W II Rzeczypospolitej ludowiec, Wincenty Witos stawał trzykrotnie jako Prezes Rady Ministrów na czele rządów. Raz, w momencie kiedy bolszewicy zbliżali się latem 1920 roku pod Warszawę. Drugi raz, gdy wiosną 1923 roku uchwalono marzenie ludowców i narodowców – Pakt Lanckoroński i ochoczo się zabrano się do jego realizacji. Choć pomysł rozwoju ekonomicznego Polski poprzez rozwalenie jedynej realnej siły ekonomicznej Polski – czyli dużych latyfundiów, do tego rozwoju absolutnie nie prowadził. Wreszcie po raz trzeci, na trzy dni w maju 1926 roku i wtedy to rząd Witosa stał się katalizatorem, który przyśpieszył Zamach Majowy, kończącego czas gadulstwa – sejmokracji i pozwolił na powrót Marszałka Piłsudskiego do władzy. Potem ludowcy w historii II Rzeczypospolitej, oprócz Strajków chłopskich z 1936 roku spacyfikowanych uśmiechem Rydza – Śmigłego, nie odegrali znaczniejszej roli.
Kusząc się na paralelę II Rzeczypospolitej z III. Ludowiec Waldemar Pawlak (taki lider Ludowców jak cała nasza obecna Rzeczypospolita) na czele rządów w III Rzeczypospolitej stawał dwukrotnie. Raz, gdy był Waldemarem Trzydziestym i po Nocnej Zmianie i słynnym Tuskowym „Panowie, policzmy głosy” przypadła próba, ostatecznie nieudana, sformowania rządu. Drugi raz, gdy ledwo w dwa lata po pierwszych wolnych wyborach w 1991 roku, Polacy stwierdzili, że jednak najlepiej do rządzenia nadaje się odświeżona koalicja PZPR-ZSL (SLD-PSL) i jedynie żeby szok tak szybkiego powrotu na nogi komunistów nieco osłabić, to przez dwa lata pozwolono szefowi PSL na drukowanie jego nazwiska na premierowskich wizytówkach. Pytanie jakie się nasuwa, to czy ludowcy po 9 października nie dostaną trzeciej szansy na wysunięcie Pawlaka na premiera Rządu Rzeczypospolitej i czy jest takie coś jak klątwa trzeciego rządu ludowców i czy ona zadziała.
Taki rząd ludowców powstanie zapewne w tym momencie, kiedy żadnej z dwóch najbardziej liczących się partii, czyli ani PiSowi, ani PO nie uda się zdobyć wystarczającej na samodzielne rządy liczby mandatów. Taki pat będzie mogła rozwiązać jedynie nominacja kogoś, kto ma zdolność koncyliacyjną ze wszystkimi, a tej akurat cechy, oprócz rzecz jasna pazerności na wszelkie frukta władzy, działaczom PSL, zwanym popularnie arbuzami (że niby zielone, a w środku czerwone, acz i teraz kto wie, jakie tam jeszcze kolora znajdziemy) i panu Premierowi Pawlokowi trudno jednakże odmówić. Tylko nie trzeba też specjalnie mieć wielkiej wyobraźni politycznej, żeby wiedzieć, że taki rząd będzie rządem tymczasowym – bo na PSLowskim programie, kasa i stanowiska dla naszych, oraz zamykanie jakiejkolwiek dyskusji ze słowem KRUS w temacie, to daleko naszej polityki poprowadzić nie idzie. I wtedy czeka nas kolejny gangsterski chwyt, i dobrze, żeby to był wtedy wreszcie chwyt prawicowy, bo już lewicowych od 1944 roku, poprzez rok 56, 68,70, 76, 80, 81, 89, 91, 2007 i 2010 Polska ma chyba dostatecznie dosyć.
To co zgubiło ludowców w okresie międzywojennym to kwestia tego, że była to partia nie wychodząca poza swój elektorat, i nie dostrzegająca żadnych innych problemów poza problemami wsi. Acz rzecz jasna w zgodzie z hasłem, gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania, ten program ludowców dla wsi miał kilkanaście wcieleń: PSL – Piast, PSL – Wyzwolenie, Grupa Ciernika. Jednak żadna z tych grup nie mogła stworzyć programu będącego czymś więcej niż tylko zaplanowaniem roku gospodarczego dla włościan krajowych, program na miarę całej Rzeczypospolitej. Krzyczeli ludowcy przez całe międzywojnie: parcelować. Chociaż jedyny rozwój ekonomiczny Rzeczypospolitej wiązał się z hasłem urbanizować, no ale jak popierać program, który prowadziłby do utraty swoich wyborców.
Ludowcy dzisiejsi to znów ta sama baśń o chłopie – Piaście, co żywi i broni i z tego tytułu od pozostałej, zgniłej ludności Rzeczypospolitej jest lepszy, a już z pewnością ma więcej praw i mądrości do pouczania. Pod płaszczykiem pięknej tradycji i doprawdy słusznej pretensji o to, że elita polityczna I Rzeczypospolitej tak długo trzymała się systemu pańszczyzny, ludowcy dzisiaj znów tworzą nam program kończący się tuż za stodołą.
Cztery lata temu pozwoliłem sobie wieszczyć, że czeka nas powtórka maja 1926 roku
http://grudqowy.salon24.pl/68713,czekajac-na-maj-1926-roku Rzecz jasna jak w większości moich proroctw jego spełnienia póki co się nie doczekał, co oczywiście nie oznacza, że z niego się wycofuje. Wręcz przeciwnie, uważam je za aktualne i jestem na taki maj 1926 roku przygotowany (tzn. mam swoje listy proskrypcyjne osób, z którymi nie chcę współpracować- niech robią kariery w biznesie, w życiu, niech chodzą na ryby, grzyby, mecze i koncerty, ale od spraw publicznych – wara!). Po prostu przy totalnym zawaleniu się naszego państwa, na co trzeba być przygotowanym po 9 października, abstrahując od tego kto wybory wygra. No może jedynie jak PO wygra to przedłuży nam ten bal na Titanicu do Euro 2012, chociaż wczoraj Premier Tusk, jak go dobrze zrozumiałem, nie zapewniał o wspaniałej organizacji tegoż turnieju w Polsce, ale o tym że dołoży on i jego ministrowie wszelkich starań.
Zdaje sobie doskonale sprawę, że to co było celem maja 1926 roku ostatecznie nie udało się, czego dobitnym dowodem była nasza porażka w II Wojnie Światowej we wrześniu 1939 roku, ale mimo to ten ruch Marszałka Piłsudskiego był potrzebny i gdzieś tylko po maju zabrakło konsekwencji i wytrwałości przy realizacji myśli Marszałka. Wszelka krytyka przeciwników maja 1926 roku, zwłaszcza ze strony tych, których wtedy od władzy odsunięto jest o tyle nietrafna, że gdyby wtedy tą całą wesołą, rozdebatowaną sejmokrację pozostawić przy sterach Rzeczypospolitej, to wrzesień 1939 roku zdarzyłby się o 10 lat wcześniej.
Wypada nam więc, nie tyle co skupiać się na maju 1926 roku, ile na błędach jakie po nim popełniono, żeby na ich niedopełnienie być przygotowanym. Wierzyć w jak najdłuższe zdrowie dla Jarosława Kaczyńskiego oraz liczyć, że powtórka z historii w postaci klątwy trzeciego rządu ludowców się spełni, to własnym wysiłkiem i wolą nie dopuścimy do powtórki błędu niewykorzystania Zamachu Majowego po maju 1926 roku. Niech Żyje Rzeczpospolita!
Inne tematy w dziale Polityka