Zee Zee
447
BLOG

Gryglas – ciemna strona mocy

Zee Zee Polityka Obserwuj notkę 0


Dzisiaj (10.10.19) w Rzeczpospolitej opublikowano  komentarz dotyczący posła Gryglasa („..poseł Zbigniew Gryglas ma całkiem pokaźną polityczną kartotek..”).  Rozumiem gniew dziennikarza, ale ten pan posiada kartotekę o wiele bogatszą.

Przed paru laty oglądałem telewizyjną migawkę z prac sejmowej komisji zajmującej się zmianami w ustawie o służbie cywilnej. Pokazano w niej ostrego jak brzytwa Zbigniewa Gryglasa, posła Niezależnej.pl, który krytykował propozycje PIS-u z pozycji obrońcy demokracji. Omal nie spadłem z krzesła – człowiek znany mi z autopsji i będący dla mnie koronnym przykładem patologii urzędniczej i konieczności radykalnych zmian w służbie cywilnej zmartwychwstał jako poseł i perorował jakby narodził się żoną Cezara!

Zbigniew Gryglas był jednym z najbardziej gorliwych załatwiaczy interesów jacy pracowali w MSP. Notabene, był wicedyrektorem Departamentu Nadzoru Właścicielskiego II - a nie dyrektorem jak podaje w swoim oficjalnym życiorysie (różnica jest jak między pułkownikiem i generałem – to tylko jeden stopień, ale w zupełnie innej klasie).

Ten zawodowy urzędnik, doświadczony, dobrze wykształcony (prawnik po KSAP-ie), inteligentny i bardzo pewny siebie, znający przepisy i metodologię  pracy administracji państwowej – po wygranej przez PIS wyborów w 2005 r. - nie czekał na rozliczenie za lata bardzo radosnej działalności jaką prowadził w Ministerstwie Skarbu Państwa i w zgrabny sposób odnalazł się w MSWiA jako dyrektor Departamentu Zezwoleń i Koncesji.

Nie znam technicznych szczegółów dotyczących sposobu jego zwolnienia, ale wiem, że w sprawie „zasług” Gryglasa interweniował członek Rady Ministrów. W konsekwencji, nowiutki dyrektor  MSWiA Gryglas został zwolniony przez ministra Dorna zaraz po zatrudnieniu – za wybitnie szkodliwą działalność w MSP. Nie dziwię się też, że po usunięciu z MSWiA Gryglas nie szukał pracy w administracji państwowej i przeszedł do sektora prywatnego (cokolwiek to znaczy).

Usługi wicedyrektora Gryglasa w MSP polegały na:
•    powoływaniu spolegliwych dla baronów SLD rad nadzorczych i mianowaniu działaczy partyjnych na stanowiska członków zarządu,
•    załatwianiu rekomendacji i odpowiednich analiz wykonywanych przez pracowników MSP dla pożądanych transakcji,
•    właściwym naświetlanych transakcji w spółkach będących własnością Skarbu Państwa (czyli zależnych od decyzji ministra SP).
•    tworzeniu odpowiedniej dokumentacji w celu uzyskania akceptacji WZA (czyli decyzji ministra Skarbu), 

Nie ma sensu opisywać działalności tego pana w szczegółach – aczkolwiek dopiero detale dają pełny obraz urzędniczego kombinatorstwa i bezczelności. W skrócie, Mr. Gryglas dbał o interesy wielu posłów (nazwiska i funkcje wciąż pamiętam), co w przypadku np. spółki Tramwaje Śląskie S.A., polegało na płynnym przepychaniu w ministerstwie formalnych wniosków zarządu, oczyszczających spółkę z ostatnich wartościowych aktywów (zbycie budynków).

Dla ówczesnego wojewody zachodniopomorskiego (potem posła SLD), Mr. Gryglas utrzymywał w posłuszeństwie członków rady nadzorczej z ramienia MSP w spółce Uzdrowisko Połczyn S.A. Prezes zarządu tego uzdrowiska (kolega wojewody), po wstępnym sukcesie pierwszej transakcji, zamierzał zastawiać poszczególne składniki majątku w zamian za kredyty na odnowienie innych elementów sanatorium. Ponieważ spółka nie generowała odpowiednich przychodów, więc krytyczne części majątku tej specyficznej spółki miały trafić w ręce prywatnych inwestorów, a umiejętnie sprokurowana rekomendacja Departamentu Nadzoru uznawała transakcję za korzystną dla Skarbu Państwa.

Z kolei dla wojewody. śląskiego Mr. Gryglas załatwiał akceptację transakcji zbywania działek na obrzeżach lub dających koncesje na poszczególne usługi w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku S.A. w Chorzowie. Można powiedzieć, że taka była jego rola jako wicedyrektora departamentu nadzoru – tylko, że kompetentny i sumienny Gryglas zawsze pomijał informacje dotyczące, że byli to dedykowani inwestorzy.

Przykładów działalności Gryglasa jest wiele:
1.    negatywne rekomendacje i usuwanie pracownika z nadzoru po skardze prezesa spółki, któremu nie podobały się zbyt dociekliwe pytania przesyłane z MSP w sprawie dziwnej konsolidacji;
2.    pozamerytoryczne rugowanie przez departament kontraktów menadżerskich jako formy zarządzania spółką SP z powodu nie posiadania wpływu na zarządy przez lokalnych partyjnych interesariuszy – choć na papierze zawsze odbywało się to z przyczyn obiektywnych lub ze względów społecznych;
3.    odwoływanie prezesa – czasami pomimo bardzo dobrych wyników - który naraził się lokalnemu układowi. Formalnie odwołanie następowało przez radę nadzorczą, ale ta była ręcznie dobierana i tak samo sterowana. Jeśli prezes nie chciał odejść lub naraził się na zemstę, nie otrzymywał skwitowania, które uniemożliwiało startowanie w konkursach na członka zarządu w spółkach SP przez 3 lata;
4.    brak reakcji na patologie w spółkach będących pod lokalnym specjalnym nadzorem. Np. upadłość spółki w której niekompetentnie prowadzony projekt spowodował przegranie procesu z A….m (ok. 84 mln zł do zapłaty). Za to jej ostatni prezes został szybciutko wstawiony do zarządu dochodowej małej fabryki kabli na Śląsku w celu przygotowania jej do prywatyzacji.
5.    forsowanie pseudo-restrukturyzacji, wdrażanie sztucznych konsolidacji: np. połączenie czterech PKS-ów na zamówienie posłów realizujących prywatne projekty, którzy poprzez wice-dyrektora sterowali działalnością nadzoru i powinni być obciążeni kosztami bankructwa dwóch spółek i ciężkimi stratami trzeciej;
6.    działanie w dokładnie drugą stronę, tzn. odkładanie ad acta pożądanych działań nadzoru właścicielskiego (np. projekt konsolidacji PKS-ów w woj. lubelskim, który z powodu niechęci wojewody do wchodzenia w spór ze lokalnymi działaczami spowodował finansową zapaść spółek);
7.    automatyczne zmiany w składach rad nadzorczych na życzenie przesyłane listownie przez posłów na papierze firmowym Sejmu i zawierających następujące uzasadnienie:

 „….w tym a tym przedsiębiorstwie proszę odwołać z rady osobę X, a powołać osobę Y. Osoba Y jest doskonale przygotowana do pełnienia swojej funkcji. Z góry dziękuję”.

Prof. Zybertowicz kiedyś stwierdził, że administracja publiczna podczas rządów PO dała się opleść lobbystami zagranicznych firm. Otóż polscy lobbyści wcale nie są gorsi, a mając w zanadrzu takich urzędników jak Zbigniew Gryglas, są w stanie przeprowadzić każdą transakcję  i to lege artis. Ten były poseł „Niezależnej” – obecnie wiceprzewodniczący „Porozumienia” Jarosława Gowina – jest według mojej namacalnej wiedzy szkodnikiem pozbawionym skrupułów. Tym gorszym, iż jest niewątpliwie bystry, doświadczony, konsekwentny i zuchwały.

Można się zapytać: a co w tym czasie robiła dyrektor Departamentu Nadzoru II? Nic – miała „swoje” interesy, spółki, problemy i zajęcia, a pytana o Gryglasa stwierdziła, że go „nie mianowała tylko odziedziczyła po poprzednikach”. Minister Skarbu Państwa też nie był zainteresowany – miał zero ochoty, żeby przeprowadzać procedurę wyrzucania pracownika Służby Cywilnej (końcówka rządu Belki), wolał wprowadzać spółki na GPW, no i miał swoje prywatne cele do realizacji.

Gryglas odszedł z Nowoczesnej, motywując to różnicami w kwestiach światopoglądowych Nie wiem jakie  wartości przyświecą temu panu w życiu prywatnym, ale stawiam jabłka przeciwko pomarańczom, że szybko dostrzegł, iż balon zwany Ryszardem Petru jest bez powietrza, a jego partyjkę z czeradą adoratorek czeka marny koniec. Więc przesiadł się do obozu rządowego, a ponieważ i PIS i Gowin brali każdą szablę jaką znaleźli, więc miał ułatwione zadanie. Wystarczyła biało-czerwona opaska w czasie wystąpienia sejmowego i voila’ – narodził się moralista i państwowiec, który w TVP Info głosił (w programie Ewy Bugały): „…nas polityków powinny obowiązywać szczególnie ostre wymogi, ponieważ skoro stanowimy prawo sami, powinniśmy być poza wszelkimi podejrzeniami”. Święte słowa panie pośle!

Jeśli Gryglas nazywa Senyszyn, Dyducha czy Kwiatkowskiego skompromitowanymi osobami (w czym, o Święta Hipokryzjo, ma całkowitą rację), to jakby nazwał siebie? Jeśli zdaniem Gryglasa, Grzegorz Schetyna powinien przeprosić Polaków za upolitycznianie Święta Wojska Polskiego (znowu ma rację, co za ironia), to czy sam nie powinien mocno się pokajać i może wytłumaczyć? Gryglas nie był politykiem, ale będąc członkiem Służby Cywilnej i ważnym urzędnikiem w MSP decydującym o milionach złotych miał większy wpływ na majątek państwowy niż paplający głupoty Schetyna.

Dopytywany w telewizji, czy PO jest w stanie zdobyć wyborców prawicowych, biorąc na listy takich ludzi, jak Poncyljusz, który odszedł z PiS po katastrofie smoleńskiej, Gryglas odpowiedział: „Podobna sytuacja dotyczy Kowala, tak naprawdę te osoby już chyba straciły tę legitymację”. Moje pytanie jest inne: czy PIS biorąc na listy takich ludzi jak Gryglas (wiceprzewodniczący Porozumienia ds. gospodarczych!) nie szykuje sobie przypadkiem sytuacji, z której będzie się musiał w przyszłości tłumaczyć publicznie lub wzywać CBA?  Nie wiem czy Gawłowski i Neumann zeszli na manowce zanim jeszcze znaleźli się w polityce, czy tylko rozbestwiło ich osiem lat rządów PO. Ale przecież PIS rządzi już 4 lata, a Gryglas -  na pustej ławce partyjnych fachowców – świadomie szykuje się w ministra. Ambitni ludzie z administracyjnym doświadczeniem wiedzą gdzie leżą frukta i jak po nie sięgać, a przysłowia ludu polskiego zawierają liczne mądre odniesienia, np.; „od rzemyczka do koniczka”. Ja wolę inne - „kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie”, a parafrazując ten cytat z Pisma Świętego otrzymamy: kto w małej rzeczy jest świnią, ten w wielkiej będzie taki sam.

Nie ma sensu szczegółowo opisywać sytuację w PKS Kraków S.A. To już historia, choć ta bardzo aktywnie pilotowana i ochraniana w MSP przez wicedyrektora Gryglasa spółka, pokazuje co może zrobić zaledwie średni szczebel kierowniczy administracji państwowej, jeśli czuje się na tyle mocny, że prowadzi własną politykę i nie obawia się niczego. W każdym razie Gryglas akceptował sztuczne wizje i prawie otwarte kłamstwa przesyłane jako oficjalne dokumenty do MSP. Za to inwestycja w dworzec autobusowy (miała go wybudować amerykańska firma Tishman Speyer  w związku z projektem „Nowe Miasto”), utracone przez spółkę pieniądze i dedykowani inwestorzy byli prawdziwi.

Dla sumiennego i ostrożnego wicedyrektora departamentu nadzoru MSP, ustna prezentacja prezesa spółki i słowne obietnice potencjalnego wspólnika wystarczyły, żeby stwierdzić: „po zapoznaniu się z koncepcją finansowania, pozytywnie opiniuje wniosek zarządu” i dodać zapis, że „interes PKS, a w tym SP jest należycie zabezpieczony”.

Nigdy nie przedstawiono nawet namiastki planu przedsięwzięcia, który by określał ramy prawne projektu, zweryfikowaną przez prawników koncepcję umowy spółki, plan inwestycyjny, plan finansowy – cokolwiek. Wszystko było działaniem pozorowanym: dużo papieru, dużo szumu, duży nacisk ze strony wojewody, który w razie wątpliwości natychmiast potwierdzał Gryglasowi wsparcie przez władze województwa i samorząd.


Budowa dworca zamiast być impulsem do dalszego rozwoju, była powodem upadku PKS Kraków i  wszystko wskazuje, że od początku planowano, że dołożona jako ekstra zyskowna 3-piętrowa nadbudowa nad dworcem, zostanie przejęta przez wskazanego inwestora. Oryginalne plany i kosztorys zatwierdzone  w MSP nie zawierały nadbudowy, ale dworzec został tajemniczo przeprojektowany i zbudowano tak mocne fundamenty, aby był w stanie  znieść nadbudowę (po czasie, inspektor budowlany stwierdził, że według faktur zakupowych stal zbrojeniowa w fundamentach była 3-krotnie grubsza niż oryginalne techniczne wymagania).
 
Koncepcja finansowania nadbudowy nad dworcem polegała na krótkoterminowej pożyczce zabezpieczonej na prywatnym majątku wskazanej osoby.  Potem inwestycja miała samofinansować swoje dokończenie – tylko, że pomostowe finansowanie I etapu przez bogatego Krakusa, który nie ponosił żadnego ryzyka i który miał natychmiast otrzymać zwrot swojego wkładu, miało mu zapewnić ponad 50% udziałów w spółce obejmującej nadbudowę („Biura Centrum”). Niby nic, ale dzięki tylko tej małej inwestycji można by uszczęśliwić potomków na wiele pokoleń do przodu!

Dostarczony projekt budowlany i wykonawczy inwestycji (wkład finansowy) został wyceniony na 400.000 zł przez samego inwestora - jego wartość nie została zweryfikowana przez nikogo w PKS. Poza tym, kiedy inwestor miał tworzyć projekt budowlany i wykonawczy (w końcu szacowany na 400.000), nawet nie wystąpił i nie posiadał wypisu z planu przestrzennego zagospodarowania miasta. Prezes PKS-u (i układ biznesowy który reprezentował) śpieszyli się z nadbudową  argumentując, że „PKS, miasto Kraków i Polska poniesie niepowetowaną stratę”, jeśli spółka szybko nie dostanie zgody MSP. Jakoś nikomu nie przeszkadzało, że inwestor nie posiadał zdolności kredytowej, a spółka nie miała żadnych referencji. Na poziomie lokalnym obiekcje gasił prezes PKS-u - na poziomie MSP wicedyrektor Gryglas – a patronat polityczny zapewniał wojewoda małopolski.

Argumentacja była wzajemnie sprzeczna, ale dostosowywana do sytuacji i oczekiwań odbiorców w MSP (papier wszystko zniesie). Czasami był to doskonały projekt i nadbudowa była bardzo dochodowa, czasami inwestycja w nadbudowę miałaby być dla PKS zbyt ryzykowna. „Na szczęście dla spółki”, zgłosił się inwestor i mając tylko niezobowiązujący list intencyjny wykonał projekt budowlany wart 400 000 zł, a prywatna osoba zgodziła się pożyczyć pieniądze pod zastaw swojego majątku nie mając żadnego zabezpieczeń. „Transportowcy” z PKS Kraków nie mieli doświadczenia w komercjalizowaniu powierzchni biurowych, wiec nie byli w stanie znaleźć finansowania pomostowego, ale jednocześnie mieli już listę potencjalnych najemców, którzy są gotowe wyłożyć środki… na II etap inwestycji. Pod zastaw umów przedwstępnych z potencjalnymi najemcami powierzchni biurowych, bank miał pożyczyć pieniądze, z których wskazana osoba miał odebrać swój początkowy wkład. Ponieważ lokalizacja jest bardzo atrakcyjna, więc wszyscy spodziewali się wielu chętnych i wysokich czynszów! 

Brak racjonalności i logiki w narracji trochę uwierał, tym bardzie, że dokumenty wspierające projekt i przysyłane do MSP były czystą kpiną. W każdej innej sytuacji Nadzór Właścicielski umiałby sobie z tym poradzić, ale sprawy PKS Kraków były osobiście pilotowane przez dyr. Gryglasa. Ironią sytuacji jest fakt, że nadbudowa dworca w bardzo atrakcyjnym miejscu w Krakowie byłaby dla wszystkich zainteresowanych korzystna, ale udziały w przyszłym hotelu lub biurowcu powinny znajdować się w rękach PKS Kraków, a nie  wskazanej osoby.

Ministerstwo Skarbu Państwa było skrajnie zwiędłą instytucją. Dopingowanie urzędników MSP w celu zapewnienia właściwego nadzoru właścicielskiego było prawie nierealne – małe płace, dużo papirologii, przypadkowi ludzie, brak zainteresowania - po każdych zmianach personalnych zanikała pamięć instytucjonalna. Obecnie, nawet MSP zniknął, więc jego dokumentacja trafiła do archiwum, a dumny ze swoich osiągnięć poseł Gryglas może hasać po mediach i opowiadać dyrdymały. Bo przecież PKS-y nikogo nigdy nie interesowały, nawet wtedy kiedy jeszcze posiadały prawa do cennych gruntów w środku większości dużych miast w Polsce. Opisywany PKS Kraków wystawiał swoją bazę (niedaleko centrum) na sprzedaż za chyba 18 mln zł. Na licytacji nieruchomość została sprzedana za 51 mln zł (jeśli pamięć mnie nie myli) – a wycena działki też może być przyczynkiem do kolejnego case study.  Tylko że, cała gospodarcza historia ostatnich 30 lat pełna jest takich przykładów.

Pozostaje nam tylko zadbać, żeby ludzie zaangażowani w tę historię gospodarczą nie obejmowali kolejnych odpowiedzialnych funkcji. Każdy posiada bierne prawo wyborcze, więc i Zbigniew Gryglas może się ubiegać o stanowisko posła. Należy jednak trzymać go z dala od czegokolwiek, co jest ważne i/lub wartościowe, bo głos i umiejętności tego pana są „do wynajęcia” przez różnych interesariuszy – i nie jest to komplement.

Zee
O mnie Zee

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka