Usiadłem sobie na papierti małej cerkiewki w miasteczku Chochłomikino na południu Rosji, zmęczony i w nienajlepszym humorze. Pół godziny i ruszamy dalej, czas nagli. Wyciągnąłem paskudnej jakości machorkę i kilkoma ruchami umieściłem w bibułce. Dymek poleciał do Pana Boga, a ze świątyni wyszedł Jego sługa, bynajmniej nie z pretensjami.
- Pochwalony, ojczulku – przywitałem się, dotykając czubkami palców czapki.
- Pochwalony, na wieki wieków... – uśmiechnął się siwobrody staruszek wyciągając swój tytoń i przedstawiając się uprzejmie – Za dużo was tu, żebym nie zapytał co się dzieje z Matuszką Rosją...
- Gazet ojczulek nie czyta? – ze specjalnie zbyt wyraźnym polskim akcentem spytałem ironicznie.
- Gazet? Pan aktor, musi być! I to komedyjant chyba – zaśmiał się wgłos.
- A to nie wierzy ojczulek gazetom? – ciągnąłem zainteresowany. – Tusz dalej czarny, słowa rosyjskie: być musi i nie chce być inaczej, to co wierzyć się nie chce?
- A bo patrz pan, aktorze w mundurze – nie wyprowadzałem go z błędu, a co? – Otwieram ci ja dziennik stołeczny i co widzę? Kułak jeden (tak na gospodarzy teraz mówią), francuskie wina strasznie polubił, a francuskich win nie trzeba, bo je w małych butelkach wożą i nie na słowiańskie gardła to frykas. Więc będą radzieckie wina francuskie, a kułaka z błędu wyprowadzi uczynna CzeKa, uświadamiając mu głód biednych sierot w stolicy. Na ostatniej stronie informacja, że autorka reportażu dostała odznaczenie za dziennikarskie śledztwo.
- A o nas piszą coś? – śmialiśmy się wgłos ze staruszkiem.
- Żeście banda. – tyle powiedział, zamknął dziennik i rzucił od niechcenia przed siebie. Kiedy gazeta upadła na najniższy stopień papierti ojciec Sawa wstał i rzucił ją dalej, aż na alejkę.
- Wie ojczulek, że w tym szalonym czasie kto ma prasę, ten ma naród? Starym coś tam będzie się mieszać i nieprzystawać, ale młodych wychowa się na radzieckim winie francuskim... A potem to już tylko radziecka wódka i zapijanie suchym chlebem...
- Nie da Bóg! – oburzył się duchowny – Nie pohańbi rabów swoich wiernych. Komsomołka Oliwko i jej podobni samozwańcy, sławni redaktorzy, będą chwilę bogami gazet i radioli ale kiedyś się przewrócą.
- Tak ojczulek mówi?... – niegrzecznie mruknąłem, wydmuchując paskudny dym z płuc.
- Bo widzisz, szanowny aktorze w mundurze... Ja jestem kapłanem i wierzę w Boga, a on mówi moimi ustami. Bóg jest Prawdą, a Prawda przejawia się w prawdzie, czyli faktach. Żurnalista też służy Prawdzie, nawet jeśli jest to tylko prawda. Ma być pokorny wobec prawdy i nie sprzeniewieżać się. Ale jeśli kłamie, manipuluje i szczuje to nie kapłan prawdy z niego a zwykła kurew!
- Opsz! – zadławiłem się dymem, by po chwili zataczać się wraz z ojczulkiem ze śmiechu na schodkach przycerkiewnych, miejscu zarezerwowanym dla naiwnych żebraków i głupców bożych...
Wyruszałem z Chochłomikina w szampańskim nastroju, obdarowany wyborną machorką i błogosławieństwem (przyjazne poklepanie po zarośniętym policzku). Kiedy wracałem kilka miesięcy później z kontrofensywą zahaczyliśmy o Chochłomikino ze spaloną cerkwią i informacją, że ojczulka pochowali z dziurą w potylicy.
Płonie czerwienią Piter, dusi się w krasnej gorączce Trzeci Rzym a Ochotnicza Armia Zbrojnych Sił Południa maszeruje pod starymi, postrzępionymi przez kule sztandarami. Walka trwa! Możesz się przyłączyć, lecz pod swoje chorągwie nas nie wołaj, przebierać się nie nakazuj. Dziurawe mundury przylegają za mocno do sumienia.
=•=
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka