Tak właśnie trzeba by opisać moją drogę polityczną. Chociaż jak na człowieka urodzonego w 1982 roku słowo „droga” jest zdecydowanie za wyrost. Ale to też kwestia tego, że pacholęciem będąc wolałem oglądać, wtedy jeszcze Dziennik Telewizyjny, niż Dobranockę. Więc edukacja społeczno-polityczna, w moim przypadku była dość szybko podjęta. Rzecz jasna nie była to edukacja pełna i jakimś wunderkinder nie byłem. Bo to do pewnego etapu życia zabór austriacki, o którym opowiadała moja mama, kojarzył mi się z Australią – a jako, że dość szybko nauczyłem się czytać mapy i z resztą zbieractwo map to pasja do dziś, to błyskawicznie patrzyłem na mapę, gdzie Australia i potem rysowałem wyobraźnią potęgę Australii obejmującej swoimi granicami wybrzeża Morza Czerwonego, Egipt, Bałkany przez Węgry aż do Krakowa i Polski – ależ ta Australia byłą potężna! .. A chodziło o Austrię..
Jeszcze gorzej było z rozumieniem polityki krajowej, bo zupełnie mi uciekła „Nocna Zmiana” – i jeżeli gdzieś, kiedyś może w komentarzach napisałem, że płakałem całą noc po obaleniu tego rządu, to przyznaję się – była to próba wymuszenia kombatanckiego – a po prawdzie, pewnie wtedy ganiałem za piłką pod blokiem, albo ryłem w piaskownicy, wszak czerwiec był, to pogoda ku temu sprzyjająca. Rodzice to raczej solidarność, choć tato w wyborach 1993 roku głosował na Unię Pracy.. a mamie doradzałem (nie ma to jak miłość matki, która chciała dowartościować interesującego się polityką syna), żeby głosować na SLD.. bo w końcówce jest, że demokratycznej.. a demokrację należy konotować pozytywnie – tak przynajmniej myślał mój rozum 11 letni. Swoją drogą to był piękny czas dla demokracji, że w Komisji Wyborczej, w której pracowała mama, nie przeszkadzałem jako 11 letni pomocnik. Ha jeszcze wspomnieć mogę, że moja pierwsza kampania.. to właśnie rok 1993, kiedy wspólnie z kolegą nosiłem ulotki PSLowskie po osiedlowych klatkach…
W ogóle tak jak człowiek pamięta politykę z początku lat 90-tych.. to nie można nie wspomnieć o Polskim ZOO. W sumie to program był i dla dorosłych – treści, i dla dzieci – forma. I wystarczyło w sobotę wysłuchać orędzia Kuronia, a potem 20 minutowych skeczy, by uchodzić za specjalistę od Polityki. Ówczesna polityka nie wymagała wiele.
Pierwszy poważny krok polityczny, to rok 1998, już po wyborach samorządowych, kiedy to zapisałem się do młodzieżówki śp Unii Wolności – Stowarzyszenia Młodzi Demokraci, z oczywistym zamiarem, że gdy będę miał lat 18 to się zapiszę od razu do Unii Wolności. Jako, że wunderkinderem nie byłem, ale aspirację i owszem, no to od jakiś niepamiętnych czasów nęciła mnie Partia Ludzi Inteligentnych, jaką w przekazie medialnym była Unia Demokratyczna, a potem Unia Wolności. Chociaż znów moja świadomość nie zanotowała znaczenia złączenia z Kongresem Liberalno – Demokratycznym. To znaczy wiedziałem, że takie coś było, ale co znaczyło – już nie bardzo. Nie był ten zapis do SMD wynikiem propagandy Wyborczej – tej gazety w ogóle się u mnie w domu nie kupowało, raczej lokalne dzienniki, które owszem też przeglądałem, ale i tak najbardziej zawsze lubiłem ksiązki, z ukochaną „Kroniką XX wieku” – prezent na 12 urodziny..
Więc co tydzień, już w liceum, przychodziłem sobie na zebrania naszej organizacji młodzieżowej. Czas to był rządów koalicji AWS-UW. Ogólnie atmosfera w naszym kole była pod względem towarzyskim rewelacyjna. Mieliśmy zdecydowanie zabawową ekipę. Naszą sztandarową imprezą w tym czasie był pochód 1 majowy. Przez Kielce przechodził o godz 10 pochód Solidarności, potem o 11 pochód lewicowy, a o 13 jeszcze po niewyremontowanej Sienkiewce szedł pochód „Młodych Demokratów”. Popiersie Lenina wiezione w taczce i okrzyki „Wiesław, Wiesław”, „Precz z Imperializmem Amerykańskim” „Marksim, Leninizm, Komunizm” – w pochodzie brało udział całe koło – 10 osób góra, ale było wesoło. Ba! Nawet zostaliśmy kiedyś wyzwani od „kościelnych kurew”. Kielecka Unia jakoś na to przymykała oko, bo to było za czasów leaderowania J.J. Brauna, ówcześnie jeszcze bardziej konserwatysty.
O polityce owszem i rozmawialiśmy też. Tutaj jednak bardzo szybko wyszła moja monotematyczność, bo to był czas aktywnych dyskusji o naszej europejskiej drodze, a ja zawsze w takim przypadku wypowiedź rozpoczynałem, od przypomnienia, że w 1939 roku mieliśmy sojusz z Anglią i Francją, i co? I nic. Jak rozmowy schodziły na kwestię żydowskie, to przypominałem opowieści mojego dziadka z kresów, na temat współżycia polsko – żydowskiego, gdzie żydzi korzystali z wypracowanej przez siebie solidarności, kosztem Polaków. Poza tym też jakoś Kielce zobowiązywały do zapoznania się z dziejami Pogromu Kieleckiego, a to też ustawia, przy dobrym wejściu w temat, optykę na co najmniej kilka pól widzenia. Dość szybko więc dorobiłem się w naszym kole pseudonimu „Folklor polityczny” naszego koła, w takim też charakterze byłem przedstawiany przed innymi kołami („ a u nas w kole jest taki człowiek co takie rzeczy wygaduje.. ale jakoś nie sposób się go pozbyć, bo przyjazne toto, uśmiechnięte, w miarę solidne i zdyscyplinowane” – no.. to przy tych komplementach schlebiam sobie zdecydowanie). Wszystko to generalnie zwalano na mój młody wiek i liczono, że się nade mną popracuje, to bach przyznam rację siłom inteligencji i postępu.
Na Unię pierwszy raz się wkurzyłem w 2000 roku, kiedy wyszła z Koalicji z AWS. To ja tu grzecznie odliczałem czas do 18 roku życia, żeby spełnić warunek statutowy zostania członkiem UW – a tu taki numer, który dla mnie był niczym innym jak dezercją z pola walki. Ale znów ja wtedy kumałem piąte przez dziesiąte. W ogóle bardziej się uczyłem niż rozumiałem. W 2000 roku po raz pierwszy pracowałem w Komisji Wyborczej, a plakaty w kampanii kleiliśmy Olechowskiemu… i jemu też oddałem swój pierwszy głos w wyborach. Drugiej tury nie było.
W 2001 roku, tuż przed studiami i przyjazdem do Poznania – to był czas kiedy całe Stowarzyszenie Młodzi Demokraci, uciekło od Unii Wolności do nowopowstałej Platformy Obywatelskiej, a nasze koło wiernie w całości pozostało przy Unii Wolności, a póki co młodzieżówka nowa UW, czyli Młode Centrum jeszcze nie powstało. Przyjęliśmy wtedy koncept, że jak niby Tajwan, jesteśmy zbuntowanym kołem SMD i nie popieramy PO. Podział jednak był, że część koła kleiła plakaty działaczom, którzy pozostali w UW, a część tym, którzy nie zostali w UW ani nie przeszli do PO. My plakaty kleiliśmy kandydatce do Senatu z Bloku „Senat 2001”. Na zebraniach wieszczyłem, że prędzej czy później skończymy w PO, ale jakoś nie przekonywałem, a też za bardzo byłem tchórzem, czy też szanowałem moich kolegów i koleżanek z SMD, żeby się samemu transferować do PO. W wyborach parlamentarnych mój głos padł na Konstantego Miodowicza… nr 1 na liście PO w moim okręgu. Tak… aspiracje do bycia mądrym…
Studia.. rzecz wiadoma politologiczne, nawet się udało w Poznaniu. Chociaż do dzisiaj jestem wściekły na siebie, że nie zdawałem wtedy na prawo – bo tam jest wiedza o polityce i realna władza, a nie na studiach o krawatach i narracji. Ale jesteśmy już w Poznaniu. Do Unii Wolności konsekwentnie odmawiam zapisania, i tak sugerowałem na zebraniach poznańskiego Młodego Centrum, że czekam aż się cała Unia Wolności zapisze do PO.. Oczywiście w Poznaniu też dość szybko dorobiłem się podobnej jak w Kielcach łatki „Folkloru politycznego” czy też naszego kołowego „oszołoma. Bo znów argumenty „we wrześniu 1939 roku”.. Poza tym w Poznaniu, jako że Koło było bardziej złożone ze studentów, w czas gdy w Kielcach byli to licealiści zdecydowanie, rozmawialiśmy już na poważniejsze tematy – legalizacja marihuany – a tam twarde moje nie, legalizacja związków homoseksualnych - też nie, zmniejszenie progu lat wymaganych do głosowania – byłem za podwyższeniem. Właściwie nie było takiej rzeczy poruszanej na zebraniach, z którymi bym się zgadzał.. ale znów: składki płaciłem w terminie, byłem życzliwy i uśmiechnięty, zadania powierzone wykonywałem – oczywiście, powierzano mi takie zadanie, które mogłem bezpiecznie spełnić, czyli załatwić autokar na wyjazd, salę na konferencję – tam gdzie była wymagana czynność polityczna – to znaczy zreferować wizję polityczną koła, udzielić wywiadu w imieniu koła, z obawy mojej „szczerości światopoglądowej” mnie nie wpuszczano (raz mnie dopuszczono, jeszcze w Kielcach do jakieś konferencji, gdzie użyłem mocnych słów – „to wina komunistów zasiadających w Radzie Miasta” dostałem oficjalny zakaz wygłaszania opinii w imieniu koła” – tak więc z koła nikt mnie wyrzucić nie chciał, czy nie mógł – acz faktycznie, w kampanii przed referendum unijnym byłem zdecydowanie na bocznym torze – cóż było więcej czasu na życie.. studia.. wszak II Rok, zajęcia z dr Stelmachem na INPiD to nie przelewki. Kuć trzeba było. W referendum nie brałem udziału samym. Nie chciało mi się z Poznania jechać do Kielc, a poza tym mówiłem, że i tak zagłosowałbym przeciwko, to mnie namawiano, żebym nie jechał. W tym czasie jeszcze innych słuchałem.
Sam się musiałem z Młodego Centrum wypisać. I było to w 2004 roku, kiedy to koło „Młodego Centrum” szykowało się do kampanii Europarlamentarnej. Nawet jechaliśmy do Warszawy autokarem z Poznania na jakąs inaugurację, gdzie moje oczy zobaczyły na żywo red. Paradowską.. a inauguracja była ruchu z Dubienieckim – czyli marzenie Michnikowe o Sojuszu Unii Wolności z ludźmi Kwaśniewskiego. Co dla mnie było nie do przyjęcia, z oczywistej przyczyny strachu przed tatem, który Kwaśniewskiego nienawidził, choć te słowo wydaje się za słabe. W każdym bądź razie od taty usłyszałem – głosujesz na Kwaśniewskiego – wydziedziczam z majątku. Proste słowa rozumiem zawsze najbardziej, więc w takiej wersji UW nie chciałem uczestniczyć. Coś tam na odchodnym pomruczałem, ale jakoś przeżyli moje odejście, nawet odniosłem wrażenie, że byli zadowoleni. Pewnie rzuciłem hasło do zobaczenia w PO. Ale tak naprawdę jakoś mnie polityka w tym czasie nie interesowała specjalnie.. oglądałem Komisję Rywina, ale poza prostym widziadłem, że Miller jest cham, bo powiedział do Ziobry pan jest zerem, a Rokita jest mądry i wygadany… nic z niej więcej nie wywnioskowywałem, że oto żyjemy w państwie gangstersko – mafijnym… to było zdecydowanie za trudne do zrozumienia dla studenta politologii..
Jeżeli chodzi o stosunek do Wyborczej. To kupowałem w piątek dla programy telewizyjnego – przez prawie całe studia, chociaż zawsze pamiętam że po przejrzeniu wszystkich stron, dochodziłem do wniosku, przecież tutaj nic nie ma do czytania… A jak w 2005 roku Korona awansowała do I ligi.. to jeszcze kupowałem Wyborczą na okoliczność dodatku sportowego – trzeba było pochwalić się, jaką to w Kielcach mamy świetną drużynę z Grzesiem „Kiełbasą” Piechną.. i tym wreszcie zdystansować się od permanentnych krytyk ze strony poznańczyków pod moim adresem w stylu „szkieletczyzna” i „pamiętaj, że my w Poznaniu dokładamy się do budżetu dla takiego Świętokrzyskiego”.
Rok 2005. Pierwszy raz mam kontakt z PISem. Coś o nim wiedziałem, bo dr Stelmach raczył nas takimi dowcipami, że on rozróżnia wszystkich polityków, ale tylko dwóch nie – braci Kaczyńskich i jeżeli my ich nie rozpoznajemy, to on z tego tytułu nie będzie nam robił problemów – sala studentów: He He He …A więc lato 2005 telefon od pewnej kandydatki, której w 2001 roku wieszaliśmy plakaty do Senatu (była członkini Unii Wolności) która się znalazła na listach Prawa i Sprawiedliwości. Jakoś kobiecinie zapdłem w pamięci, no to bach, pędzelek, wiaderko kleju, zgrane towarzystwo, pieśń na ustach i hajda – plakatować gród kielecki rodzinny. Świadomość polityczna na ten czas: żale do kandydatki, ech mogła pani startować z listy PO – odpowiedź kandydatki: Piotrze, wierz mi że tak będzie lepiej – no to wierzyłem, a przecież i tak miała być koalicja z PO.. więc luzik.
Chociaż w tej kampanii pierwszy zgrzyt nastąpił. Ilekroć w poprzednich kampaniach – 2000, 2001 plakatowaliśmy Kielce i naszą wesołą ekipą natrafialiśmy na innych plakatujących – to zawsze następowałą przyjacielska wymiana opinii – czy gdzieś Policja nie jechała, gdzie są jeszcze jakieś fajne płoty do klejenia, aaa i wzajemnie deklarowaliśmy, że nie będziemy się zaklejać i faktycznie nie zaklejaliśmy się, chyba że uznaliśmy że plakaty rywalizującego ugrupowania zajęły zbyt dużo miejsca, albo zbyt eksponowane miejsce, gdzie powinien był wisieć nasz plakat… więc w 2005 roku zgrzyt był taki, że oto plakatujemy sobie dzielnie plakaty z logiem PIS śpiewając piosenkę „Szukałem Ciebie” z soundtracku „Pogoda na Jutro”.. i gdzieś przemyka nam przed oczyma jakaś dwuosobowa żeńska drużyna plakatująca.. Godzina późna – gdzieś koło 3 w nocy – to czemu czasu sobie nie umilić jakimś …momentem zapomnienia... Panie były z PO (jedna nawet robi obecnie poważną karierę Radnej Miejskiej). Więc my do nich radośnie: cześć! Witamy przyszłych koalicjantów! A tu mróz jak na Syberii.. Wymiana informacji o Policji – mróz.. wymiana informacji o miejscach do plakatowania – mróz.. prośba o wzajemne nie zaklejania – uśmiech z ironią. No to cześć.
Głosowanie w 2005 roku. Do Sejmu na listę PiS… Na prezydenta (uwaga to może być szok, dla niektórych stałych czytelników, zarówno tych pro jak i contra – ale jak spowiedź to do konca) – dwa razy głos na Donalda Tuska….
Panie Prezydencie przeprszam, że nie dane mi było na pana zagłosować. Raz gdy byłem głupi. Drugi raz.. gdy nie było już szans.
2005/2006 rok to ostatni rok studiów. Więc albo w czytelni, gdzie przeglądałem wytrwale roczniki przedwojennego wileńskiego „Słowa” do magisterki o Cacie Mackiewiczu i pobyty na uniwersyteckiej, wydziałowej stołówce. Oczywiście fama się rozeszła na roku, że Grudek głosował na PIS… i jeszcze się do tego przyznaje (naiwny to ja byłem zawsze) więc zacząłem na tej stołówce, miejscu głownie towarzyskim, robić za społecznego rzecznika Rządu PiS. A jeszcze w ten czas mieszkałem z takim osobiście bardzo miłym człowiekiem, ale z takim który gdy rozpoczynał rozmowę, przedstawiał jakiś problem, rozwiązania.. to miałem wrażenia Deja Vu.. i za chwilę był u mnie błysk olśnienia – o kurcze, przecież ja o tym czytałem wczoraj w Polityce – w związku z czym padała prośba, żeby sobie kolega darował referowanie artykułu, który sobie sam mogę przeczytać.. chyba, że ma coś do dodania.. jak człowiek taki jak ja, tyle razy intelektualnie błądził, to jednak lubi to błądzenie, bo zawsze najfajniejszy jest ten moment, kiedy znajduje się z powrotem na właściwym szlaku.. a jak ktoś idzie tylko wytyczoną, i to jeszcze przez Politykę ścieżką.. to o czym tu rozmawiać.
Mając więc do czynienia z odtwórczością myślenia i pytaniami, w stylu a dlaczego ten Kaczyński wszedł w koalicję z Lepperem (a ja pisałem w magisterce o tym, że Churchill dobrze dla Brytanii zrobił wchodząc w koalicję ze Stalinem), albo dlaczego Kaczyński nie słucha się rad GW (a ja pisałem w magisterce o tym, że jaka to szkoda, że rząd realizował wytyczne ówczesnej Gazety Polskiej a nie Wileńskiego „Słowa”), albo dlaczego Kaczor jest taki antyeuropejski (tutaj niezmiennie, powtórzone też w magisterce – a we wrześniu 1939 roku, mieliśmy koalicję z Anglią i Francją).. z każdym dniem, z każdym wielkim skandalem – seksafera, czy powrót Leppera do rządu ( a ja w magisterce pisałem o aferze panamskiej, czy o prezydencie Francji Faure).. przekonywałem się do PiS..
Ten moment kulminacyjny to dzień konferencji Prokuratorów z 2007 roku… Komendant Główny Policji i telefon od pana od śrubek… Minister Spraw Wewnętrznych, pędzący na wezwanie do Krauzego… kontrola z firmy C… śmieszki dziennikarskie.. i pierwsze pytanie po konferencji „co w tym wszystkim zamieszał Prezydent Lech Kaczyński”. W tym czasie zaczął się też ten blog… i tak jakby etap uczenia się polityki mam za sobą, drogą doprawdy wyboistą, gdzie często nie miałem świadomości, jak idę, z kim idę.. tylko gdzieś tam podświadomie wiedziałem gdzie chcę iść. Tak to naprawdę wiedziałem podświadomie zawsze znakomicie. Pewnie od któregoś momentu, gdy człowiek jako dzieciak zrozumiał, że jest Polakiem i zakochał się w tym, albo strasznie przywiązał do tego. Może to też jest w pewien sposób straszne, że ja na początku byłem Polakiem, a potem stałem się człowiekiem – może ta długość tekstu, już mnie w takie wariacje wprowadza – ale tu chodzi o to, że moja opinia o tym że trzeba starać się być porządnym, solidnym, uczciwym, mądrym, odważnym, słownym, dobrym dla innych, starać się pomagać słabszym, bierze się właśnie z tego, że te wszystkie cechy są dla mnie nierozłącznie Polskie. Z tej całej Polskości wiem, że tego czego Polska najbardziej potrzebuje, jako państwo i społeczeństwo jest właśnie Prawo i Sprawiedliwość.. i to z tego możemy wynieść tą inną wspaniałą wartość jaką jest Wolność.
Dziękuje wytrwałym w czytaniu za wytrwałość!
W niedzielę na wybory. Dla siebie. Dla nas. Dla Polski!
PS
Pisałem, a w słuchawkach to mi cały czas pięknie grało:
Inne tematy w dziale Rozmaitości