Język. Nie ma się co ukrywać. Polski polityk nigdy nie będzie władał taką angielszczyzną jaką włada Nigel Farage. Tak samo zresztą jak Nigel Farage nigdy nie będzie władał idealnie polszczyzną. Debata pomiędzy stękającym Buzkiem a płynącym w angielszczyźnie Faragem zawsze będzie rozstrzygana na korzyść tego drugiego. I nie chodzi tu o merytoryczność, ale o odbiór przez ludzi. Gdz chodyi o parę Farage - Buzek, to ta sytuacja powinna nas cieszyć, ale co będzie jeżeli któryś z naszych europosłów mających jak najsensowniejsze argumenty stanie ze swoim angielskim z widocznymi słowiańskimi naleciałościami do debaty przeciwko kompletnemu euroidiocie ale władającym językiem Szekspira świetnie? Będzie próbował przejść na Polski, tak samo zresztą jak zrobił Buzek, gdy mu już zabrakło słówek - źle, bo mu już następnego dnia prasa polska przylepi łatkę „bezjęzykowca”. Przejdzie na Polski jest zdany na szybkość działania i sprawność tłumaczy, a jak widać po tłumaczu wypowiedz Buzka to nie najlepiej wychodzi. Każda wypowiedź tłumacza symultanicznego będzie szarpana. Przy debacie jesteś przegrany. I tak będzie się nasz polityk miotał między Polskim a Angielskim, bo co będzie umiał po angielsku to powie po angielsku, a co będzie trudniejsze to zostawi na Polski i będzie miał nadzieję w sprawności tłumaczy.
Oczywiście każdy powie, że trzeba wysyłać ludzi znających perfect języki. Ciekawe czy jedną z nich jest Madame Herczog z Magyarorszag. To była działaczka Węgierskiej Partii Komunistycznej (do roku 1989, a od tego czasu namiętna socjaldemokratka), tłumacz języka rosyjskiego, magister ogrodnictwa. W czasie debaty pokazała swój świetny angielski. Angielski, który na wypowiedziane z polotem i dowcipem przemówienie Faraga odpowiada ciężkim tekstem o małpach i zadach. Może gdyby to było wypowiedziane po węgiersku, nie byłoby aż tak koszmarne? Małpa po węgiersku - majom. Drzewo - fa. Wchodzić - felmegy.. a może przy tym fa.. jakieś inne przysłowie natchnęłoby Mme Herczoga bo takie miałem wrażenie, że przypowieśc o małpach była także dlatego, że nic innego ta węgierska komunistka nie potrafiła przetłumaczyć.
Trzeba się jednak zastanowić dalej. Co ma na myśli węgierka mówiąca elected, a co ma na myśli anglik mówiący elected? Dla węgierki to znaczy wybrany. Ale wybrany był i Janos Kadar na I Sekretarza Węgierskiej Komunistycznej Partii. Co cztery lata w Węgierskie Republice Ludowej odbywały się wybory, a przed tym to wyborów nie było żadnych bo albo był faszysta Horthy, albo burżuazja, albo jeszcze wcześniej habsburgowie. Dla Polaka wybrany był i Jaruzelski przez Sejm Kontraktowy i wybrany był Wałęsa w wyborach powszechnych. Dla Polaka wybory to wynalazek 1989 roku, bo wcześniej wybory były komunistyczne, a jeszcze wcześniej wybory fałszował faszysta Piłsudski, a przed nim to wyborów żadnych nie było. Słowo elekcja, Polakowi od razu skojarzy się z Wolną Elekcją, a to przecież oznaczało koniec Polski, więc takiego pojęcia nie powinno się używać. Dla Anglika zaś elected, to coś co istnieje od XI wieku. Elected to znaczy być wybranym do rady parafialnej albo do ławy przysięgłych. Elected to znaczy mieć poparcie większości mieszkańców hrabstwa i zostać posłem do Izby Gmin.
Teraz nie powinno więc dziwić, że węgierska komunistka jest święcie przekonana, że Pan van Rompuoy i lady Ashton zostali elected. Bo nawet nominacja na te stanowiska przez przywódców europejskich ona odczytuje jako elected. Anglik natomiast tego nigdy za elected nie uzna. Coraz bardziej wydaje mi się, że oni tylko tam udają, że się świetnie rozumieją.
Gdybyśmy pochodzili z kraju szacunku dla języka ojczystego. Problemu by nie było. Wchodziłby na euromównicę nasz poseł z pełnym tupetem, miał swoją mowę pięknie w mickiewiczowskim języku przygotowaną. Pewny wzrok, pewny ruch i po europarlamencie rozpowszechniają się nasz sz.. cz.. dź.. ś.. żiii ź…ń.. Europosłowie patrzą w zachwycie i słuchają. Tak jak czasem my słuchamy jakiś obcokrajowców, kompletnie ich nie rozumiejąc, ale to zawsze ciekawie usłyszeć jakiś inny dźwięk. Nawet jak im tłumacz szarpie w słuchawce to patrzą i wiedzą czy ten człowiek wierzy w to co mówi, co dla niego jest ważne, że to tak akcentuje. A jak mówi dobrze, to nawet sięgną później po wydrukowane przemówienie w polskim języku i angielskie tłumaczenie. A jak nasz poseł mówił rewelacyjne to może ktoś sięgnie po słownik Polski i zacznie tłumaczyć co znaczy słowo zabór w politycznym tego dla Polaka znaczeniu. Przecież nikt tego na zachodzie nie miał. Tu dalej trzeba już sięgać po historię, ale przyda się to. Bo tam w tym przemówieniu polskiego posła było słowo konspiracja, ale jakoś tak mocno wypowiedziane.. I taki francuski deputowany wychowany na konspiracji pokazanej mu w „Allo, Allo” zobaczy jak wielce to się różni od polskiej konspiracji.
Pochodzimy jednak z kraju, który do europarlamentu wysyła ludzi znających języki. Prasa cała nasza histeryzuje: czy znasz język. Znasz – jedziesz. Nie znasz – nie jedziesz. Nie ma kryterium ludzi rozumiejących języki, jest tylko kryterium ludzi znających języki. I mamy taką madame Herczog. I takiego kolig Buzek. Niemcy będą bronić interesów swoich po niemiecku. Francuzi po francusku. Anglicy po angielsku. A Polacy.. ech ta nasza ochota przypodobania się wszystkim. Otrzymania pochwały. Tracimy swój największy atut, jakim jest ojczysty język. Ile myśli naszych europosłów zostało spłaszczonych przez to, że wymyślili je po polsku a wypowiedzieli w swoim Buzkowo-stękającym angielskim? A do cholery oni się nie mogą nauczyć Polskiego?
Inne tematy w dziale Polityka