We wsi, o której będzie mowa, żyło kilku kowali. Pewnego dnia, po pewnej Sumie, gdy cała społeczność gromadziła się pod kościołem, pewien wieśniak nieopatrznie rzucił hasło, że dobrze by było mieć we wsi kolaskę. Taką prawdziwą, wytrzymałą i stylową kolaskę. Budowy pojazdu podjął się każdy z kowali.
Jak to wśród ludzi bywa: każdy z nich miał inną wizję kolaski.
Jeden, zwany Kijem, chciał po prostu prowadzić i miał gdzieś kształt powozu. Inny, Mikoszem zwany, chciał zbudować kolaskę zadowalającą każdego, kto lubił grać w warcaby, a jeśli nie lubił, to nie była ona dla niego. Był też Mirko, chcący zbudować kolaskę z pomocą karczmarza - starego Żyda. itp, itd, etc. Słowem - dziesiątki pomysłów. Najdziwniejsze było to, że cała uwaga wsi była zebrana wokół dwóch najbogatszych kowali - Leluma i Poleluma (żadnych więzi rodzinnych, nazwanych niezależnie na cześć bożków słowiańskich).
Lelum chciał silnej, wytrzymałej kolaski. I zbudował ją. Naprawdę ją zbudował. Była piękna i wspaniała. Mógłby nią sam król jeździć. Szkoda tylko, że nikt jej nie widział. To znaczy, widział ją Lelum i jego czeladnicy, ale poza nimi nikt jej we wsi nie widział...
Polelum uśmiechał się pięknie i wspaniale tajcowoł na wiejskich przytupankach. Gdy ktoś zapytał jak ma się kolaska, to odpowiadał (sam, lub ustami czeladników) iż wszystko jest w najlepszym porządku. Doskonała kolaska! Kolaski królów i cesarzy się rozpadają, a kolaska Poleluma miała być niezniszczalna, piękna, wygodna, szybka, kolorowa i identyczna z kolaskami wielkomiejskimi... bo nawet pospolita kolaska zasługuje na cud. Aha, też jej nikt nie widział...
Nastało święto Błogosławionej Daźboży Od Orzechów i warsztaty dwóch kowali przykuły oczy całej wsi. Reszta rzemieślników po fachu z zawiścią spoglądała na Leluma i Poleluma, którzy ostatkiem sił próbowali przyciągnąć niezdecydowanych gapiów do swoich dzieł.
Kolaska Leluma. Kolaska Poleluma... Wieśniacy wchodzili do poszczególnych szopek, by przewieźć się na kolaskach, które uznali za lepsze... Na pewno czytaliście gdzieś o tym. Było o tym głośno swego czasu.
Wygrał Polelum... albo Lelum, nie pamiętam... tyle, że kolaska znów przegrała, bo ludzie jechali na odpust w Sanktuarium siedząc na wozie drabiniastym, wierząc iż paradują na kolaskach. Kolaska Leluma. Kolaska Poleluma. Wóz drabiniasty wsi, na pośmiewisko mieszczuchów...
Płonie czerwienią Piter, dusi się w krasnej gorączce Trzeci Rzym a Ochotnicza Armia Zbrojnych Sił Południa maszeruje pod starymi, postrzępionymi przez kule sztandarami. Walka trwa! Możesz się przyłączyć, lecz pod swoje chorągwie nas nie wołaj, przebierać się nie nakazuj. Dziurawe mundury przylegają za mocno do sumienia.
=•=
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka