Zmarły kilka lat temu, znany włoski reportażysta Tiziano Terzani w książce Koniec jest moim początkiem mówi między innymi o mediach:
Dziennikarstwo wydawało mi się wielką i ważną funkcją. Byłoby nią również teraz, gdyby udało się zachować prawdziwe dziennikarstwo. Problem w tym, że wszystko się wypaczyło. Bliskość władzy i konieczność jej ochrony stworzyły zupełnie odmienną sytuację niż, kiedy siłę dziennikarstwa stanowiła jego niezależność. Niezależność także ekonomiczna. Jakim cudem możesz być wolny jeżeli gazety uzależnione są od reklam, jak to się dzieje obecnie we Włoszech, a reklama jest w rękach tych, którzy mają władzę polityczną? Właścicielami pism są wielkie firmy, przeciw którym nie masz prawa niczego napisać. A te firmy mają także swoje układy polityczne, więc jakim cudem mógłbyś zajmować się prawdziwym dziennikarstwem?
Pomyśl, że „Le Monde” jest własnością samych dziennikarzy, a „New York Times” należy do wielkiej rodziny, której bardzo zależy na niezawisłości, „Washington Post” stanowił własność pewnej pani pochodzącej z rodziny z tradycjami. To zmienia stan rzeczy, i to bardzo. Watergate byłoby niemożliwe, gdyby „Washington Post” nie należało do Marthy’ego Grahama, bo podlegałoby wówczas naciskom politycznym, które sprawiłyby, że ta afera nie ujrzałaby światła dziennego. Prawdą jest, że Amerykanie przegrali wojnę w Wietnamie z powodu prasy. W tamtych czasach istniała wolna prasa, która umiała patrzeć, słuchać i szukać materiałów, gdzie trzeba.
Przytaczam ten cytat bo jakiś czas temu byłem na spotkaniu z Rafałem Ziemkiewiczem, który poruszał m.in. temat triady rządzącej Polską, monstrum będącego symbiozą władzy, mediów i wielkiego biznesu. W podobnym tonie wypowiada się więc ostry w sądach prawicowy dziennikarz i lewicowy włoski reportażysta.
Terzani opowiada o realiach zachodnich, a przecież sytuacja u nas była i jest o niebo gorsza i warto o tym pamiętać:
◊1◊ Nasze media nigdy nie mogły się rozwinąć i wykształcić własnej tradycji, etosu pracy dziennikarskiej. Przez kilkadziesiąt lat komuny trwała selekcja negatywna i niewielu miało siłę przeciwstawić się rządzącej machinie. Piękny przykład dziennikarskiego heroizmu dał na przykład Stefan Kisielewski, ale on był w mniejszości.
◊2◊ Lata 90. to czasy uwłaszczenia nomenklatury, a więc zamiany władzy politycznej na władzę gospodarczą przez beneficjentów starego systemu. Byli działacze partyjni etc. na starcie zyskali nową formę władzy, jakże ważną w społeczeństwie, które miało się stać kapitalistycznym. Na tym tle nie można wybuchać śmiechem, gdy ktoś wspomina licznie powstające w tym czasie dzienniki i tygodniki, które upadały z braku reklam. Trzeba by być niespełna rozumu, żeby dysponując w latach 90. dużą kasą nie wspierać powstających mediów, które byłyby nam przychylne i a contrario nie zadbać o to, żeby upadły te, które były nam wrogie.
◊3◊ Dbanie o niezmienność obecnego porządku medialnego nie sprowadza się bynajmniej do takich instytucji jak KRRiT, która może odebrać koncesję na nadawanie. System jest na tyle sprawny, że dziennikarze sami wiedzą co mogą, a czego nie. Gdy w mediach wybuchła afera Rywina, to wieść o niej już kilka miesięcy wcześniej krążyła wśród dziennikarzy. Przykładowo Adam Michnik namówił nad wyraz niezależną dziennikarkę Janinę Paradowską do usunięcia z wywiadu z Millerem fragmentu o aferze Rywina (przypominam- afera miała miejsce kilka miesięcy wcześniej, a w mediach nadal było cicho). Co zabawne afera całkiem dobrze opisana chyba po raz pierwszy pojawiła się w satyrycznej rubryce Wprost autorstwa Mazurka i Zalewskiego. Śmiać się, czy płakać?
◊4◊ Nawet jeśli jakiś dziennikarz się zapomni i nie dokona w porę aktu autocenzury to istnieją inne środki. Wspomnijmy sprawę Wojciecha Sumlińskiego. Ten dziennikarz śledczy siedział w wielu sprawach i drążył tematy wokół najważniejszych polityków. Dość wspomnieć, że badał na przykład związek Bronisława Komorowskiego z pewną fundacją, w której potrafiło nagle zniknąć 400 milionów złotych. Pal licho sympatie Sumlińskiego, przecież dziennikarz ma prawo i obowiązek wyciągać na światło dzienne to co inni chcieli ukryć. Sumliński w zamian za badanie m.in. spraw związanych z ludźmi WSI, został aresztowany na podstawie zeznań byłego oficera WSI (!). ABW przetrzebiło mu dom na wiele miesięcy odbierając materiały, którymi dysponował, a sam Sumliński w międzyczasie próbował popełnić samobójstwo. Najbardziej uderzyła mnie wtedy reakcja dziennikarzy. Ci określani obecnie jako przychylni władzy, mieli Sumlińskiego gdzieś. Solidarność zawodowa nic nie znaczyła. Stanąłeś po złej stronie barykady kolego, należy ci się zebrać trochę razów.
To wszystko dzieje się w Polsce AD 2008, gdzie wiarygodne są zeznania oficera WSI. W Polsce, w której samobójstwa trzech zabójców Olewnika nie stanowią żadnej zagadki. Ot bezwzględni mordercy okazali się słabymi psychicznie gniotkami- wszyscy trzej. Żyjemy w Polsce, w której minister sprawiedliwości, doktor habilitowany nauk prawnych po samobójstwie Roberta Pazika (trzecim z kolei) stwierdza „samobójstwa się zdarzają”.Był ostatnią z trzech osób, która mogła powiedzieć coś o mocodawcach porwania i zabójstwa Olewnika, ale samobójstwa się zdarzają.
Co w Polsce zmieniło się od 1998 r., kiedy to komendant główny policji Marek Papała został zamordowany strzałem w głowę? Czy żyjemy w normalnym ustroju, który powinni kontrolować dziennikarze, czy raczej w chorym postkomunistycznym systemie, którego nieodłączną częścią są media? Odpowiedź tkwi gdzieś pomiędzy, ale na pewno nie nastraja optymistycznie.
(wpis również na mojej stronie laudatorlibertatis.com)