Sprawa wygląda pozornie prosto, jednak jednoznaczna wcale nie jest.
Wracacie z pracy (wiadomo, 18 godzin niewolniczej harówy w nomenklaturowej firmie reżimu Thu$$ka) przyczołgujecie sie do osiedlowej Żabki, nerwowo grzebiecie w kieszeniach w poszukiwaniu ukrytych przed żoną miedziaków, liczycie... jest!, jest! starczy na eleganckie wino Leśny Dzban.
Wchodzicie, kupujecie, wiadomo w sklepie nie wypada, no ale przecież chcecie miło spędzić trochę czasu z kolegami z dzielnicy, pogadać, ponarzekać (na wiadomo kogo), poprzeklinać (na wiadomo kogo), zapalić, no i podelektować się szlachetnym trunkiem.
Szybkim wyrobionym ruchem nadgarstka pozbywacie się nakrętki, podnosicie naczynie do ust i nagle...
wasz wzrok wędruje na tabliczkę przy sklepowych drzwiach:
SPOŻYWANIE NAPOJÓW ALKOHOLOWYCH W OBRĘBIE SKLEPU ZABRONIONE
nerwowo spogladacie na siebie. Obręb, ile to jest? metrów, kroków. Kiedy jesteście w obrębie a kiedy robicie krok i już jesteście poza. Zastanawiacie się. Obręb? to coś jak bezposrednie sąsiedztwo. Ale ile, ile to jest?
Żeby nie wpaść w konfilkt z prawem, żeby sędzina nie odwiesiła wyroku za kolportaż antyrządowych ulotek lub za nocne oglądanie tv republika w piwnicy.
Nagle truchlejecie. Zza rogu wyłania się patrol reżimowej Policji z dwoma warczacymi bestiami bez kagańca. Wyciągają pałki, pokazują na tabliczkę i cedzą przez zęby: Czytać nie umią?, pisze, że w obrębie zabronione. Dokumenty.
Prawda, że taka sytuacja może spotkać każdego? Więc odpowiedzcie na to pozornie banalne pytanie:
Ile wynosi obręb?
proszę pisać mi na ty jako i ja piszę, w końcu to internet a nie salon :)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości