Bawiąc swego czasu w Schwerin na Dniach Mediów przez moment dorwałem red. Janke i tak mu mówiłem, że marzy mi się Salon24 i widzi mi się Salon24, tak jakby XXI wieczny Stowarzyszenie Filaratów i Filomatów, coś jak kołłątajowska Kuźnica, nie ważne że miejsce wirtualne, ale za to miejsce poważnej i solidnej dyskusji o Rzeczpospolitej, o nas samych, o tym jak zapewniać nam i naszemu Państwu szczęście i pomyślność. Pan Igor słuchając mojego wywodu coś tam zagryzał (pewnie było zdrowe i bez chemii) aczkolwiek kiwał drogą ze zrozumieniem. Wyraźnie jednak oczami szukał kogoś znaczniejszego do rozmowy, niżli bloger Grudek i odpowiedzi na swoją wizję od szefa Janke nie dostałem.
Jako jednak w przyrodzie nic nie ginie i każde pytanie znajduje kiedyś odpowiedź, to odpowiedź na to jaka jest wizja salonu w oczach szefostwa otrzymałem dzisiaj. Udzielającym odpowiedzi została szanowna małżonka szefa p. Bogna Janke w swoim poście pt. „Zdrowe życie w salonie24”. Przeczytałem rzecz i czym prędzej sięgnąłem po dokumenty programowe Kuźnicy Kołłątajowskiej, Zgromadzenia Filaretów czy tam też były jakieś ustępy, oprócz tych rzeczy podstawowych dla Rzeczpospolitej, na temat zdrowych i pożywnych jogurtów, zdrowej cery, wartości odżywczych, ogólnie o pasji zdrowego życia. I tu nastąpił pewien dysonans poznawczy.
Wchodzi człowiek nieśmiało na Salon. Elegancko ubrane panie i ubrani panowie. Lampy, kotary, unoszący się delikatny dym z zapachem dobrego tytoniu. Grzeczne rozmowy i mądrze patrzące oczy. Coś. W to Coś nagle wchodzi jakaś przekupa i mówi: Panoczku, a może maść na włosy, bo coś panoczek tak słabo wygląda i może zdrowy jogurcik.?! I nagle salon znika i jesteśmy na bazarku. Zgoda dominujące są stoiska z prasą wśród których krążą panie i panowie i mądrze dyskutują. Jednakże nie da się zauważyć głośnych, choć nielicznych, przekup ze stanowiskami mydło i powidło: zdrowe życie, maści na mniej lub bardziej wstydliwe przypadłości.
Salon wymaga pewnej grzeczności. Szanuję pracę przekupek, bo zdrowe życie i zdrowa cera to rzeczy ważne i istotne dla szczęścia. Nie da się żyć bez mydła, a powidła są zwykle smaczne. Ba, nawet niezbędne. Ale to są takie rzeczy, że jeżeli są mi one potrzebne, to idę na bazarek/ryneczek i tam się w takie przedmioty zaopatruje. I nie ma doprawdy żadnej potrzeby ani konieczności aby przekupy z tymi towarami przyłaziły mi na salon. Chociażby nie wiem jak ładnie były ubrane i jak dobry miały towar. Chociażby mi obiecywały, że one sobie tu w kąciku siądą i będą cicho i będą słuchały. Nic z tych rzeczy. Przekupy przychodzą by sprzedać towar, a my tu chcemy dyskutować. Trudno jest poważnie dyskutować, kiedy ktoś z boku odkręca słoiczek z powidłami i mówi, patrz pan jakie pyszne. Trudno jest dyskutować poważnie o komunizmie i zniszczeniach spowodowanych przez PR, jeżeli ktoś mówi: Panie a w tym PRL-u to nie było smacznych i zdrowych jogurcików. W taki sposób salon zostanie zawłaszczony przez przekupy, poziom dyskusji spadnie i przerodzi się w brudną pyskówkę. Z całą uprzejmością więc i stanowczością staram się miłym paniom od zdrowego życia powiedzieć: Nie, dziękuje.
Rozumiem, że pp Janke chcą na swoim Gesellschafcie zarabiać i mieć źródło utrzymania. Rozumiem, że skoro udostępniają nam swój Salon do rozmowy i dyskusji, to nie może być tak że na paluszki, drinki, prąd i opłaty za lokal płacą ze swojej kieszeni od nas mając tylko wdzięczność. Tylko, że na to są inne drogi. Chociażby „opodatkowanie” blogerów: zwykli np. 100 zł za utrzymanie konta, czerwoni (posłowie, dziennikarze) po 1000 zł, acz z prawem wglądu po stronie płacących na co te pieniądze idą. W końcu szanujemy się w dwie strony i też nie może być tak, że pp Janke czynią sobie wyzysk na naszej naiwności. Może się okazać, że jakiś bloger ma dostęp do tańszych serwerów. Ktoś może coś zrobić społecznie. Ot wystarczy tylko popytać. W końcu wszyscy jesteśmy salonem.
Nie rozumiem natomiast tego. W pewnym momencie, kiedy autko się nam rozpędzi i wiedzie nas do wyznaczonego celu włączamy tempomat i jedziemy, od czasu do czasu zwalniamy, jak jest jakaś przeszkoda, ale potem wracamy do tempomatu i jedziemy dalej. My się z nikim tu nie ścigamy, my chcemy dojechać do celu. Taka filozofia zdaje się być jednak właścicielstwu salonu obca. Trzeba się ciągle rozwijać, rozwijać i rozwijać. I to jest właściwa mantra, bez zrozumienia o co chodzi z rozwojem. Ten rozwój zaś przeradza się w niedorozwój. Bo nie może być tak, że jest równocześnie salon i równocześnie bazar. Albo – albo. Wybierajcie!
I doprawdy proszę mi nie tłumaczyć, że jak się nie rozwiniemy to zginiemy, że jak nie będzie nowych wątków na salonie, to po nas, bo badania, sondaże, nowoczesne technologie i fundusze europejskie. Nic z tych rzeczy. Ja chcę salonu do dyskusji, do powagi, do mądrości. Salon od anoreksji, nadwagi i zdrowości – grzecznie acz stanowczo – Nie, dziękuje.
http://bognajanke.salon24.pl/538222,zdrowe-zycie-w-salonie24
Inne tematy w dziale Rozmaitości