Pewnie za długo siedzę już na obczyźnie w samotności, więc ze smutku i tęsknoty za szkrabami tylko podróże mam na myśli. W dzisiejszych czasach ledwo wnuki same nauczą się siedzieć przymilnie proszą: dziadku, możesz się posunąć, bo chciałbym na twoim komputerze bajeczki oglądać? Po chwili taki pięcio-, albo i czteroletni brzdąc, co to jeszcze czytać nie potrafi, zaśmiewa się oglądając przeróżne Autka i Złomki bowiem umiejętność odpowiedniego klikania w klawisze to pewnie wyssał z mlekiem matki.
Wydziedziczany więc z wygodnego, komputerowego krzesełka powinienem być co nieco do przodu i opisać parę życiowych wspomnień. Może któreś z wnucząt przyciągnie, tak jak ja przed wielu, wielu laty, krzesełko i pociągając za rękaw zaszczebioce: dziadku, opowiesz mi coś jeszcze?
Świątek
Chcecie jechać na oazę do Rzymu?
Zapytał nieoceniony Oluś.
Jest organizowany trzeci stopień.... w sierpniu.
Czy znalazł by się ktoś, kto mógłby powiedzieć „nie”?
Stwierdziliśmy zgodnie z Anią rozpoczynając przygotowania i starania.
Paszporty- sprawa trudna bez zaproszeń. A jeszcze wizy...
Wszystko trwało, wszystko kosztowało, a my nie mieliśmy leżących zapasów grosza, jednak to były przeszkody mało ważne. Chcieliśmy z Anią pojechać pociągiem, aby przy okazji zobaczyć „kawałek świata”, jednak nie znałem polskiej rzeczywistości- bez wizy, a przynajmniej promesy wizowej żadna rezerwacja biletów na pociąg a także na samolot, nie była możliwa! Pozostała jedyna nadzieja- nasza stara i rozklekotana Syrena! Więc ją przez kilka dni doprowadzałem do fasonu zaklejając dziury epidianem i rozbierając na części pierwsze wszelkie istotne mechanizmy. Wyszło mi to dopieszczanie jako- tako i wyglądało, że wytrzyma staruszka te oczekujące ją 4 tysiące kilometrów jazdy.
Okazało się, że nie jesteśmy osamotnieni, biletu nie miał również przyszły moderator główny rekolekcjonista czyli Andrzej Madej. Zaufał on także Syrence. Po wizę mieliśmy zgłosić się w ambasadzie 31 lipca i prosto stamtąd pojechać po księdza, do domu jego rodziców.
W wieczór przed wyjazdem ciągle odnosiliśmy wrażenie, że nasz środek lokomocji zawiedzie w połowie drogi, otworzyliśmy więc Pismo Święte na chybił- trafił, a pierwsze słowo brzmiało:
Zaufać!
Bez żadnych więc obaw, gdy raniutko ostatniego lipca wybiła godzina ZERO rozpoczynaliśmy podróż życia....
Warszawa pozostawiła po sobie ślad w postaci zapłaconego mandatu za: nieprawidłowe parkowanie przed ambasadą włoską przy placu Dąbrowskiego. Było to niesprawiedliwe, gdyż obok, tak samo jak nasza Syrena, stały zaparkowane samochody warszawskie. Za to bez mandatów!
Andrzejek miał dwie niespodzianki: dodatkową pasażerkę Terenię, oraz nieuwzględnianą wcześniej podróż do Krościenka, po instrukcje od ks. Blachnickiego.
Była dokładnie północ, jechaliśmy jakąś drogą przez las, gdy w motorze samochodu coś potężnie huknęło i silnik zgasł.
Konsternacja nie z tej ziemi!
Czyżby tak wyglądał koniec marzeń?..
Co mogło się stać?...
Nigdy na te pytania nie uzyskaliśmy odpowiedzi, gdyż po pierwszej próbie włączenia, motor zaterkotał i mogliśmy jechać dalej bez żadnych sensacji!
KOPIA GÓRKA, chwila odpoczynku, króciutka Msza św i idziemy do księdza Franciszka.
Słyszałem, Andrzejku, że samochodem jedziesz?
Tak Ojcze...
Dużym Fiatem?
No nie, Syreną..
Jezus, Maria, Andrzeju.. ty zawsze tylko na Opatrzność liczysz... ty tam musisz być!
Siostra Jadwiga już poleciała, a miała zabukowany bilet, to w jej miejsce polecisz. Szybko idź do kierowcy....
Zarządził wszystko dla Andrzeja i zwrócił się do nas:
A wy dojedziecie?
Bowiem mam podarunek od Oazy dla Ojca św.
Taką rzeźbę w drzewie- Sw. Magdalena ociera twarz Chrystusowi- zrobioną przez ludowego świątkarza, pana Lurkę, a Papież kocha wszystko co ludowe.
Tylko Czesi mogą robić problem!
My to nie tylko zajedziemy, ale jeszcze wrócimy, Ojcze..
Powiedziałem buńczucznie..
A strach?.. nie straszny nam!
Bardzo liczyłem na obecność Andrzeja, który nie tylko znał świetnie języki, a przede wszystkim byłby drugim kierowcą i szybciej dojechalibyśmy na miejsce. Studiował przecież w Rzymie, więc nie błądzilibyśmy po tym wielkim mieście!
Zaś ojciec Madej spotkał błądzącego po poczekalni lotniska, młodego uczestnika Rzymskiej Oazy, który również nie posiadał jeszcze biletu. Założył więc będący „po cywilu” ksiądz, różaniec na szyję i stając przed panienką w kasie biletowej słodko poprosił:
Poproszę dwa bilety do Rzymu...
No i nastąpił cud. Jeden leciał siedząc na miejscu dyplomatycznym, zaś drugi przypatrywał się pracy pilotów...
Na przygranicznej stacji zatankowałem do pełna, z udeptaniem, bowiem nie wiadomo jakie kolejki zastanę po tamtej stronie granicy?
W samej komorze celnej w Chyżnym niewiele brakowało, aby dar wieziony dla Ojca św. pozostał w kraju. Służbisty celnik przetrząsał wszystkie bagaże sumiennie i spostrzegł, ledwie co przykrytą na tylnim siedzeniu samochodu rzeźbę Umęczonego Chrystusa.
A co to jest?
Wiecie, że tego nie wolno!
Do depozytu!
Poszukał odpowiednie kwity i rozpoczął pisanie.
Aniuśka w płacz;
A Ojciec święty na to czeka... buuuu... buuu..
Co wy tam gadacie, z Papieżem się zobaczycie tak jak ja.
Ale przestał pisać, pukał tylko końcem pisaka w papier.
A jak wy jednak do Rzymu dojdziecie, kto was tam do Papieża dopuści...
eee tam.. gadki..
Wyczekiwał jednakże, dalej pukając długopisem.
Widzi pan, Ojciec święty organizuje u siebie rekolekcje dla nas Polaków. Tylko to musiało być wszystko po cichu robione...
bo wie pan, nie puściliby nasi... wyjaśniałem.
Nie był już służbisty. Schował szybko rozpoczętą deklarację o depozycie.
Ja wam to przepuszczam, ale chwilę poczekajcie, pogadam z czeskim kolegą...
Chyba po kwadransie powrócił z zafrasowanym Czechem
A u nas to nie zostanie?.. zapytał śpiewnie ten nowy przypatrując się naszym posmutniałym twarzom i jeszcze smutniejszemu drewnianemu Chrystusowi.
No to jedźcie z Bogiem!
Radość przywiędła, gdyż zaraz dopadł mnie kolejny prysznic- „zalałem” silnik! Za żadne skarby świata nie mogłem go odpalić. Gdy zawiodły moje umiejętności naprawcze, zdesperowanego i prawie gotowego do rezygnacji, postawił na nogi czyjś krzyk z wjeżdżającego do kraju auta:
Kolego, odkręć korki pod silnikiem i przedmuchaj!
Był to pierwszy widoczny znak zaufania...
Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości