Dobroduszne buzie
Cały wieczór miałem przed oczyma interesującą notkę p. W. Gadowskiego o czeskich i nie tylko, obozach szkoleniowych dla terrorystów światowych. Natychmiast stawały mi w pamięci inne obrazki- moje osobiste przeżycia. Oczywiście były one w mikro skali w stosunku do opisywanych przez Pana Wiktora, jednakże i one nie chciały się w moim chłopskim rozumie pomieścić.
Kilkanaście lat temu mój niedaleki sąsiad wybierał się z kolegami, których znałem nieco również, samochodem do Reichu w interesach. Jakoś się dogadaliśmy i pojechałem z nimi odwiedzić mego syna zamieszkującego prawie w pobliżu celu ich podróży. Wczesnym rankiem, jako pasażer, usiadłem obok trzech dobrodusznych panów J. Nazwijmy ich dla wyróżnienia- Jasieńko, Janeczek i Janusz.
Początkowo autem kierował nobliwy p. Januszek będący w mym wieku, jednak już emeryt dodatkowo pracujący jako kierowca autokarów w turystyce międzynarodowej. Dwaj pozostali również jowialni i szczerzy wyciągnęli natychmiast flaszeczki Kujawiaczka i się raczyli ku wzmocnieniu przed trudami podróży. Bym skłamał, gdybym nie powiedział, że wciskali mi jedną także, ale dla mnie było to za wcześnie, czułem wielką ochotę drzemki. Pod wprawną ręką kierowcy, który nie przyssał się do żadnej butelczyny, ubywało kilometrów, ale ubywało również płynów w butelkach- po drugim piwku znalazła się połóweczka czegoś mocniejszego. Niedospanie powodowało, iż co chwilę sklejały się mi powieki i nie zawsze słyszałem wspomnienia, którymi się epatowali, o ciekawych zdarzeniach w dawnej służbie. Wynikało z tych opowiadań, że służyli w jednej Firmie, wyglądało na SB. Żałowałem później tej niefrasobliwej drzemki, gdyż niektóre wspomnienia mych gospodarzy były frapujące pomimo używania, zapewne, firmowego żargonu. Jedno opowiadanie p. Janusza dotyczyło już czasów z dodatkowej pracy, gdy został namierzony za nadmierną prędkość w Czechach przez tamtejszych chłopców- radarowców i chociaż nadwyżka prędkości była spora zakończyło się to brakiem mandatu po okazaniu jakiegoś glejtu, zapewne bezpieczniackiego.
Pan Janeczek opowiedział swoją przygodę w przygranicznym mieście, gdy służbowo miał wwieźć do Kraju jakąś trefną przesyłkę (coś niecoś miał i swojego do przemytu, jak dorzucił ) i tuż, tuż przed wjazdem do komory celnej ktoś z tamtejszych się nim zainteresował. Barwnie opowiadał p. Januszek o zabawie w kotka i myszkę z namierzającą go jednostką i chociaż cwanie omijał wszelkie sidła, aby nie dać się rozpracować i ujawnić mocodawców, zmuszony był do skorzystania z pomocy „dobrego duszka” tutaj rezydującego.
Takie i inne przechwałki przerywał mi sen, jednak nie bardzo w nie wierzyłem. Jednak zaszokował mnie fakt, który oglądałem osobiście. Po kolejnym zmrużeniu oczu obudziłem się już na Berliner Ring, czyli niedaleko Berlina zdziwiony, że przespałem chwilę postoju i zamianę kierowców. Teraz wóz prowadził p. Janeczek, ten, który siedząc przy mnie spożytkował dwa Kujawiaki i ćwierć litra wódki!
Jakie glejty pozwalały Panom J. na taką nonszalancję zagranicznych przepisów? Dodatkowo- całą drogę jechali niezapięci pasami bezpieczeństwa.
Jako chłopek- roztropek burzyłem się wewnętrznie na niepisane przywileje pewnych służb obowiązujące czy to po lewej, czy to po prawej stronie żelaznej kurtyny. Tajemnicza jest odpowiedź na cisnące się na usta pytanie: jakie glejty obowiązują nadludzi w czasach obecnych i kto je rozdaje?
Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości