Mam za sobą trudną, prawie nieprzespaną noc. A nic tego nie zapowiadało, bowiem wieczór należał do przyjemnych. Właśnie wczorajszym wieczorkiem odwiedził mnie kolega od dzieciństwa, z którym wędrowaliśmy wspólnie, a to na rybki, a to na ... do dziewczynek. Przez ostatnie kilka lat mieliśmy absencję w spotkaniach, gdyż on wielokrotnie wyjeżdżał do sąsiadów na wschód, konkretnie Moskwy, ja zaś często szlajałem się po Reichu. W trakcie koleżeńskiej rozmowy zaskoczyła mnie niespotykana dawniej jego zapiekła nienawiść do Kaczorów, szczególnie do Jarosława. Chciałem ten temat podrążyć nieco później, jednak nawałnica wspomnień zmiotła go z mej pamięci. Temat zaś powrócił sam, przed snem, nie dając mi spać, tylko pod sklepieniem tłukła mi się myśl: Czy to ja pobłądziłem czy Franiu?
Z domu wyniosłem ostrożność i nieufność do systemu, w którym przyszło nam żyć. Przez wszystkie lata mej dorosłości, zawsze nosiłem płaszcz na prawym ramieniu , pomimo pokus z lewej strony (kiedyś usłyszałem przy wódeczce wyznanie mego kolegi, który dołączył do zespołu- dostałem polecenie partyjne, aby kierownika upartyjnić!).
Przed kilkudziesięciu laty wziąłem przyszłość swej rodziny we własne ręce i stałem się drobnym prywaciarzem. Oj, była to niezapomniana walka z urzędasami, ale...
Nadeszło nowe. Pierwszy raz poczułem siłę i chęć do zmian będąc z rodzinką na Mszy św. w Polskiej Misji katolickiej w Bielefeldzie. Akurat nieodżałowany św pamięci ksiądz Jurek wyjaśniał swoim parafianom pragnącym wziąć udział w „pierwszych demokratycznych” wyborach, kto jest kto na listach wyborczych- „ten jest nasz, ten też, i ten. A tego to wężykiem, Jasiu, wężykiem!” . Zaś po mszy organista zagrzmiał: Bo najpiękniejsze są polskie kwiaty... Najmłodsza córeczka skomentowała- Tato, widziałeś, wszyscy płakali... ty też beczałeś!
Po sławetnych Wyborach nieśmiało zaszeleścił rzeźwy zefirek- należy być asertywnym! Jednak nikt nie mówił o uczciwości.
Niezbyt ciekawie wychodziła mi ta asertywność, szczególnie gdy z roździawioną gębą słuchałem wynurzeń znajomego dyrektora, który wskoczył w buty prywatnego biznesmena. Tak, na takich warunkach działalności jak on, można było budować domek z 400 metrowym dachem!
Przed czterema laty moja prywatna wojna o przetrwanie zakończyła się „z ręką w nocniku” lub gorzej bowiem plajtą, po której będę czkał jeszcze kilka najbliższych lat.
Na emeryturce (obecnie ok. 800 złociszy polskich- po podwyżce) miałem nieco czasu, więc usiadłem przy komputerze, bo cóż dziadzio ma do roboty innego? Wpierw były łamy „gazety.pl” bowiem najłatwiej można poszukać.... a póżniej z wypiekami czytywałem pana Ściosa, Ufkę, posła Wojciechowskiego i niesamowitego Seawolfa. Jakoś chłodniej przemawiają do mnie RRK, senator Libicki czy też poseł Migalski.
Więc wreszcie mogę sformułować moją ogromną prośbę- PROSZĘ MI W MIARĘ ŁOPATOLOGICZNIE UZASADNIĆ, KTÓRY Z NAS, KOLEGÓW, BŁĄDZI? Ja czy Franuś?
Czy ja się zagubiłem w odbiorze rzeczywistości, czy mam jednak rację?
Proszę o pomoc merytoryczną bez inwektyw, czy też drwin.
Z góry dziękuję
Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości