Grudeq Grudeq
579
BLOG

Niech Żyje Generał Żeligowski!

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 2

Ponieważ Polacy, jak wszystkie narody świata, mają prawo do pamięci o swoich bohaterach, to gdyby na meczu z Żalgirisem Wilno kibice Lecha Poznań wywiesili napis: „Niech Żyje Generał Żeligowski” czy „Marszałek Piłsudski największy Litwin XX wieku – pamiętamy” to zarówno nasza strona jak i władze litewskie nie bardzo miałyby się czego czepiać. Wiadomo jednak nie od dziś, że Poznań i cała prowincja wielkopolska za Marszałkiem Piłsudskim nie przepada, więc nie będzie też gloryfikować wykonawcy planu marszałka – Generała z byłej armii carskiej Lucjana Żeligowskiego. Tylko, że w ten sposób wywiesza się transparent, który nie tyle co mobilizuje naszych piłkarzy, ile jeszcze bardziej mobilizuje piłkarzy litewskich (trenowanych przez Polaka i mających w składzie Polaków). A wynik i dalszy awans Żalgirisu świadczy o tym kto i gdzie przed kim klękał. Żalgirisowi zatem należą się gratulacje, a my możemy uciec w dwie dyskusje…

 

W dyskusję pierwszą… czyli znęcaniu się Kongresowiaka ze stażem w Wielkopolsce nad b. dzielnicą Pruską pod zarzutami zupełnej nierozumności tej dzielnicy względem naszej polityki wschodniej i w ogóle całego wschodu polegającej na tym, że Poznań to ostoja cywilizacja i europejskości, a Wilno to Azja i dzicz, no i że Piłsudski nie był cywilizowanym europejczykiem, tylko pochodził z tych dzikich kresów. Albo też w dyskusję drugą o buncie Generała Żeligowskiego i ona będzie chyba znacznie ciekawsza.

 

O buncie Generała Żeligowskiego głośno było na początku lat 90-tych, kiedy to strona litewska wynegocjowanie traktatu dobrosąsiedzkiego uzależniała od potępienia przez naszą stronę buntu Żeligowskiego. Traktat po wielu targach został podpisany bez potępienia buntu Żeligowskiego. Znać jednak, że Litwini, którzy poważnie traktują swoje państwo wiedzą o co z buntem chodzi. Po naszej stronie o buncie zazwyczaj się pisze, że tylko zdenerwował Litwinów i uniemożliwił normalne relacje, a nie pokazuje się tego jako sprawnego posunięcia dla uporządkowania spraw europy środkowo-wschodniej. Posunięcia przede wszystkim dobrego dla naszych interesów, a nie interesów obcych.

 

Jak wiemy po I Wojnie Światowej zwycięskie mocarstwa nagle z wielką troską zaczęły się pochylać nad każdym małym narodem i nad jego sprawami, tudzież nad narodami wielkimi ale słabymi i bez tradycji państwowej. Polska niestety, przez to że przez 123 lata była pod zaborami do tej grupy się nie zaliczała. Tacy Litwini to co innego. Śmiejemy się potem z tych zachodnioeuropejskich uniwersyteckich ekspertów do spraw Europy Środkowej, że nic a nic naszej części Europy nie rozumieli. Rusinów mylili z Białorusinami. Grekokatolików z Unitami, Unię Lubelską z Unią Brzeską… tylko, że właśnie oni nie mieli być specjalistami od rozumienia naszych spraw, ale od reprezentowania interesów odpowiednich.

 

Dla tych ekspertów nie do pomyślenia było, że Wilno stolica Litwy, zamieszkała przez w większości Polaków mogłaby być Polska. Litewska owszem, bo to mały naród, ale Polska jak najbardziej nie, bo to wielki i zaborczy naród – w końcu w słowie zabory wystarczy zmienić stronę bierną na czynną i mamy już całkiem inną sytuację, a o takie rzeczy w tłumaczeniu bardzo łatwo –  w końcu ta Polska partitioned czy was partitioned?

 

Litwa Kowieńska miała służyć przede wszystkim do szachowania Polaków. Polsce narzucono traktat mniejszościowy. Litwie tego traktatu nie narzucono. Może dlatego, że Litwa która miałaby w swoich granicach Wilno z przyległościami i z większością Polaków należałoby narzucić traktat większościowy? Uznano zapewnie, że Litwini praw mniejszości będą przestrzegać, a taka Polska na pewno nie. Oczywiście wszystko ubrano w prawa miejscowej ludności do decydowania o swoim losie. Ale znów, kiedy Litwa Kowieńska ogłaszała, że wszystko od Grodna przez Wilno do Kowna i dalej jest Litewskie – to było to sprawiedliwe decydowanie Litwinów o swoim losie. Kiedy do kontrakcji ruszali Polacy – czy to wywołując Powstanie w Sejnach, czy planując rewoltę na Litwie Kowieńskiej - to był to już tylko „odgłos Polskiego imperializmu”.

 

Po zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej i pomyślnych bojach Bitwy nad Niemnem.. Marszałek Piłsudski zagrał tak aby specjalistów od „spraw środkowoeuropejskich” przechytrzyć. To znaczy, nie wchodzić w nimi w udowadnianie, że odsetek ludności Polskiej w Wilnie jest większy niż litewskiej, czy też że kulturalnie Wilno jest bardziej Polskie niż Litewskie – bo z takiej niekończącej dyskusji to brać w Kownie cieszyłaby się jak najbardziej, a kraje Ententy jeszcze długo mogłyby robić za dobrych Wujów pilnujących spokoju. Nie. Ot skoro miejscowa ludność ma prawo decydowania o swoim losie, to właśnie ta miejscowa ludność służąca w wojsku Polskim pod Generałem Żeligowskim, która przecież do służby w tym wojsku rekrutowała się właśnie z tych terenów, zbuntowała się, pomaszerowała na Wilno i wyrzuciła z niego Litwinów a i przy okazji chcących rozsadzać i rozsądzać Francuzów z misji. I po problemie.

 

Ze wszelkich definicji prawa międzynarodowego najbardziej podoba mi się ta zaproponowana przez Fryderyka Wielkiego Pruskiego, a wypowiedziana przez niego przy wybuchu I Wojny Śląskiej i przekraczaniu granicy z Austrią: „Najważniejsze jest zajęcie terytorium, a później prawnicy znajdą jakieś uzasadnienie”. Dobrze, że w 1920 roku na taką definicję zdecydowali się Marszałek Piłsudski i Generał Żeligowski, bo gdyby sprawę dać pod osąd Ligi Narodów… to może i skończyłoby się na Wolnym Mieście Wilnie.

 

Żeligowski w 1920 roku uciekł od sądu Ligi Narodów i innych ekspertów od pouczania Polski. Żeligowski na transparencie w 2013 roku nie zwekslowałby dyskusji na tych niedobych kiboli i nie naraziłby Lecha Poznań na jakieś reperkusje od UEFA, a nas wszystkich nauczyłby, że w naszej historii są jednak też i takie wydarzenia, kiedy to Polska stawiała warunki i potrafiła swoje interesy obronić. 

Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka