W naszej misji w Iraku pomagają iraccy tłumacze. Bez nich, wiele z wykonywanych przez nasze wojska zadań byłoby - przynajmniej - utrudnionych. Owszem zarabiają jak na tamte warunki bardzo dobrze, jednakże są traktowania przez wielu swoich pobratymców jak zdrajcy. Mieszkają w bazie, z rodzinami widują się sporadycznie, a śmiertelność ( i to bynajmniej nie z przyczyn naturalnych) należy do najwyższych. Teraz kiedy nasza obecność w Iraku zbliża się do końca i niedługa nas tam nie będzie, musimy zadbać o tych, którzy z nami współpracowali, a którzy bez naszej opieki skazani są praktycznie na śmierć.
Oczywiście większość polityków i dowódców wypowiada się na ten temat, i większość potwierdza konieczność pomocy - tak na dobrą sprawę jedyna realna pomoc to sprowadzić tłumaczy wraz z rodzinami do Polski. Obawiam się tylko, że u nas będzie jak zwykle, dużo gadania, obiecanki, a jak przyjdzie co do czego to ktoś czegoś nie podpisze, ktoś czegoś zapomni i jak już po kilku latach nadrobimy "zaległości", okaże się, że nie mamy kogo do Polski ściągnąć.
Mamy moralny obowiązek domagać się od decydentów w naszym kraju, umożliwienia wszystkim chętnym (wraz z rodzinami) przyjazdu do Polski. Nie zostawia się współpracowników na pewną śmierć.
Inne tematy w dziale Polityka