Uwaga: Poniższy tekst jest tekstem napisanym w konwencji brutalizmu realistycznego. Do wymyślenie takiej konwencji pisania (stylu?) skłonił mnie fakt istnienia budynku dworca kolejowego w Katowicach, oraz innych budynków.
Mój brutalizm jest tonowany wewnętrzną umową, która w S24 zabrania używania słów powszechnie uważanych za obelżywe. Ponieważ jest jednak oczywiste, że takie słowa powinny się w tekście znaleźć, proszę wstawiać do woli. W niektórych miejscach pozostawiam kropki, by poddać pod rozwagę przydatność wstawienia tam słowa uważanego powszechnie..., ale proszę nie czuć się ograniczanym, a jesli to jedynie supozycją, ilu słów powszechnie uważanych... użyli socjalistyczni przodownicy pracy w trakcie budowy wspomnianego dworca.
Jesli idzie o wymowę poniższej wprawki mam prośbę kolejną; proszę nie traktować jej treści jako odpowiedzi, a raczej jako postawienie pytania. To fakt, i byłbym nieszczery, gdybym nie przyznał, że jestem bliski udzielenia na postawione pytanie ostatecznej odpowiedzi. Jednak, jako człowiek dorosły, na danie sobie tej definitywnej zawsze daję sobie trochę czasu, a szansę innym, po to, by nie być zmuszonym, z powodu jakiegoś błędu, do odszczekiwania przed samym sobą, bo to bolesne.
I na sam koniec wstępu równie długiego jak sama wprawka, co tez może być przyczynkiem do dyskusji nad twórcą i tworzywem pozwolę sobie zapowiedzieć, że tekst zostanie uzupełniony, jesli się uda, nieco później, albo i nie zostanie, gdyby się nie udało.
MOJA WOJNA?
Przez pustkowia Mugabii sunął dostojnie najnowszej generacji czołg Volfgang XXXL II G + MA, a cały ten zagmatwany skrót znaczył, że jest to nie tylko czołg najnowszej, albo jeszcze nowszej generacji, ale że potrafi zamienić w obłok pary każdego napotkanego bambusa, grupę bambusów, albo nawet bambuskie wesele. Symbole XXXL oznaczały, że czołg jest ponadto największym z produkowanych czołgów najnowszej generacji, przystosowanym do bycia obsługiwanym przez żołnierzy ważących więcej niż 110 kilo, symbole II G informowały, że ten konkretny czołg obsługuje załoga dwóch gejów, a MA (media appliance) mówił nam o tym, że w środku można się w sumie nieźle zabawić.
To ostatnie potwierdzała dochodząca zza półprzymkniętego włazu muzyczka. „Sexy motherfucker!” niosło się funkowo ku majaczącym w oddali wzgórzom Mugabistanu.
Czołg pokonał własnie jakąś wydmę i zarył, bo natknął się na przeszkodę. Przeszkoda była z gatunku tych łatwo zamienialnych na obłok pary, bo składała się z dwójki bambuskich dzieciaków. Jeden był chłopcem i nosił na głowie śmieszną, zieloną chustę z napisami, a drugi był nieodgadniony. Był mniejszy, za to okutany od stóp po głowę w jakieś zwoje.
Zza wpółprzymnknietej klapy dało się słyszeć dyskusję, która chyba dotyczyła tego, czy zamieniać przeszkodę w obłok pary, czy się jednak najpierw zabawić.
Wyszło na to drugie i wpółprzymknieta klapa otworzyła się bezszelestnie na oścież (sterowana pilotem), a „Sexy motherfucker” uderzył w niebo i piasek pustyni ze zdwojona siłą.
Z włazu wygramolił się Stan, a zaraz po nim Frank. Wyglądali bardzo malowniczo z tymi kolczykami w uszach i gejowskimi T-shirtami! Powiało cywilizacją zachodu.
Stan (125 kilowy pederasta z certyfikowaną skłonnością do pedofilii) najpierw się wysikał, nie zważając na przeszkodę, a potem podszedł ku niej swoim ociężałym krokiem. Tuż za nim dreptał Frank (80 kilowy bierny pederasta, bez certyfikatów). Stanęli nad małymi figurkami dzieci, niczym dwa gnomy z baśni, i rozpoczeli zalecaną w podręcznikach sztuki wojny interrogację.
„Hai, Bambuski!” zagaił Stan, bo był prawdziwym mężczyzną w tym związku.
„Jak leci?” dodał szybko Frank i przeczesał pukiel fabowanych na rudo, długich włosów, bo jako kobieton zawsze lubił wtrącić swoje trzy grosze.
„Allach jest wielki” szepnął chłopiec. „Czy wy jesteście krzyżowcami?
„Krzyżowcami???” zdziwił się Stan „Kto ci, kotuś, taki p...ch pierdół naopowiadał? „Patrz, sweetheart” posłał Frankowi całuska „co ta fanatyczna propaganda robi z ładnymi chłopcami?” Odwrócił się ku dtojącej nieruchomo dwójce. „Nie lękaj się, chłopczyku, nie jesteśmy krzyżowcami, wręcz przeciwnie. Przyjechalismy by zarekwirować waszą zagrażającą światu wielką bombę, ale skoro jej nie ma, to postanowilismy uwolnić was od zabobonu, który was skuwa. Chcemy, żebyście doświadczyli dobrodziejstw naszej liebralnej demokracji, małe, bambusowe sk...y!”
„No, no” poparł go Frank „i przyjechalismy jeszcze uwolnić was od tego... no... no tego, co go już w telewizji nie pokazują....
„Ladina ben Osena” podpowiedział mu Stan i westchnął, bo kobiety zawsze go trochę drażniły swoim brakiem wiedzy o świecie.
„O!o!” ucieszył się Frank „tego z brodą. Ale skoro go nie ma, to chcemy podzielić się z wami rozwartościami społeczeństwa rozwartego”
„Otwartego!” poprawił go Stan i westchnął ponownie.
„To znaczy... że co?” zmarszczyło się większe bambusiątko.
„To znaczy...eee... no weź tu k...a tłumacz!” zdenerwował się lekko Stan. „To znaczy, że...eee... no będziesz mógł se posunąć siostrę jak będziesz chciał!
„Ale po co?” zdziwło się dziecko, „przecież tu” zatoczył ręką wkoło „jest wystarczająco dużo miejsca.”
„Ale ciemnota!” westchnął po raz trzeci Stan i otarł pot cieknący z małego czoła w kierunku dużego, podwójnego podbródka.
„Stan, Stan, Stan!” rozhisteryzował się nagle Frank „mieliśmy jechać do stolicy Mugabii i iść na drinka! Obiecałeś! Zastrzelmy te bambusy i jedźmy! O której tam będziemy? O dziesiatej? Jak już wszyscy będą się zbierać do domu? I sklepy pozamykają? Dlaczego ty jesteś taki...? No k...a! Ty mnie chyba nie kochasz?!”
„Czekaj, czekaj” machnął ręką Stan „Ty, no, bambuniek... Ty nie chciał byś przejechać się takim fajnym czołgiem?”
„Ty to nawet na wojnie za zdzirami latasz, Stan!” Frank rozhisteryzował się jeszcze bardziej.
„Nie, nie chciałbym” odpowiedział chłopak i popatrzył z nienawiścią.
„Nie, to nie” wzruszył rozmionami Stan i odwrócił się w kierunku czołgu. „A!” spojrzał jeszcze przez ramię „Może brata masz?”
„Mam” potwierdził chłopak.
„A gdzie jest?” zapytał Stan wyraźnie zainteresowany odwracając się na powrót w kierunku kandydatów na przemianę w obłok pary.
„Zakłada minę pod waszym czołgiem”
„Co ty pier...sz?” zdążył bystro spuentować odpowiedź Stan i tyle zdążył, bo pustynią wstrząsnęła potężna eksplozja i musieli wykonać pad, by nie oberwać kawałkami Volfganga XXXL II G + MS.
„O żeż k...a!” zawołał Stan, kiedy kawałki przeleciały. Odwróćił się w kierunku, gdzie kiedyś stał czołg.
„O ja p...ę! Takie kiecki diabli wzięli!” załkał Frank. „Zamorduję tę bambusidła, zamorduję!” zawył i byłby się rzucił na dzieci, gdyby nie to, że mniejsze dziecko nie było już zakwefione od stóp po głowę. Było odkwefione; kwef (czy jak się tam ta ścierka nazywa) leżał na ziemi i nie zasłaniał już tego, co skutecznie zasłaniał przedtem. Chudej dziewczynki z kałachem.
„Sam sobie posuwaj siostrę, pedale!” zwołała gniewnie dziewczynka i przecięła serią z kałacha każdego z nich na mniej więcej dwie równe połowy. Prawie jej się udało na dwie idealnie równe, bo celowała tam, gdzie wydawało jej się, że są genitalia.
„Aaaaa” zdążył wyrzęzić Frank notując zamieniającym się w strzęp padliny mózgiem, że ktoś przeszukuje jego kieszenie.
Stan nic nie zanotował, bo w końcówce przeznaczonej dla niego serii siła niemalże wyrwała kałacha z ręki dziecka i w efekcie zupełnie stracił głowę.
Z kupy żelastwa coś zazgrzytało i dzieci w panice przypadły do ziemi.
„Sexy Motherfucker!” poniosło się znów dziarsko po pustyni, bo „media appliance” miały wbudowany zestaw przeciwstrząsowy. Najnowszej generacji.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka