię to jako prezydent kraju, który ceni Europę za wartości zapisane w naszych dokumentach założycielskich Stanów Zjednoczonych i kraju, który przelewał krew za przetrwanie tychże wartości w Europie. Mówię to także jako syn Kenijczyka, którego dziadek był kucharzem u Brytyjczyków i jako osoba, która mieszkała w Indonezji w czasach, gdy kraj ten wyzwalał się z kolonializmu. Ideały, które nas łączą, znaczą tyle samo dla młodych ludzi w Bostonie i Brukseli, Dżakarcie i Nairobi, w Krakowie czy w Kijowie.
Przecież to od nas zależy, że nasze ideały przetrwają – od przykładu, jaki dajemy naszym własnym życiem i jaki daje nasze własne społeczeństwo. Wiemy, że zawsze gdzieś będzie brakowało tolerancji. Jednak zamiast obawiać się imigranta, możemy go przyjąć i serdeczne powitać. Możemy domagać się polityki, która przysparza korzyści wielu, a nie tylko nielicznym; żądać, aby globalizacja i oszałamiające zmiany otwierały szanse także osobom dotychczas zepchniętym na margines, a nie tylko garstce uprzywilejowanych. Zamiast prześladować gejów i lesbijki – naszych bliźnich – możemy wykorzystać nasze prawo do obrony ich praw.
Zamiast samemu trwać w opozycji do innych, możemy wspierać aspiracje, które nas łączą. To uczyni Amerykę silną. To uczyni Europę silną. To sprawia, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy.
Jako narody musimy być gotowi wywiązywać się z naszych zobowiązań, tak jak wywiązujemy się z naszych osobistych obietnic.
Żyjemy bowiem w świecie, w którym nasze ideały wciąż są kwestionowane przez siły, chcące wciągnąć nas z powrotem w konflikty lub zepsucie. Nie możemy liczyć na to, że inni przejdą za nas przez tę próbę. Polityka Waszego rządu, zasady, którymi rządzi się Unia Europejska, będą miały krytyczne znaczenie dla dalszego rozwoju bądź regresu międzynarodowego porządku wypracowanego przez tak wiele wcześniejszych pokoleń.
Oto pytanie, na które wszyscy musimy sobie odpowiedzieć: jaką Europę, jaką Amerykę i jaki świat po sobie zostawimy. Jestem przekonany, że jeżeli będziemy ściśle trzymać się naszych zasad i okażemy gotowość realizowania naszych przekonań z odwagą i rozsądkiem, wówczas nadzieja pokona w końcu strach, a wolność nadal będzie triumfować nad tyranią – bo taka wizja wciąż rozpala ludzkie serca.
Dziękuję za uwagę. (Oklaski.)

linki:
http://polish.poland.usembassy.gov/eur.html
http://www.whitehouse.gov/the-press-office/2014/03/26/remarks-president-address-european-youth
Inne tematy w dziale Polityka