Od jakiegoś czasu głoszę tezę, że ktokolwiek terroryzm islamski wymyslił, jego jedynym beneficjentem jest Władimir Putin.
Mija, odpowiednio, siedem i dziewięć lat, odkąd świat Zachodu (w zasadzie: świat anglosaski) zaangażował się zbrojnie w Iraku i Afganistanie w celu znalezienia broni masowego rażenia i Osamy bin Ladena.
Jak dotąt, pomimo strat w sprzęcie i ludziach, ani jednego, ani drugiego nie udało się odnaleźć.
Nie udało się również opanować ani jednego, ani drugiego kraju, co gorsza – jedynymi namiastkami rządów, które „zwycięskie” koalicje pozostawią na placu boju, będą skorumpowane do cna quasi-reżimy, podatne na jakikolwiek wpływ z zewnatrz pozwalający utrzymać się u władzy.
Rękami młodych chłopców z Teksasu i Midlands, masy sprzętu i jeszcze wiekszej masy naiwności, Rosja przygotowała sobie przedpole do łatwego, politycznego działania w przyszłości, występując w roli „lepszego”, białego człowieka.
Wojna afgańska i iracka zmobilizowały, zradykalizowały i zorganizowały muzułmanów mieszkających w Zachodniej Europie, którzy w coraz wiekszym zakresie i stopniu angażować będą uwagę służb specjalnych pochłaniając wzrastającą ilość ich sił i środków.
Ostatnim, udanym, aktem katastrofy bedzie zapewnie wojna z Iranem, po której do walki z niewiernymi, obok Arabów, włączą się Persowie.
Bazy przyszłych islamskich bojowników z zachodnią zgnizlizną powstaną, o ile już ich tam nie ma, nie w górach pogranicza afgańsko-pakistańskiego, ale w spacyfikowanych i administrowanych przez Kadyrowa górach Kaukazu.
Tymczasem Władimir Putin przygotowuje się do majowego święta w Moskwie; święta, które w tym roku ma przebiegać pod hasłem re-stalinizacji Rosji, a służyć jednemu – ideologicznej zamianie niewygodnej w grze geopolitycznej „Świętej” (a więc chrześcijańskiej) Rusi na świeckie imperium komunistyczne niosące światu (jak zawsze) pokój i ciągniki rolnicze.
Pamiętajmy, że o ile eksperyment z „liberalną demokracją” jest na Bliskim Wschodzie z góry skazany na niepowodzenie, o tyle mariaż islamu z komunizmem (socjalizm arabski) jest jak najbardziej wykonalny, czego dowodem dziesięciolecia udanych rządów w Libii, Iraku, Syrii, Algierii.
Ciocia Merkel jest na półmetku działań zmierzających do skutecznego, energetycznego połączenia kontynentu, co wobec widma wycofania wojsk Sojuszu z Bliskiego Wschodu byłoby jakoś tam uzasadnione, gdyby nie fakt, że polityka niemiecka gra od dawna na tubach w orkiestrze Putina, zwyczajowo z niemiecką finezją, ma więc w doprowadzenia Europy na korytarze Kremla swój udział.
Wolny świat, a więc ten, który ma ochotę być wolny, na gwałt poszukuje sojuszy i surowców; pierwsze jest trudne w nowym, lepszym świecie Obamy (nic bardziej fartownego nie mogło się putinadzie przytrafić), drugie - coraz trudniejsze.
Platformy wiertnicze na Morzu Północnym będą idealnym celem baterii rakiet rozmieszczanych w Obwodzie Kaliningradzkim; kontrakcja w postaci Tarczy Rakietowej została zaniechana, najprawdopodobniej w związku z niepewnością, co do lojalności nowego, polskiego rządu. Jak się łatwo domyslić, tarcza nie powstanie w Niemczech, ciocia Merkel z NRD nabrała już jako dziecko awersji do militaryzmu, czemu trudno się dziwić.
Rosja może przystapić do fortyfikowania Królewca, a więc zrealizować swój stary cel, zagrożony amerykańskimi planami do czasu, kiedy skutecznie storpedowali go „pożyteczni idioci”, albo „pożyteczni służbowi”.
Nie dziwi pośpiech z jakim rząd brytyjski, porzucając polityczne przygotowania do dość karkołomnej akcji, rozpoczął, za pośrednictwem „suwerennego” rządu Falklandów wydobycie, ponoć zasobnych w ropę i gaz złóż na Atlantyku.
Radzić sobie z argentyńskimi wojskowymi nauczyła Brytyjczyków „żelazna Małgosia”, teraz jednak nie tylko z wojskami zbankrutowanego kraju może się im przyjść zmierzyć.
Gotowość dania odporu imperialistom zgłosił już dobry przyjaciel Castro, a co za tym idzie – samego Władimira Władymirowicza, Hugo Chavez, prezydent Wenezueli, pardon: República Bolivariana de Venezuela,co ma się jak państwo do surogatu państwa (patrz: PRL), przy okazji kraj z szóstymi rezerwami ropy na świecie (po Arabii Saudyjskiej, Kanadzie, Iranie, Iraku i Kuwejcie).
Tu i uwdzie pojawiają się głosy, że swoista unifikacja globalna jest naturalnym procesem, a Rosja może odegrać w nim istotną rolę.
Nie będę się sprzeciwiał; świat zunifikowany może wszak przyjmować różne formy, może i formę Gułagu; wpojona peerelowszczyzną furia i paniczny strach przed niepodległością może pchać Peerelaków w objęcia każdego, nawet brutalnego kochanka, byle za wysługę płacił, chocby ciepłą strawą; z czymkolwiek kojarzy się prostytucja, a może na przykład z pełnym od czasu do czasu żołądkiem, to przecież najmniej z pojęciem wolności.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka