Grudeq Grudeq
4670
BLOG

"Rzecz jest tyle warta, ile ktoś chce za nią zapłacić"

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 30

 

Ekonomia w III Rzeczypospolitej oparta jest na sloganach. Oczywiście, żeby dojść do tego że są to slogany wystarczy tylko rzetelnie i uczciwie obserwować otaczającą rzeczywistość. Jeżeli człowiek zacznie się fachowo uczyć ekonomii to przepadnie.. i sam zacznie głosić te slogany. Jako przykład podam ekonomistę z wykształceniem eksperckim, który w zeszły czwartek na antenie radiowej „Trójki” referował sytuację Słowacji po wprowadzeniu tam EURO. Cytuję dokładnie: „Słowacy są bardzo zadowoleni z EURO, ze wzoru monet”. Trudno będzie tu zarzucić fałsz i kłamstwo temu zdaniu. Bo faktycznie Słowackie monety z EURO są z widokiem Tatr bardzo ładne. Tylko czy EURO jest wartością sztuki numizmatycznej czy jednak bardziej związana jest z gospodarką? Potem pan ekspert jeszcze powiedział nam, że inflacja po wejściu euro była na Słowacji taka sama jak w Czechach. Przy czym nie zwrócił w ogóle uwagi na to, jak wyglądała inflacja w momencie wprowadzenia euro, przy przeliczeniu cen z koron na Euro. Drugą sprawą jest to, że bezwartościową wiadomością jest to, że i na Słowacji i w Czechach była ta sama inflacja, skoro dajmy na to na Słowacji płace utrzymywały się w tych samych wartościach, a w Czechach płace były rewaloryzowane o stopień inflacji. Jedynie co pan ekspert przytomnie zauważył to fakt, że na wprowadzeniu EURO najbardziej zyskali Słowacy importerzy… tylko ja bym jeszcze dodał, że jak są importerzy, to są gdzieś też eksporterzy, i jeżeli za Słowackimi importerami i wzrostem ich obrotów stoją Chińscy eksporterzy, to my jako Europa z tego kryzysu tak łatwo nie wyjdziemy.
 
Slogan, że EURO jest wszędzie opłacalne i zyskowne to jednak jeden slogan. A dzisiaj skupimy się na innym sloganie stanowiącym, że „Rzecz jest tyle warta ile się chce za nią zapłacić”. Zasadniczo trudno się z tym hasłem nie zgodzić. Tylko wyobraźnia zdobywana w licznych bojach historycznych podpowiada nam jednak chociażby takie sytuacje rodem ze średniowiecza. Książe chce sprzedać swój zamek. Jeden z oferentów oferuje mu 100 dukatów. Drugi wycenia zamek na 1000 dukatów i tyle jest gotów zapłacić. Gdy ten pierwszy się o tym dowiaduje, to najeżdża tak rozrzutnego człowieka i nakazuje mu aby nie przystępował do kupna tego zamku, a na wszelki wypadek zamyka go w piwnicy na okres 10 lat. Dopiero w tym momencie przystępuje do kupna zamku za 100 dukatów. To ile zasadniczo jest warty zamek: 100 dukatów czy 1000 dukatów. Przecież kupiec drugi spełnia warunek naszego sloganu i chce właśnie 1000 dukatów za rzecz zapłacić?
 
Pójdźmy z innym może przykładem. Ala ma rower, który chce sprzedać. Do kupna roweru staje Ola, która chce za niego zapłacić 100 zł, płatne od ręki i Ania, który za rower chce zapłacić 1.000 zł, acz z zastrzeżeniem, że dopiero za tydzień 1.000 zł zapłaci za rower, ale rower chce mieć od razu. Ala nie potrzebuje pieniędzy natychmiast, rower też jest jej nie potrzebny więc czeka cierpliwie tydzień na te 1.000 zł. Ile warty jest rower 100 zł czy 1.000 zł?
 
Dochodzi więc do umowy kupna roweru. Ania kupuje rower od Ali za 1.000 zł, płatnych dopiero po tygodniu, na rowerze zostaje ustanowiony zastaw, że gdy Ania nie zapłaci po tygodniu 1.000 zł, to rower wraca do Ali.
 
Przez ten tydzień Ania wykorzystuje rower do rozwożenia gazet i mleka, dzięki czemu zarabia 500 zł. Po czym po tygodniu stwierdza, że dalsza praca już się jej nie opłaca w związku z czym oddaje rower Ali i mówi, że nie jest w stanie wywiązać się z umowy kupna i nawet płaci 10 zł kary za odstąpienie od umowy. Ile w tym momencie warty jest rower 1.000 zł ile wcześniej oferowała Ania, czy 100 zł jak oferowała Ola. Chociaż tu trzeba robić zastrzeżenie, że Ola po tygodniu gdy widziała jak mocno na rowerze pracowała i go eksploatowała Ania stwierdza, że rower może kupić ale tylko za 50 zł. To rower mamy warty w tym momencie 1.000 zł czy 50 zł?
 
Spróbujmy historię ubarwić tym, że po przejęciu roweru przez Anię (bez zapłaty, która ma się odbyć dopiero po tygodniu) udała się ona z umową kupna roweru za 1.000 zł do banku aby tam uzyskać kredyt. Bankowiec gdy zobaczył na umowie kupna kwotę 1.000 zł, a że był wychowany w myśl „Rzecz jest tyle warta ile ktoś jest w stanie za nią zapłacić” da Ani pożyczkę pod zastaw roweru na kwotę 1.000 zł. Ania pracując na rowerze zarobiła 500 zł, po tygodniu zapłaciła Ali kwotę za rower 1.000 zł, a do Banku powiedziała, że nie ma jak zapłacić, w związku z czym niech Bank zajmuje rower. Bank zajął rower za 1.000 zł. Ile rower jest warty w momencie przejęcia go przez Bank?
 
Teraz Bank chce sprzedać rower, ale jedynym kto chce kupić rower jest Ola, która chce go kupić za 50, a góra przy dobrych negocjacjach za 80 zł. Co robi więc Bank? Tworzy spółkę zajmującą się rozwożeniem gazet, do której wkłada aportem rower o wartości 1.000 zł. Nikt nie ma czasu na dokonanie realnej wyceny roweru. Poza tym gdyby takiej wyceny dokonać to wyszłoby, że Bank na pewno stracił na tym interesie. Ale w momencie gdy Bank z Banku oszczędnościowo-kredytowego staje się także Bankiem inwestycyjnym i może tworzyć własne spółki, wycena roweru jest dokonywana na podstawie dokumentów: umowy kupna roweru od Ali za 1.000 zł oraz umowy udzielenia kredytu dla Ani pod zastaw roweru za 1.000 zł. I tu ten rower jest jak najbardziej warty 1.000 zł. Więc spółka, którą utworzył Bank ma majątek w wysokości 1.000 zł. I gdy będzie chciała kupić nowy rower, to go też kupi za 1.000 zł. Bo przecież gdyby nagle rower ten był amortyzowany na kwotę 100 zł – czyli do realnej jego wartości, to ktoś odkryłby, że Bank w pewnym momencie popełnił błąd.
 
Kto z takiego rozwoju sytuacji się cieszy. Cieszą się zasadniczo wszyscy. Bank ma spółkę, przynoszącą zysk. Producent rowerów, gdy spółka będzie kupować nowy rower będzie miał większy zysk. Cieszy się nawet Ala, która przejadła 1000 zł, ale która może teraz podjąć pracę jako rozwoziciel gazet i zarabia tam nawet całkiem godziwe pieniądze. Jedynie na rynek trzeba dopuścić więcej pieniądza, ale jest to tłumaczone wzrostem wartości przedmiotów znajdujących się na tym rynku.
 
Oczywiście pojawi się problem taki, że np. taka Ola, która chciała kupić rower za 100 zł, i zobaczy nagle rowery za 1.000 zł, powie że to oszustwo i draństwo. Ale taką Olę spacyfikuje się, albo grzecznie czyli sloganem „Rzecz jest warta tyle ile ktoś chce za nią zapłacić” albo niegrzecznie nazywając Olę oszołomem i nie znającą się na prawidłach współczesnej ekonomii.
 
Można jeszcze ukryć wzrost ceny roweru spowodowany błędem banku działaniami marketingowymi. Producent rowerów orzeknie, że teraz produkuje rowery IV generacji, z lepszym malowaniem, wzmocnieniem, spełnianiem przez nie wszelkich norm i dlatego nie może on kosztować 100 zł ale musi kosztować 1.000 zł. Może też powiedzieć, że rower co prawda kosztuje teraz tylko 500 zł, ale żeby go obsługiwać trzeba przejść specjalne szkolenia prowadzone przez producenta o wartości 500 zł. I po takich działaniach ile będzie kosztował rower? 1000 zł czy 100 zł?
 
Łapię się na tym, że powyższa przypowieść nie niesie ze sobą żadnego morału. Bo właściwie tu wszyscy są cały czas zadowoleni. Tylko czy nie na tym polega nasz kryzys, że wszyscy jesteśmy ciągle zadowoleni, a nagle przychodzi krach i nikt nie wie dlaczego?
 
PS
Polecam lekturze wpisy na blog www.dim.salon24.pl – z Grecji o Grecji pisane na miejscu. Przynajmniej ucieka się od sztampowych relacji a i można zastanowić się nad przyczynami kryzysu.
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka