Białogwardzista Dioma Białogwardzista Dioma
32
BLOG

O Don Miguelu, kapitanie-ex-szkutniku

Białogwardzista Dioma Białogwardzista Dioma Polityka Obserwuj notkę 2

Z wielkim zainteresowaniem śledzę poczynania kapitana Miguela odkąd ze szkutnika przemienił się w kapitana statku właśnie. Armada, do której przystąpił, nie cieszyła się najlepszą renomą na Karaibach, krążyły liczne plotki na temat jej szowinizmu, wiernopoddaństwa komodorowi, zamknięcia na floty obce... Dlaczego więc kapitan Miguel przyłączył się do tej właśnie frakcji? O przypadkowości w wypadku szkutnika mówić przecież nie można. Zakładam, iż chodzi o przekonania (te prawdziwe, nie plotki i stereotypy). No i wypłynął Miguel na szerokie wody – uzyskał poparcie komodora, szacunek reszty kapitanów, rzeszę zwolenników nowej fali Armady. Pływając na międzynarodowych wodach postanowił oznaczyć wyraźnie swój okręt (ochrzczony mianem El Santo Resonansio), poinformować wszem i wobec: „Tu i teraz płynę ja, Miguel, szkutnik, który chciał zostać kapitanem!”.

I dostał odpowiedź. Dziwne? Za podniesioną przyłbicę konkwistadora, za śmiałe wypięcie piersi, obrany kurs na szeroką wodę i jasną deklarację kontynuowania linii żeglugowej Armady należy się kapitanowi uznanie. Bez cienia ironii stwierdzam, że trzeba mieć cojones, by wypłynąć na wody Karaibów z jawnie odkrytymi herbami. Dlaczego? Przecież wiecie, jak to na karaibskich wodach bywa. Każdy, kto nie prześlizguje się między wyspami niczym legendarny Ricardo Hernandes Nerrones, obrywa kulami, kartaczami, sprzętem kuchennym i nie mniej legendarnym „czym tylko” nadającym się do wciśnięcia w armaty. Najczęściej cały ten inwentarz nadlatuje ze strony bezimiennych, podobno bezludnych wysepek. Kolejny plus: Miguel czasem odpowiadał ogniem, wokół krążyły ścierwniki, pływały trupy w wodzie. Działo się i dobrze!

Zdziwiłem się więc niezmiernie, gdy kapitan zaczął użalać się nad sobą. Że w zakładzie szkutniczym rozmawiał ze szkutnikami o proporcjach łodzi i wszystko działo się zgodnie z założeniami heblowania i impregnowania a tu na okręcie życie wygląda inaczej. „Gdzieście są, szkutnicy-fachmani!”, niósł się niezrozumiały dla mnie krzyk przez otwarte morze. Następnie kapitan Miguel zaczął tracić orientację w podstawach szkutnictwa (łajba ma być solidna, niełatwa do przewrócenia, rzetelnie prująca fale w obranym kierunku) i strzelał we mgłę, z której dobywały się złośliwości kapitana wrogiej floty. Nie szkoda mu amunicji? Nie szkoda zboczenia z obranego kursu? Nie szkoda renomy zdolnego taktyka i nadzorcy artylerii? To mnie w postępowaniu kapitana Miguela zdziwiło.


Chyba, że zamienił on spokojny warsztat na sławę zdobywcy mórz i oceanów dla zaspokojenia własnego ego? Co, jeśli w grę wchodzi jedynie pycha? Pozostaje czekać na kolejne ostrzały z bezludnych wysepek, ataki wrogich kapitanów (na łajbach pierwszej i drugiej kategorii, o wszelakiej wyporności i obsmarowane różnymi maziami) oraz nastroje samego Don Miguela.

Za niedługo zacznę czytać dalsze rozdziały dzienników kapitana-ex-szkutnika, sięgnę też po opracowania krytyczne jego przygód. Ciekaw jestem przyszłości Armady i samego bohatera, bo szczerze mówiąc nie rozgryzłem tej sprawy...

Oby tylko nie powstała z tego latynoska telenowela pełna achów i ochów skupiona wokół marnych aktorów.

Płonie czerwienią Piter, dusi się w krasnej gorączce Trzeci Rzym a Ochotnicza Armia Zbrojnych Sił Południa maszeruje pod starymi, postrzępionymi przez kule sztandarami. Walka trwa! Możesz się przyłączyć, lecz pod swoje chorągwie nas nie wołaj, przebierać się nie nakazuj. Dziurawe mundury przylegają za mocno do sumienia. =•=

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka