W roku 1942, kiedy Polska dopiero traciła na rzecz Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego pozycję najważniejszego sojusznika Wielkiej Brytanii, i cały czas jeszcze Sikorskiego uważano, za leadera wszystkich zniewolonych przez Nazistów czy Komunistów państw i tak też go traktowano, mój ulubiony Cat Mackiewicz napisał takie zdanie „Oddałbym wszystkie bale, rauty, wywiady prasowe i radiowe Gen. Sikorskiego za jedno, za bezpośredni udział w tajnych rokowaniach Brytyjsko – Amerykańsko – Sowieckich, jakie na pewno niebawem się rozpoczną”. A jednak Sikorski wolał rauty. Zawsze z większą dumą mówił o tym jak z wielką przyjemnością przyjmował go Król Jerzy VI, jak długo rozmawiał z Królową, i jak Monarchia kocha i lubi Polaków, po czym po krótce referował, że nadal są pewne niedogodności co do udziału polskich oficerów w komitetach wojennych anglo-francuskich.
Mimo, że w 1943 roku Sikorski znaczył coraz mniej, bo co mogło znaczyć te kilka dywizji PSZ na Zachodzie, dość liczna, ale jednak tylko partyzantka Armii Krajowej, no i flota kilkunastu niszczycieli i okrętów podwodnych, wobec potencjału Amerykańskiego, Sowieckiego czy nawet Chińskiego Czang Kai-Sheka. Mimo tego, że Sikorskiego można już było nazwać przegranym politykiem, bo nikt z poważnych, na poważnie nie brał lądowania na Bałkanach, to jednak ktoś tego Sikorskiego nakazał zabić. Skoro Gen. Sosnkowskiego udało się w 1944 roku zdegradować do roli potajemnego sojusznika Hitlera, to czyż propaganda radziecka nie zdołałaby uczynić tego z gen. Sikorskim? Pan Litauer był doprawdy wielce zdolną osobą.
Wróćmy jednak do myśli Mackiewicza. To czego najbardziej zazdroszczę tym którzy bezpośrednio biorą udział w polityce to jest wiedza. Wiedza o tym jak się rozmawia chociażby z Putinem, jaki on jest, o czym tego dnia rozmawiano, w jakim nastroju był dany polityk, jak reagował na dane słowo, z kim długo rozmawiał, kto go zainteresował, kto znudził. Ta wiedza ma praktycznie wartość, tylko wtedy gdy jest z pierwszej ręki, a i tak ilu rzeczy się nie dowiemy, gdyż przy wielu sprawach obowiązuje klauzula milczenia czy tajemnicy. Brak tej wiedzy sprawia często, że te moje/nasze blogerskie analizy polityczne są często śmieszne, arcyśmieszne. Zwłaszcza gdy czyta je polityk, który akurat był na żywo przy tej rozmowie. I widział później prasową czy telewizyjną relację z niej, i zobaczył jakie wnioski z tej relacji wysunęli publicyści czy blogerzy. Tak właściwie to my komentujemy tylko komentarze medialne polityki, a nie samą politykę, bo do tego często mamy za małą wiedzę. To jest ta przewaga polityków nad nami, chociaż z drugiej strony my, jako publicyści mamy większą swobodę.
Za wiedzę można zginąć, tak samo jak za wiarę w ideę.
Jest pewnym mitem, że Lech Kaczyński był politykiem przegranym i na pewno nie zdobyłby teraz swojej reelekcji. Mitem bardzo skutecznie rozprowadzanym. W końcu mit „Wielkiego Hamulcowego” jest tak silny, że gdy Prezydentem jest już Bronisław Komorowski, to PO i tak znów kierując do Sejmu pakiet ustaw zdrowotnych, nie kieruje tych wcześniej zawetowanych przez Pana Prezydenta Kaczyńskiego. Ponad półroku temu pisałem, że nie mogę się doczekać publicystycznych bojów na jesieni, gdy trzeba będzie wspierać kandydaturę Lecha Kaczyńskiego. Ile Polska od tego czasu przeszła. Więc nie wiem czemu wszyscy uparcie powtarzają, że Lech Kaczyński nie mógłby obronić swojej prezydentury? Powtarzane to jest także w kontekście zaprzeczania jakimkolwiek teoriom sugerującym, że w Smoleńsku w dniu 10 kwietnia 2010 roku mogło dojść do rosyjskiego zamachu. Bo po co Rosjanie mieli czynić zamach na przegranego polityka.
Otóż, to co sprawiało, że Lech Kaczyński nie mógł być przegranym politykiem, to wiedza. Wiedzą, którą on i jego urzędnicy zdobyli w ciągu prawie 5 lat prezydentury. Koniecznym nawet jest patrzenie dalej i głębiej. Wiedza Lecha Kaczyńskiego sięgała Ministerstwa Sprawiedliwości, NIK, lat 80-tych i całej „Rewolucji Solidarnościowej”. To bardzo duża wiedza. W latach 2005-2010 wsparta wiedzą i praktyką międzynarodową. Mógł Lech Kaczyński nie zostać wybranym w roku 2010, ale nadal miał wiedzę, jak działa nasze państwo, w jakim otoczeniu interesów międzynarodowych. To jest poważna przesłanka do tego aby się Kaczyńskiego pozbyć.
Sprawą drugą jest to czego tak właściwie chce polityka rosyjska w Polsce. Otóż Rosjanie nie chcą aby Polską rządziła Platforma. To nie jest cel polityki rosyjskiej, to jest tylko metoda. Tusk został Rosyjskim człowiekiem w Warszawie, nie dlatego, że Putin tak mocno się z nim zaprzyjaźnił (wymowne jest tu pewne zdjęcie ze Szwajcarii). Tusk został tym człowiekiem dlatego, że Rosjanie chcą destabilizacji Polski. Destabilizacji możliwej w skutek prostego działania. Wystarczy nazwać w rosyjskiej prasie polskiego polityka – naszym człowiekiem (chociaż, co tak właściwie Tusk dla Rosji do 2007 roku zrobił, ile razy był w Moskwie? Kogo znał z rosyjskich polityków?), a już taki komplement budzi zrozumiałą krytykę w dużej części polskiego społeczeństwa, mającego słuszne obawy przed rosyjskim imperializmem. Gdy się chce wkurzyć Psa na uwięzi, głodnego, nie trzeba w niego rzucać kamieniami. Wystarczy położyć kość przy innym psie, na widoku dla psa uwięzionego ale nieosiągalną dla niego. Rosjanie taką kość doskonale położyli.
Zostańmy Przy tej "psiej" metaforze. Tusk może robić za takiego pudla. Który właśnie dostał kość i zaczął z nią dumnie paradować po europejskich salonach. Wszyscy się zachwycali tym pudlem i każdy bał się tą kość zabrać, ale nie dlatego, że bał się pudla, tylko że kość pochodziła od Pana, a Pan doprawdy wielokrotnie pokazał, że o swoje interesy potrafi dbać – 1813, 1831, 1849, 1863, 1939, 1956, 1968, 2008, 2010… PiS i Jarosław Kaczyński zaś są Psem przywiązanym do budy, który może się tylko wściekać. Kogo bardziej się nie lubi? Ale kto jest w tej sytuacji bardziej głupi?
Zabicie Prezydenta Kaczyńskiego i całej jego świty przez Rosjan sprawia, że raz, Rosjanie pozbawiają Polaków ważnego źródła wiedzy i doświadczenia politycznego, dwa totalnie destabilizują Polskę. I chociaż deklaratywnie będą się Polacy nawoływać do jedności, to jednak z doświadczenia historycznego ta jedność w Polsce sprowadza się do zakochania jednej strony przez drugą. Do zakochania na śmierć. Polską obecnie nie da się rządzić. Można zarządzać. Ale my nie mamy sterów i to tylko że nie natrafiliśmy jeszcze na skałę, sprawia, że jeszcze płyniemy. Ale tych skał wraz z kolejnymi falami kryzysów będzie coraz więcej. Destabilizacja trwa.I przyczyn jej trzeba szukać w tajnych konferencjach, a nie w najmądrzejszych nawet wywiadach prasowych.
Inne tematy w dziale Polityka