Grudeq Grudeq
785
BLOG

Wywiady ministra Ziobry a statut PIS

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 26

 

Państwa mają Konstytucje. W oparciu o nie postrzegamy rzeczywistość polityczną państwa. To dzięki Konstytucji wiemy, kto jest partią rządzącą, a kto jest partią opozycyjną. Dzięki Konstytucji wiemy jakie sposoby zdobycia władzy Konstytucja uznaje za legalne, a jakie uznaje za nielegalne. Wiemy dzięki Konstytucji kto i do czego ma kompetencję i kto i za co odpowiada. Wiemy też ile lat trwa kadencja danego urzędnika państwowego czy organu i kiedy następuje moment jego elekcji.
 
Konstytucją Partii Politycznych jest jej statut. Najczęściej taki statut reguluje wszystko. Wiemy z niego jakie dana partia stawia sobie cele, jaki nadaje sobie profil polityczny, jakie są jej organy i zakres ich kompetencji, a także co najważniejsze jak i w jakim trybie te organy są wybierane. Na ile orientuje się w Statucie Prawa i Sprawiedliwości, to nie przewiduje on takiego trybu, że początkiem zmiany prezesa, władz partii i kierunku programowego jest opublikowanie wywiadów prasowych w tym samym czasie w Naszym Dzienniku i Uważam Rze. Tym bardziej nie ma tam nic o tym, że o składzie władz i kierunku polityki Prawa i Sprawiedliwości powinni decydować ci, którzy do PiS-u nie należą, a wręcz nawet są zdecydowanie mało życzliwie doń ustosunkowanym. Na pewno nie ma też tam nic o tym, że kierunek polityczny PiS wyznaczają znani i cenieni dziennikarze prasowi, będący apolitycznymi przeciwnikami PIS. I takie są fakty na poziomie prawnym.
 
Oczywiście można by się spierać, czy w Statucie PIS powinien być zapis taki, że każdorazowa porażka wyborcza (czy słaby wynik wyborczy) winien powodować zwołanie Kongresu Wyborczego PiS, na którym rozliczy się partię za przebieg kampanii i członkowie PIS zadecydują czy przedłużyć mandat starym władzom czy wybrać nowe. Ale takiego zapisu też nie ma. Jeżeli była w innych partiach praktyka, cóż nie jesteśmy systemem anglosaskim, gdzie praktykę uważa się za obowiązujące prawo. Wniosek jaki z tego płynie jest następujący. Rok temu, jeszcze przed Zamachem w Smoleńsku odbył się w Poznaniu Kongres Prawa i Sprawiedliwości, na którym wybrano obecne władze tej partii i powierzono leaderownie Jarosławowi Kaczyńskiemu. Następny kongres będzie za ponad dwa lata i wtedy jest jak najbardziej czas i miejsce na debatowanie o kampanii i kierunkach politycznych PIS.
 
Do chwili tego kongresu rozpoczynanie jakiejkolwiek dyskusji na temat kierunków politycznych na forum nie powołanych do tego statutowo jest buntem. Może w tym buncie uczestniczyć nawet 90% członków PIS, może uczestniczyć w nim te 90% najbardziej lubianych członków czy najbardziej myślących, a nie zmieni to nic a nic sytuacji, że jest to bunt. Dopiero bunt udany i dokonany, obalający stare władze albo tworzący nową partię może być uznany za źródło prawa. Póki te warunki nie są spełnione, należy to traktować jak bunt. Bunt zasługujący tym bardziej na szczególne potępienie, bo najważniejsza walka jaką obecnie powinien prowadzić PIS i cały obóz wkoło niego zgromadzony to walka z wszelkimi patologiami obywatelskimi. Tak według mnie wygląda stanowisko prawne, i tępoty umysłowej się tu doprawdy nie dopatruje.  
 
Niestety my narodem prawnym nie jesteśmy. A już najmniej prawna jest nasza publicystyka, w której nie liczy się ustalenie faktów, a następnie wyprowadzenia z tych faktów wniosków. Liczy się przede wszystkim nośny tytuł i zawarcie pod tym nośnym tytułem szeregu bon motów. I dlatego ceniony salonowy publicysta Rosemann (ilekroć to już podejmujemy z nim polemikę, acz zawsze z wielką radością, choć mamy nadzieję, że się nie obrazi na co mocniejsze sformułowania publicystyczne) pozwala sobie na nośny tytuł: Jarosław is dead http://rosemann.salon24.pl/357262,jaroslaw-is-dead , chociaż w kontekście Smoleńska, to jest to jednak tytuł jak najbardziej nie na miejscu.
 
Jarosław is dead, ponieważ tak uważa Rosemann i uważa tak od dłuższego czasu, i Jarosław musi być dead, ponieważ trzeba mieć plan B. Moje pytanie brzmi więc następująco, dlaczego tego zdania Rosemanna nie podzieliło tylu a tylu członków PiS w czasie kongresu, gdzie przecież PIS był już po 4 porażkach wyborczych, a wtedy i tak Jarosław Kaczyński wygrał zdecydowanie i jedynie Pan Poncyliusz napisał „Szkoda Pis”.. ale teraz niektórzy zastanawiają się czy tych słów nie klepał za niego Janusz od Palikotów. Zresztą, gdzie teraz Paweł Poncyliusz jest. Zwróciłbym jeszcze uwagę, że elekcji Kaczyńskiego nie dokonano pod Pactami Conventa, że ma doprowadzić PIS do zwycięstwa w wyborach Prezydenckich 2010 roku i parlamentarnych 2011 roku. Raczej Kongres PIS zatwierdzając też statut swojej partii dał Kaczyńskiemu pełnię władzy do następnych wyborów.
 
Nie sposób w tych rozważaniach pominąć Smoleńska. Tu warto przytoczyć tekst Marka Migalskiego, który wtedy pisał, że należy popierać Kaczyńskiego bo trzeba po prostu „Stanąć przy Królu”. Wydawało mi się, że to było formułowane jako poparcie bezwarunkowe. Po pewnym czasie okazało się, że Kaczyński ma być co prawda Królem.. ale Królem takim typowo Polskim, czyli malowanym, za którego całą władzę sprawuję najmądrzejsza i zawsze szeroko myśląca Izba Poselska składająca się właśnie z Migalskich czy Rosemanów. A ja i zapewne Kaczyński uwierzyliśmy, że wreszcie dojrzeliśmy, iż to co najbardziej gubiło Rzeczypospolitą to brak silnej władzy, silnego Króla w stylu angielskim, francuskim, pruskim, czy chociażby duńskim i Polacy na prawicy dojrzeli, że ratunkiem może być scedowanie władzy w jedną osobę, co byśmy nie musieli realizować idealnej polityki kompromisów i równowag, kończącej się dla nas zawsze jak najfatalniej. Oto niestety nie chodziło. Chodziło żeby Król był.. ale słuchał się odpowiednich doradców, a jak się słucha nie odpowiednich to Króla trzeba zdetronizować, a prawo do rokoszu przeciw Królowi jest niezbywalnym przywilejem. Ale w kontekście Smoleńska najważniejsza rzecz jest taka, że tylko Kaczyński, ponieważ jest to dla niego sprawa osobista, jest w stanie tą kwestię wyjaśnić, a to dla naszego państwa jest klucz do odpowiedzi w co my jeszcze możemy na arenie międzynarodowej pograć i jakimi figurami dysponujemy. Inni politycy takiej gwarancji nie dają.
 
Rosemann w swoim tekście kilka razy daje odczuć, że on myśli i analizuje przebieg kampanii i sytuacji politycznej, a taki warchoł imć Grudeq, to tylko krzyczy i trzyma szereg biało-czerwonej husarii, co w sposób oczywisty wyklucza u mnie jakikolwiek proces myślowy. Trudno jest mi się z tym nie zgodzić. Uczciwie przyznaję, przed wyborami nie hamletyzowałem jak Rosemann, który kilkakrotnie mówił, że jak PIS nie zmieni kampanii to on pójdzie na ryby 9 października ( i patrząc na nasze 30% pewnie poszedł, albo przynajmniej nie odwlekł swoich znajomych od tego pomysłu). No więc nie miałem tego intelektualnego, myślowego dylematu „to be or not to be” tylko bardzo konkretnie poszedłem do lokalu wyborczego i zakreśliłem listę nr 1. Przyznaje też uczciwie, że nie analizuje sytuacji naszej politycznej tak dogłębnie i nie zachodzą u mnie tak głębokie refleksje doprowadzające do wniosku, że Jarosław is dead, bo ostatnio siedziałem nad Historią Prus Salomonowicza i rozpocząłem dużą powtórkę Historii Prawa i Ustroju Polski Bardacha. To tak tytułem usprawiedliwienia za to, że nie myślę, a jak myślę to tępo, i tylko we wszystkim popieram Kaczyńskiego, a nie z radością witam kolejną epopeję PJN-bis, ale trudno chociażby na podstawie dwóch przeczytanych przeze mnie tytułów dojść do wniosku, że kilka porażek pod rząd to koniec kariery politycznej (Fryderyk Wielki), albo do wniosku, że rokosze należy witać z radością bo umacniały one wolność i rozwiązywały wszelkie problemy (właśnie Rosemanie, znasz Ty jakąś rokosz w Polsce, która zakończyła się sukcesem).
 
Myślę, że gdyby ktoś spytał Fryderyka Wielkiego siedzącego w lasach nad Szprewą, rozbitego po Kunowicach, czy ma jakiś plan B, ten odpowiedziałby, że oczywiście że ma, i tylko trzeba po prostu cały czas maszerować, chociaż lepiej nie po gościńcach, bo tam za dużo wojsk Carycy Elżbiety, więc lepiej po Lasach, a tych w Prusach nigdy nie brakowało. On sam oprócz wiary, rzecz jasna planu B nie posiadał, ale jakoś się tak poskładało, że mu się udało. Po 9 października 2011 roku na pewno po raz kolejny przegraliśmy, to nie ulega żadnej wątpliwości. Ale co nam innego pozostaje jak nadal maszerować pod tym samym przywództwem, z którym przecież też sukcesy jakieś odnosiliśmy. To jest nasz plan A i nasz plan B. Oparty jest na całkowitej wierze w Polsce i w to, że trzeba ją zmienić. I póki co gwarantem na te zmiany jest Jarosław Kaczyński i póki on jest, po plan B nie trzeba sięgać, nie trzeba nad nim toczyć akademickich dyskusji, bo nie ma na to przede wszystkim czasu i możliwości, a w gruncie rzeczy sprowadza on się do tego samego, do tego, że trzeba maszerować. Innej drogi do Polski nie ma.
 
 

 

Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Polityka