Rolex Rolex
189
BLOG

U CIOCI NA IMIENINACH

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 37

 

Wiosna za pasem, a wraz z wiosną zbliża się wysyp popularnych powodów do świętowania; wydarzeń radosnych, jak imieniny cioci Zosi, wzruszających, jak dzień matki, chwalebnych jak zwycięstwo nad faszyzmem, i skłaniających do smutku i zadumy, jak kolejna rocznica wymordowania polskiej inteligencji w Katyniu.

Nadmiar powodów do świętowania powoduje chaos, tak jak w komunikacji nadmiar wehikułów na drogach go powoduje.

I to się właśnie przydarzyło. Chaos obchodowy. Miałem nic już na ten temat nie pisać licząc, że mądrzejsi ode mnie napiszą, ale i i tym mądrzejszym trochę udzielił się chaos, więc – jak zwykle w drodze bezczelnej uzurpacji, uznałem się za osobę właściwa do dokonania kilku sprostowań.

Zacznijmy od chwalebnej rocznicy dnia 9 maja, kiedy to w Moskwie obchodzi się dzień zwycięstwa nad faszyzmem. Już sama nazwa wskazuje, że ani naród rosyjski, ani komuniści – rosyjska klasa rządząca od 1917 roku, nie bawią się w dzielenie włosa na czworo i dlatego, niezależnie od faktu, że ich udział na froncie włoskim ograniczał się bojowych wyczynów Oriany Fallaci z kolegami, pognębienie niemieckiego nacjonal-bolszewizmu dla zmylenia wroga nazywają pognębieniem faszyzmu.

Jeśli coś mi się w Rosjanach szczególnie podoba, to właśnie to. Sztuka jest sztuka, postukać buciorami i pokazać parę głowic można zawsze, o nazwę mniejsza. Nie są drobiazgowi.

Jak by tam Rosjanie nie byli nieprecyzyjnie wiemy, że – generalnie, chodzi o ostateczne zwycięstwo nad kumplem Stalina Hitlerem.

Ostateczne pokonanie kumpla Hitlera, z formalnego punktu widzenia dokonało się jednak nie 9 maja, ale 8 maja (dzień wcześniej!), kiedy to jedyny uprawniony do podpisania aktu kapitulacji człowiek – admirał Karl Donitz, wziął i go podpisał. Stało się to we francuskim Rheims w obecności dowództwa alianckiego i sowieckiego patrolu.

Jak widać wyraźnie obchody europejskiego dnia zwycięstwa mają swój czas i jest nim 8 maja każdego roku.

Rosjanie nie byli zachwyceni, że ich do niedawane najbliżsi kumple poddali się Aliantom, w związku z czym wyłapali najwyższego stopniem przedstawiciela niemieckiej armii i kazali mu podpisać jeszcze jeden akt kapitulacji. Ponieważ feldmarszałkowi Keitlowi musiało być już wszystko jedno – tak czy siak przyszłość rysowała się nieciekawie i mroźno, podpisał, choć umocowania nie miał.

I od tego dnia w stolicy Związku Sowieckiego urządzało się obchody, które od zawsze miały charakter antyzachodni, i tak jak często weterani Armii Polskiej przy wojsku sowieckim skarżyli się ostatnimi laty na pomijanie przy okazji rożnych oficjalnych uroczystości, tak – trzeba oddać sprawiedliwość, przez lata, kiedy oni w defiladach na Placu Czerwonym uczestniczyli, ich koledzy w Polsce siedzieli w celach bez telewizorów, co jak od niedawna wiemy, istotnie dzieli więzienną scenę PRL-u.

Na Zachodzie, do którego podobno należymy, 8 maja obchodzi się zwycięstwo DEMOKRACJI nad narodowym socjalizmem. I chyba słusznie, bo od dnia zwycięstwa z niemieckiej ziemi zniknęły obozy koncentracyjne i kazamaty.

9 maja obchodzimy nieco inną rocznicę, czego namacalnym dowodem jest to, że obozy, lochy i kazamaty nie tylko nie zniknęły, ale zaczęły się otwierać.

Upraszczając, 9 maja obchodzimy zwycięstwo tych, którzy uważali, że do gładzenia milionów lepiej nadaje się mróz i brak jedzenia, a dla pewności w szczególnie ważnych sprawach oddany funkcjonariusz uzbrojony w Waltera, nad tymi, którzy sądzili, że różne nowinki techniczne stosowane w gładzeniu nadają ich cywilizacji szczególny polor i powiew nowoczesności.

Ktoś powie, że skala terroru się zmieniła (ludzkie panisko przyszło) i wypada się w związku z tym cieszyć. Owszem, po kilku latach terroru sowieckiego skala się zmniejszyła, ale można oczekiwać, że i gdyby kolega Stalina Adolf zrealizował zakładane w pięciolatce plany eksterminacyjne, też by pewnie z braku przydatnego materiału opadło.

Prastare germańskie dęby szumiałyby spokojnie Richardem Straussem i Wagnerem i w Wartegau i w Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete.

Ale wróćmy do współczesności, po tym krótkim przypomnieniu.

Otóż wydział propagandy jednej z zarejestrowanych w Polsce partii politycznych od kilku dni roztkliwia się nad tym, czy do Moskwy, na obchody zwycięstwa Gułagu nad Auschwitz ma jechać polski prezydent.

Jest jasne, że chyba nie powinien, bo 9 maja (przyjmijmy symbolicznie) zamieniliśmy sobie Franka na Rokossowskiego, więc żaden deal.

Z drugiej strony mówi się, że zimna wojna się skończyła i w związku z tym wypada czynić pewne gesty pod adresem ludów cywilizacyjnie obcych, aby w ten sposób, w ramach polityki chrześcijańskiego miłosierdzia do cywilizacji europejskiej je zbliżać.

To prawda, ale wychowywanie nie polega jedynie na głaskaniu. Z głaskania bierze się rozwydrzenie, więc my mamy obowiązek traktować państwa za naszą wschodnia granicą, państwa nieeuropejskie ni w treści, ni w formie, odpowiedzialnie. Tak, jakby były dorosłe.

A jednym z elementów dorosłości jest przyswojenie sobie form zachowań, które – jeśli przyswajane są w wieku dziecięcym, nazywa się kindersztubą.

Jednym z przejawów takiej kindersztuby w stosunkach międzynarodowych jest zasada wzajemności (niewtajemniczonym tłumaczę: „jak ty mnie, tak ja tobie”) i ma ta prosta zasada niebywały walor edukacyjny.

I w tym konkretnym przypadku musimy ją wziąć pod uwagę, jako że nie tak dawno zaprosiliśmy prezydenta Rosji Miedwiediewa na obchody wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, ale on miał inne ważne zajęcia i wysłał jakiego swojego Żelka w zastępstwie.

Dlatego również i my, odpowiadając na zaproszenie, powinniśmy przesłać notę, że „ Dziękuję Uprzejmie Przyjdę Akuratnie", ale nie ja osobiście, tylko Żelek tej samej rangi.

Takie jest moje prywatne zdanie, ale rzecz jasna pan prezydent jest w swoich decyzjach zupełnie autonomiczny i może mieć kaprys sprawić swoją obecnością rosyjskim siłownikom i siurpryzę i łaskę.

Inna rzecz z karnawałem obchodów organizowanych przez rząd, któremu premieruje pan Donald Tusk i Ministerstwo Spraw Zagranicznych pod czujną koordynacją Radosława Sikorskiego.

Zaczęło się od zaproszenia na obchody wybuchy wojny przedstwicieli tych dwóch z możliwych do zaproszenia na obchody państw, które wojnę na etapie Września 1939 roku wywołały.

To bardzo, nazwijmy to, dekonstruktywistyczne, ale dość świeże i odkrywcze podejście do obchodów, miało sensacyjny skutek w postaci zaproszenia naszego premiera w okolice Katynia, w bliskim czasowym związku z organizowanymi tam obchodami rocznicy wymordowania polskiej inteligencji, w celu bliżej nieznanym.

Jeśli bowiem imieniny cioci Zosi są piętnastego, i tam mają zebrać się jej bliscy i znajomi, a nas wujek zaprasza do domu na dwa dni przed piętnastym, to jest jasne, że po pierwsze nie chodzi o to, żebyśmy byli na imieninach, bo zaprosiłby nas właśnie na nie i właśnie piętnastego, a po drugie, że celem naszej peregrynacji nie jest ciocia Zosia, ale jakiś inny powód.

Jaki, zobaczymy, o ile rząd wynegocjuje z polskimi ekipami telewizyjnymi, żeby się za wschodnia granicę bujnęły na tydzień, zamiast na dwa dni w okolicach zwyczajowo przyjętej daty.

Nie ma co się jednak martwić, gdyby telewizje nie dojechały na te pierwsze obchody nie-wiadomo-czego, zawsze możemy sobie obejrzeć rosyjską telewizję, gdzie relacja na pewno będzie, a potem – już na spokojnie, w ciszy i skupieniu, polską, relacjonującą z miejsca i w dniu, kiedy idzie o Katyń i wymordowaną polską inteligencje.

I to było by tyle o historii, imponderabiliach i kindersztubie.

 

Pozdrawiam

 

P.S.

 

O obecności sowieckiego generała Wojciecha Jaruzelskiego na obchodach zwycięstwa komunizmu nad nacjonal-boleszewizmem nie piszę, bo jest oczywiste, że to nie nasza sprawa. Psychologicznie uznaję, że jeśli ktoś przez lata wzywany jeździł pod groźbą kuli w potylicę za „fikanie” i niesubordynację, to mogło mu wejść w krew. Służba nie drużba.

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (37)

Inne tematy w dziale Polityka