A kto to jest, ten Migalski? Wiem, że takie pytanie może być niesprawiedliwe dla Pana Marka, który jak na osobę znaną mi tylko z oglądu medialnego sprawia wrażenie bardzo sympatycznej osoby, ale niestety jego otwarty list do Premiera Jarosława Kaczyńskiego również jest sprawą niesprawiedliwą i w tym momencie Pan Marek musi ponieść pełne konsekwencje swojej głupoty. Czasem tak bardzo chce się zabłysnąć, nie ma się w sobie cnoty cierpliwości, że to tak oczekiwane „wejście”, które ma tak mocno wybić do góry, do sławy i chwały, kończy się najzwyklejszą kompromitacją.
Nie będzie jednak celem dzisiejszego postu indywidualne znęcanie nad Panem Markiem. Rzecz tu trzeba ująć szerzej. Przez kontekst tego, że Pan Marek Migalski jest politologiem, i właśnie wczorajszym listem pokazał jak bardzo politolodzy nie nadają się do polityki i do sztuki rządzenia państwem, jak dalece nie rozumieją na czym polega polityka i nie posiadają do uprawiania polityki żadnych uprawnień i kwalifikacji. Politolodzy potrafią tylko o polityce mówić, tylko politykę opisywać, nie mają jednak żadnych ambicji aby być politykami, czyli tymi osobami, które podejmują decyzje. A właśnie podejmowanie decyzji jest esencją polityki.
Też jestem politologiem. Ale odkąd ukończyłem 4 lata temu te szacowne studia, nie używam wobec nich nie innego określenia jak „ogórkowate” studia. Politolog to jest taka osoba, która zna się na wszystkim: socjologia, prawo, ekonomia, psychologia, historia. Zna się tak bardzo na wszystkim, że w pewnym momencie pojawia się hasło: „Kto zna się na wszystkim, nie zna się na niczym”. I niestety taka jest prawda, może i politolodzy znają się na wszystkim, ale bardzo często nie potrafią dokonać syntezy i analizy całości. A ich wiedza w tych wszystkich wyżej wymienionych dyscyplinach jest często bardzo mała, a właściwie żadna, bo jak można rozumieć historię, sprowadzoną tylko do XX wieku, przecież przyczyny wielu zjawisk politycznych leżą i w XIX wieku, i w XVI a nawet i VIII. Tak samo nie da się zrozumieć prawa, sprowadzonego tylko do wstępu do państwa i prawa czy prawa administracyjnego. Klucz do zrozumienia prawa to prawo rzymskie i cywilne, a tutaj niestety politologów się nie wpuszcza.
Przede wszystkim ciąży zaś na politologach zarzut patrzenia na politykę przez pryzmat „piarowo-propagandowy”. Politologom gubią się idee, coś o nich wiedzą, bo gdzieś ta filozofia przemyka przez studia, ale nie dociera do politologów prawda, że trzeba mieć jakąś ideę, myśl, którą chce się realizować i która to stanowi podstawę do oceny świata i podejmowanych decyzji. Politologom wydaje się, że idee już odeszły i teraz liczy się tylko to czy polityk jest popularny czy nie popularny, dobrze czy źle ubrany, i co mówi najbliższy sondaż. Może politologom gdzieś czasem usłyszała się maksyma vox populi – vox Dei, ale jeżeli ten głoś Boży słyszą w sondażu przeprowadzonym na reprezentatywnej próbie Polaków, dla których nie ma nic upokarzającego w rządach kolegów Zbycha, Rycha i Mira, dla których Prezydent Kaczyński to alkoholik i morderca ze smoleńskiego lasu, a państwo rosyjskie to najlepiej wypróbowany przyjaciel Rzeczpospolitej, któremu trzeba na polskim terytorium stawiać pomniki… to chyba nie jest najlepszy przykład na vox Dei. Jeżeli jakiś kompozytor klasyczny pisze utwór i daje go do oceny publicite wychowanej na disco polo i wiadomym będzie, że skoro nie ma w utworze rytmicznych powtórzeń i słów prostych o miłości to publicite utwór ten odrzuci, i taki kompozytor taką oceną się przejmuje, to niech lepiej pisze utwory disco polo, a nie zajmuje się muzyką klasyczną.
Politolodzy też uwielbiają traktować politykę w kategoriach estetyczno – etycznych. Zapominając o wyborach przed jakimi stawali Churchill decydujący o sojuszu ze Stalinem przeciwko Hitlerowi. Nie pamiętając w ogóle o tym, że przez pewien czas Piłsudski był sojusznikiem Austrii i Niemiec, bo tylko tak dało się dojść do niepodległości Polski. Nie zastanawiając się nad dylematem, że gdyby Anglicy chcieli dotrzymać umów z Polską z 1939 roku, to w 1945 roku ich społeczeństwo musiałoby się gotować do kolejnej wojny, tym razem przeciwko Armii Czerwonej. Nasi politolodzy zawsze mają sprawdzone recepty, tylko nigdy nie stają przed wyborami jakie mieli Zygmunt Stary decydujący o przyjęciu Hołdu Pruskiego, książę Poniatowski nie wybierający przejścia na stronę Cara Aleksandra I, tylko nurt Czarnej Elstery. Czy wreszcie Jarosław Kaczyński decydujący o koalicji z Samoobroną i LPR. Nasi politolodzy zawsze wiedzą jaką decyzję w takim momencie należałoby podjąć, jakie byłyby ich konsekwencje, (wiedzą bo tą wiedzę zawsze podpowiada im niezawodny sondaż) ale tak po prawdzie gdy przychodzi czas do ich wyborów… to uciekają od odpowiedzialności i piszą list otwarty.. A niech społeczeństwo znów podpowie, co mają politolodzy myśleć.
Panie Marku z bólem to pisze, ale Boże chroń nas od politologów.
Inne tematy w dziale Polityka