Na dysku mego komputerka pozostało sporo zdjęć, które miały obrazować kolejne osiągnięcia w pomiarze przemijającego czasu, jednak obawy związane z prawem własności powstrzymały mnie przed wklejaniem ciekawostek. Obrazki te posiadają adresy pod którymi je znalazłem, jednak brak doświadczenia nakazuje mi ostrożność. Może któryś z doświadczonych Blogerów znajdzie nieco samozaparcia i łopatologicznie (bowiem mój wiek stanowi utrudnienia) pomoże mi pokonać te ograniczenia?
Byłbym bardzo zobowiązany...
Wiosna, wiosna i nagle zima...
To nie do wiary wprost.
Czasie, czasie, któż cię powstrzyma?
Kto..?
HISTORIA O PIĘKNEJ FIKSACJI
Często w rozmowie używamy określenia: mija czas…jednak trudno przychodzi nam odpowiedzieć, czym ten czas faktycznie jest. Już pierwsi rozumni ludzie nauczyli się obserwować skutki mijania czasu i przygotowywać do zmian pór roku gromadząc zapasy pokarmu na oczekiwaną np. zimę. Rozwój ludzkości powodował, że powoli przestawało im wystarczać dzielenie doby na dzień i noc, przed- i popołudnie. W słoneczne dni ułatwiał obrazowanie upływu czasu cień rzucany na płaską przestrzeń przez skałę, czy też smukłe drzewo, dlatego też ludzie coraz częściej sami ustawiali pale rzucające cień na przygotowane miejsce z podziałkami ułatwiającymi określenie pory dnia. Dzisiaj trudno przyznać palmę pierwszeństwa nacji, która kilka tysięcy lat temu wprzęgła Słońce w służbę pomiarową. Badacze wskazują, iż w okresie budowania egipskich piramid, czyli około 2500 lat przed nową erą budowano już pierwsze urządzenia służące do prymitywnego określania upływającego czasu. Ponoć w odległych Chinach powstały zegary słoneczne i wodne, ale wspomina się również Sumerów, którym zawdzięczamy 24 godzinny dzień i 60 minut podzielonych na 60 sekund. Zapewne te pierwsze konstrukcje zegarowe były prymitywne, jednak ciągle przemyślnie udoskonalane są używane praktycznie do dnia dzisiejszego. O jednym takim, bardziej skomplikowanym, bowiem przenośnym zegarze słonecznym wspominają badacze starożytnego Egiptu. Około 1500 lat przed naszą erą z rozkazów faraona Thutmosisa III budowano dla ogółu tzw. iglice Kleopatry, a sam faraon użytkował nawet słoneczny zegar w podróży.
Według tradycji, nasz król- Stanisław Leszczyński, posiadał słoneczny zegar z armatką, która wystrzałem ogłaszała południe.
W VII w papież Sabinius zalecił instalowanie zegarów słonecznych na każdym kościele, więc na wielu ratuszach, kościołach i pałacach spotkać można jeszcze dzisiaj pięknie zaprojektowane, wykreślane często przez znanych gnomoników arcydzieła.
Niestety, nocna pora uniemożliwiała korzystania z tych urządzeń, jednak pomysłowość ludzka znajdywała sposoby i na takie kłopoty. Wykreślono więc zegar wykorzystujący położenie oraz światło Księżyca do określania czasu. Patrząc na rozliczne tabele, podziałki i wskaźniki, podziwiam posiadaną wiedzę i praktyczne umiejętności zarówno twórców, jak i użytkowników tego rzadkiego przyrządu. Proszę popatrzeć samemu- jedynie w fazie pełni czas księżycowy zgodny jest ze słonecznym, a każdego dnia różnica powiększa się o 48 minut. Te wszystkie poprawki korygowane być muszą poprzez umiejętne korzystanie z umieszczonych na tarczy tabel. Ufff …
Któż z nas nie używał przy gotowaniu jajek takiej mini zabawki, w której z naczyńka górnego do dolnego, poprzez zwężenie przesypywał się drobny piasek? Już przed naszą erą takie klepsydry były ogromnie cenione na dworach władców, przydzielano im specjalnego opiekuna, którego jedynym zadaniem było czujne śledzenie przesypywania piasku lub przelewanie wody i odwracanie w porę instrumentu.
Wodę wykorzystywano w różnorakie sposoby do pomiaru czasu. Ponoć 4500 lat temu Chińczycy posługiwali się zegarami wodnymi, a 1500 lat przed erą nowożytną istniały zegary wodne w Egipcie, zaś w Asyrii 600 lat przed Chrystusem zegary wodne budowano dla ogółu mieszkańców. Zaprzężono wodę przepływającą poprzez różnorakie naczyńka i czas napełniania któregoś przyjmowano jako godziny. Ojcem budzików, na dodatek napędzanych wodą stał się słynny filozof starożytnej Grecji- Platon. Kolejny Grek nazywający się Ktesibios , mieszkający w Aleksandrii w czasach panowania Ptolemeusza II, zbudował ponoć bardzo dokładny i oryginalny zegar wodny. Podnoszona przez wodę figura kobiety trzymanym w ręku wskaźnikiem pokazywała godzinę na znajdującej się obok kolumnie. Godziny wówczas liczono "od wschodu- do zachodu Słońca", a więc były nierówne, jednak budowniczy znalazł sposób i na to- w chwili, gdy woda w zbiorniczku osiągała najwyższy poziom, wylewając się obracała słup na inną, odpowiednią podziałkę. Ktesibios zbudował wiele zegarów, w których przepływająca w określony sposób woda poruszała figurami.
Szperając w Internecie w poszukiwaniu informacji natknąłem się na szokującą prawie wiadomość. We wraku zatopionego statku znaleziono zżarte przez wodę morską jakieś metalowe tryby i koła. Potrzeba było ponad stu lat skomplikowanych badań na dojście do zaskakującego rezultatu- znalezisko okazało się częściami po astronomicznym przyrządzie pozwalającym śledzić ruchy kilku planet i obliczać zaćmienia Słońca i Księżyca! Cacuszko to zbudowane zostało prawdopodobnie na Rodosie ok. 2200 lat temu, a już posiadało precyzję osiąganą dopiero w połowie drugiego tysiąclecia. Warto zapamiętać nazwę: mechanizm z Antykithiry. Ponoć także dobrze nam znany, żyjący w Syrakuzach Archimedes był twórcą przenośnego planetarium oraz budowniczym zegara wodnego.
Łączę te dwie dziedziny- kosmografię i zegarmistrzostwo razem, gdyż rzeczywiście są powiązane, żałuję jednak, że muszę używać trybu przypuszczającego, ponieważ nie zachowały się żadne inne urządzenia dla potwierdzenia.
Przez wiele wieków urządzenia służące pomiarowi uciekającego czasu były bardzo niedokładne. Jedynie grupa uczonych, najczęściej bywali to kapłani, potrafiła zaprząc Słońce i gwiazdy do precyzyjnego odczytu. A odpowiednia wiedza i dokładny pomiar czasu mógł zaowocować nawet przewrotem rządowym, co pięknie opisał B. Prus w powieści Faraon, gdzie w kulminacyjnym momencie kapłani egipscy zbuntowali się przeciwko młodemu, niewygodnemu faraonowi Ramzesowi III i umiejętnie wykorzystując swą wiedzą doprowadzili do przejęcia rządów przez żądnego władzy arcykapłana Herhora.
Przed dwudziestukilku laty w samym centrum Berlina Zachodniego, w supernowoczesnej budowli Europa Zenter zainstalowano setki metrów rur i rureczek szklanych, poprzez które przepływa zabarwiona woda. Dozowanie cieczy jest tak ustawione, że na tych rurkach, odpowiednio wyskalowanych, można odczytać bieżący czas z dużą dokładnością. Kilku piętrowa konstrukcja zarówno urzeka, jak i zmusza do chwili zadumy.
Nadeszła pora na zegary mechaniczne, jednak dokładnie nie jest wiadomo, kto rozpoczął tą piękną historię. W różnych opracowaniach znajdujemy inne daty i konstruktorów. Dla przykładu podam najczęściej wymienianych:
W 724 r. Chińczyk Liang Ling Son miał zbudować zegar mechaniczny o napędzie wodnym.
Ok. 840 r Pacyficus- archidiakon z Werony jako pierwszy zbudował prosty mechaniczny zegar w Europie.
Zmarły w 950 r Garbert z Aurillac znany jako późniejszy papież Sylwester II zbudował zegar w Magdeburgu.
Żaden z tych przyrządów nie dotrwał do współczesności.
Ujednolicenie pomiaru czasu bardzo leżało na sercach duchownym, pragnęli, aby nabożeństwa i modlitwy wszędzie rozpoczynać o jednakowej porze. Potrzeba było nieco lat, aby w 1335 roku w Mediolanie zdarzyła się rewolucja w pomiarach czasu- na wieży kościelnej zainstalowano mechanizm, który posiadał jedną wskazówkę wskazującą na godziny, oraz mechanizm poruszający młotek dzwonu. Oba współpracujące mechanizmy napędzane były przyciąganiem ziemskim, w ten sposób, że do kół napędowych zawieszono duże kamienie na długich linach. Budowniczym był Jacopo Dondi. Zegar ów posiadał prymitywny regulator tzw. kolebnik, więc odmierzał czas z różnicą kilkudziesięciu minut na dobę.
Jednak zaczęło się…
Wszystkie bogatsze europejskie miasta konkurowały między sobą montując zegary na wieżach kościelnych i ratuszowych.
W 1343 w Modenie
W 1344 w Padwie i Brugi
W 1353 w Genewie
W 1354 w Strassburgu, w katedrze, zainstalowany został bardzo skomplikowany zegar astronomiczny posiadający wbudowane dodatkowo planetarium pokazujące ruchy planet oraz ruchome figury.
Wśród pierwszych europejskich posiadaczy wieżowych mechanizmów znalazł się w 1368 r. Wrocław i to za sprawą śląskiego ślusarza Szwebla. W czasie trwania wojny trzydziestoletniej za ostrzeliwanie samej tarczy zegara ukarano pewnego żołnierza śmiercią.
W 1376 Katedra Gnieźnieńska otrzymała zegar zamówiony przez arcybiskupa Jarosława Skotnickiego.
Rok 1386 wzbogacił toruński ratusz o mechanizm bijący godziny, a w 1415 zanotowano nazwisko pierwszego toruńskiego zegarmistrza- mistrza Leystera, gdyż wystąpiła konieczność naprawy zegara.
Przed 1390 r. zamontowano zegar na jednej z wież krakowskiego Kościoła Mariackiego.
1418 rok "przyniósł" zegar Katedrze Wawelskiej.
Sponsorzy pragnęli, aby ich zegary były niepowtarzalne, oryginalne, więc budowniczych według legend, niekiedy oślepiano. Tak uczyniono ponoć zegarmistrzowi Hansowi Dueringowi, który we wnętrzu gdańskiego kościoła mariackiego "wystroił" w 1470 r. największy na owe czasy- 13 metrowy zegar astronomiczny. Oślepiony, pełen pragnienia zemsty mistrz zakradł się potajemnie do swego dzieła i uszkodził go tak sprytnie, że do mych czasów nauki w szkole, zegar był nieczynny. Sam zaś popełnił samobójstwo skacząc na posadzkę kościoła.
Z powstałych w tym czasie konstrukcji zachował się jedynie katedralny zegar w angielskim mieście Salisbury zbudowany w 1386 r.
Teraz wynalazki posypały się jak z rękawa. Ogromne ciężary poruszające mechanizm i wymagające wysokości do przemieszczania się pionowo obciążników, zastąpiono sprężyną, co bardzo pozwoliło zmniejszyć gabaryty zegarów. Również wzbogacano zegary innymi funkcjami- poruszającymi się figurami, wygrywaniem melodii, czyli kurantami, kalendarzem lub planetarium.
Ślusarz norymberski Peter Henlein w roku 1510 zminiaturyzował zegar do wielkości 6 cm i wprowadził kolibnik odbijający się o szczecinę świńską, czyli takie zmiany mechanizmu, które pozwalały na swobodne noszenie jego urządzenia bez szwanku w działaniu. Zegar ten wszedł do historii pod nazwą jaja norymberskiego.
Równocześnie wielu zegarmistrzów, mechaników ulepszało poszczególne podzespoły, aby uzyskiwać większą dokładność działania i minimalizować potrzebną do napędu energię. Znacznym krokiem ku poprawieniu dokładności wskazań zegarów, było wykorzystanie obserwacji dokonanych przez Galileusza i wprowadzenie w 1657 r. regulatora wahadłowego, przez Huygensa, który w kilka lat później stał się również wynalazcą balansu obrotowego tzw. szpindla ze sprężyną zwrotną nazwaną włosem.
Rozpoczęła się walka o dokładność odmierzania czasu. Wymyślano doskonalsze wychwyty pozwalające mechanizmom kołowym sprawniej wykorzystywać okresy wahnięć regulatorów i niwelowano wpływy temperatur poprzez stosowanie wahadeł i balansów kompensacyjnych jak i odpowiednich stopów np. elinwarów, zmniejszano tarcia łożysk, stosując rubinowe wkładki. Powstawały różnorodne formy i zastosowania zegarów- proste chodziki, skomplikowane do sterowania urządzeniami, stojące, wiszące oraz noszone.
Właścicielami wszelkich zegarów zostawali jedynie bardzo zamożni, gdyż niekiedy cena precyzyjnego cacuszka równała się wartości dużej wsi. Z tego powodu tylko w pałacach i dworach znajdowały się urządzenia pięknie zdobione, bogato wyposażane w przeróżne dodatkowe mechanizmy grające, kukające, pokazujące fazy księżyca i planet. Znane i poszukiwane stały się mechanizmy wygrywające, co kwadrans inną melodię (kuranty) znaną z pierwowzoru zainstalowanego na katedrze Westminsterskiej. Zaś bogatsze wspólnoty wyposażały zegary wieżowe w system dzwonów, na których mechanizm wygrywał znane pieśni i melodie.
Takie carillony, wzbogacone o stół z klawiaturą pozwalającą grać ręcznie, a właściwie pięściami posiada także Polska. Najsłynniejszym jest zegar wieżowy na kościele świętej Katarzyny w Gdańsku, gdzie w zwyczaj weszły regularne koncerty. Nowoczesne carillony, z mniejszą ilością dzwonów posiadają sanktuaria w Częstochowie i Licheniu, oraz kilka innych polskich kościołów i ratuszy. W grudniu 2007 r toruński kościół pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego wzbogacił się o zestaw 15 dzwonów. Carillon ten codziennie o godz 15- tej wygrywa melodię pieśni- Jezu ufam Tobie.
Duże zainteresowanie mieszkańców Bydgoszczy wzbudził carillon objazdowy, który zawitał 27 07 2008 na bydgoski Stary Rynek z przepięknym koncertem.
Coraz szersze grono budowniczych zegarów starało się czynić je ciągle lepszymi- precyzyjniejszymi i niezawodnymi. Wielu wynalazców udoskonalało najdelikatniejsze podzespoły zegarów, czyli wychwyt i regulator czyniąc je bardzo dokładnymi. Ważnym wydarzeniem dla żeglugi i ogromnym postępem w uzyskiwaniu dokładnych wskazań czasu stało, się w połowie XVIII wieku zbudowanie przez J. Harrisona na potrzeby międzykontynentalnej żeglugi, kilku skomplikowanych mechanizmów nazwanych chronometrami, mierzącymi upływ czasu tylko z mikroskopijnymi odchyłkami. Dla ciekawostki podam, iż Harrison z zawodu był stolarzem- …i tak się zmarnował..
Właściwie to rzemieślnicy- mechanicy parający się budową i naprawą wszelkich zegarów przez kilka wieków należeli do arystokracji rzemieślniczej i ze względu na umiejętności, jak i również zamożność. Dogadzali swym klientom wytwarzając coraz bardziej wyrafinowane i skomplikowane mechanizmy.
Sam naprawiałem kiedyś zegarek kieszonkowy wyposażony w:
- stoper
- mechanizm alarmowy, czyli budzik
- kalendarz pokazujący dni tygodnia i miesiąca
- fazy księżyca
- mechanizm wydzwaniający w dwu tonach, po naciśnięciu tłoczka, - godziny, kwadranse, oraz minuty..
ufff, spociłem się na samo przypomnienie tych wszystkich trybików i dźwigienek…
Przez kilka wieków budową wszelkich zegarów zajmowały się z reguły małe zakłady rzemieślnicze, wytwarzając pojedyncze egzemplarze. W 1839 w Genewie powstała pierwsza wytwórnia nastawiona na produkcję mechanizmów seryjnych. Założycielami jej byli dwaj Polacy, uczestnicy Powstania Listopadowego, A. Patek i F. Czapek. W przeciągu kilkunastu lat sukces tej pierwszej fabryczki doprowadził do żywiołowego rozkwitu przemysłu zegarowego, a jednocześnie potanienia wyrobów. Wiele firm jakością swych produkcji zachwyciło klientów i dotrwało do dnia dzisiejszego ciesząc się zasłużoną renomą jak np. Omega, I.W.C. Schaffchausen, Tissot, Longines. Szczególnie dobre wrażenia na klientach pozostawiało spotkanie z ekskluzywną marką PATEK, czyli produkcją zorganizowaną przez naszych rodaków! Pięćdziesiąt lat temu wspaniały dyrektor gdańskiej szkoły, śp. K. Adel, przyniósł nam, uczniakom jednego takiego savonietowego Patek'a do pokazania. Był to maleńki, złoty zegarek damski, którym bogate panie uatrakcyjniały swoje i tak powabne biusty. Koperta posiadała tzw. Sprungdeckel, czyli przykrywkę uchylaną po naciśnięciu główki. Wewnątrz, po otwarciu, zobaczyliśmy obraz Matki Boskiej Jasnogórskiej inkrustowany soczyście kolorową emalią. Cacuszko posiadało wychwyt cylindrowy i czopy ułożyskowane na 10 rubinowych, naturalnych kamieniach. Sprężyna była naciągana kluczykiem po otwarciu tylnej, podwójnej przykrywki. Znajdowały się również napisy w języku polskim, jednak moja pamięć już szwankuje i po prostu nie pamiętam, co było napisane.
Przez wiele lat zegarmistrzowskiej praktyki trafił mi się tylko jeden Patek Philippe do naprawy, jednak nie rozpaczałem, że za mało, gdyż już od samej wiedzy, co się reperuje, dostaje się sztywnych palców.
Od 1850 roku na rynku pojawiła się nowa nazwa zegarów- Gustaw Becker. Była to fabryka dobrych zegarów gabinetowych, ściennych i bufetowych wybudowana w Świebodzicach, która w przeciągu 32 lat wyprodukowała około 1- go miliona przeróżnych egzemplarzy czasomierzy, z tego wiele działających do dnia dzisiejszego i uznawanych za wspaniałe. Warszawa również nie pozostała w tyle i od roku 1892 produkowano w niej świetne budziki GF. Wiele osób pamięta zapewne jeden model- przeszkloną metalową szafeczkę wygrywającą w porze budzenia melodyjkę z pozytywki. Bliski nam Toruń również dorobił się fabryczki zegarów pod nazwą Metron.
Podobno pierwsze zegarki naręczne powstały na zamówienie dowództwa wojsk pruskich około 1880 roku. Miały być mało krępujące dla ruchów żołnierzy i kratką zabezpieczone przed uszkodzeniem. Wówczas nastąpił boom produkcyjny, gdyż ta forma noszenia szybko wypierała mało wygodne, chociaż dostojne zegarki kieszonkowe na dewizkach. Projektanci zostali zmuszeni do poszukiwania nowości ułatwiających i zabezpieczających mechanizm. Tak powstawały: incabloki, elinwary, breguety, automaty.. tylko sam Pan Bóg wie, co jeszcze, aby tylko przypodobać się klientom. Modnym Paniom uczyniono z zegarków kolejne ozdoby zabudowując je w wymyślne bransolety, a nawet pierścionki. Dla klientów uboższych produkowano proste mechanizmy bezkamieniowe nazywane od nazwiska twórcy roskopfami. W latach 50-ych ub. wieku popularne się stały takie tanie, z wychwytem kołkowym, produkty enerdowskiej firmy Ruhla. Oczywiście wpierw były przydziałowe- na talony po 280,00 ówczesnych złotych.
Zupełnie niespodziewanie w początkach lat trzydziestych ub. wieku do środka kopert zegarkowych dostała się elektronika. Wpierw występowała jako kwarcowy, super dokładny wytwarzacz impulsów, który po eliminacji przez bramki liczące, napędzał wskazówki przy pomocy silniczka krokowego. Jednak wkrótce wszystko w środku było już elektroniczne, nawet cyferblaty nie były ze wskazówkami, tylko z diodami świecącymi. Na koniec prądożerne diody musiały również ustąpić miejsca wyświetlaczom ciekłokrystalicznym. Dzisiaj modne w pewnych kręgach, zaczynają być zegarki binarne, które bieżący czas zapisują w systemie dwójkowym. Wypada więc wpierw nieco się doszkalać, aby być na topie...
W latach mej nauki, pod koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, mężczyźni wygrzebywali z domowych schowków wysłużone kieszonkowce i dawali je oprawiać w nowe, naręczne koperty nazywane pasówkami. Obnaszali potem na nadgarstkach ogromniaste cebule z czułością i samozachwytem, zaś wielu zegarmistrzów zrobiło na tym interesie dobrą kasę.
Pod koniec drugiej wojny zwycięscy Rosjanie w pewnym oswobadzanym już kraju, gromko krzyknęli: dawaj czasy!... i jako reparycje wojenne wywieźli calutką fabrykę zegarków marki Lipp. Już wkrótce na rynku znalazły się precyzyjne wyroby ze słowiańskimi nazwami: Zwiezda, Pobieda, Mołnia. Jak się można domyślać, wszystkie części wzajemnie pasowały.
Na przełomie lat 1959-60 dane mi było naprawiać po raz pierwszy rosyjską, grubaśną, męską Pobiedę z centralnym sekundnikiem. W kilka lat później rosyjski Kirowskij produkowany był w podwarszawskim Błoniu jako nasz sztandarowy produkt o wdzięcznej nazwie Błonie. Montowała je również moja klasowa koleżanka z gdańskiej szkoły Terenia H.
Wnętrza dużych firm, dworce kolejowe, a nawet przystanki tramwajowe bogaciły się często o czasomierze. Były to proste zegary wyposażone w mechanizmy wskazówkowe, które sterowano impulsami elektrycznymi wysyłanymi przewodami z zegara- matki.
Pod koniec drugiego tysiąclecia do przesyłania czasowych impulsów wprzęgnięto fale radiowe. Obserwatorium astronomiczne w Mainflingen- leżącego w okolicach Frankfurtu n/M. ze swego zegara atomowego wysyła sygnały radiowe pozwalające na sterowanie różnorodnymi zegarami. Ponoć zegary korzystające z tych fal "chodzą" z dokładnością 1 sek. na 300 000 lat! Jest już cała gama takich zegarów od wieżowych aż do naręcznych. Z powodu, iż sygnał radiowy jest podatny zakłóceniom, zapewne większą przyszłość osiągną urządzenia powiązane z telefonią komórkową.
W 1948 roku na rynku wydawniczym ukazał się pierwszy tom zapoczątkowanego cyklu wydawniczego- ZEGARMISTRZOSTWA autorstwa skromnego franciszkanina z Niepokalanowa. Jego następne tomy stały się właściwie jedynymi podręcznikami pisanymi w języku polskim, a wspaniale zgłębiającymi tajniki zawodu. Gdy poznałem brata Wawrzyńca Marię Podwapińskiego w 1978 roku, pracował On już wespół z drugim fascynatem, bratem Pawłem Bartnikiem wspólnie i gruntownie opisując wszystko aż do zegarów atomowych.
Pod koniec mej nauki, czyli w 1959 roku absolwent Cesarskiej Szkoły Zegarmistrzowskiej w Karlsteinie, Kazimierz Adel, będący dyrektorem mej gdańskiej Szkoły, wydał jednotomowy podręcznik dla miłośników i uczniów zegarmistrzostwa pt. Poradnik zegarmistrza. Jedyny egzemplarz, jaki posiadałem pożyczyłem w kilka lat później mej uczennicy- a wszyscy wiemy, że książek się nie pożycza… i tak zostałem bez pamiątki po wspaniałym Nauczycielu.
Wprowadzenie seryjnej produkcji stało się właściwie pierwotną przyczyną upadku i wymierania pięknej fiksacji zwanej zegarmistrzostwem. Już niepotrzebni stawali się fachowcy potrafiący wyrysować i dorabiać skomplikowane, precyzyjne części. Teraz wystarczyło zgromadzić poprzez hurtownie odpowiedni zapas najczęściej psujących się fornitur i umieć posługiwać maleńkim śrubokrętem i pincetą. Prawdziwa klęska nadeszła wkrótce jednak ze Wschodu, gdyż Chiny opanowały produkcję elektronicznych czasomierzy, szmatławych właściwie, za to tanich. Kto z nas nie lubi nowoczesności?
Spotkałem kiedyś chłopczyka z tatą, który pytał:
Tatusiu, kim jest ten pan, co wymieniał ci bateryjkę w zegarku?
Zrobiło mi się smutno na duszy, gdy padła odpowiedź:
Zegarmistrzem, synku...
Są jeszcze starzy fachmani, szkoleni przed laty przez historycznych już dzisiaj miłośników cykających czasomierzy, jednak coraz mniej jest klientów chcących zostawiać spore niekiedy pieniądze za naprawę podniszczonych antyków. Współczesne firmy produkujące zegarki przeszły kryzys, jednak nie zaginęły. Zegarek związał się, bowiem z człowiekiem na stałe. Od budowy pierwszych urządzeń mierzących czas, człowiek powiązał je ze sztuką.
Ileż to zegarów traktowanych było i jest jako arcydzieła? Wykonując swoje podstawowe obowiązki- miniaturowego miernika zbyt szybko upływającego czasu, zegar wielokrotnie stał się również wyznacznikiem podkreślającym wartość użytkownika. Jak inaczej można wyobrazić sobie cenę maleństwa znajdującego się na ręku, kwotą wyrażaną w dolarach i kończącą sześcioma zerami?
Bardzo ciekawie wyglądała dawniej sprawa należytego czasu w poszczególnych miejscowościach, która nie miała wielkiego znaczenia dopóty, dopóki podróżowanie nie stało się codziennością dla wielu mieszkańców kraju. Każde miasto posiadało swój czas! Czas z reguły słoneczny. Więc dwa miasteczka odsunięte od siebie w kierunkach wschód- zachód posiadały inaczej ustawione zegary. Aby zlikwidować zaistniałe niedogodności w układaniu np. rozkładu jazdy pociągom zwołano w 1884 roku w Waszyngtonie specjalną konferencję, na której znormalizowano dotychczasową partyzantkę w pomiarach i podzielono Świat na 24 strefy czasowe. Jako punkt zero przyjęto południk przebiegający poprzez obserwatorium astronomiczne w Greenwich w pobliżu Londynu.
Niekiedy, chcąc wrócić w prawdziwą atmosferę trybików, kółek i sprężynek loguję się na stronie internetowej Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków.
www.zegarkiclub.pl
U Nich zapewne sam Czas również szuka odpoczynku.
Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości