Jak było do przewidzenia w miarę upływu czasu walka klas zaczęła się zaostrzać; panowie w mundurach przegapili lato spędzając czas na grzaniu coraz starszych kości i coraz bardziej zwiędłej skóry, bo jednak aż takiej kasy na „nową twarz”, jaką ma pułkownik Putin, nie mają, co zrozumiałe, jeśli się zważy, że car-putinka jest zwieńczeniem ośmiornicy, a oni to gdzieś dopiero „przy pasie słuckim jak kity”. Niby gęsto, ale jednak.
Miało być dobrze, a wyszło jak zwykle, bo najmimordy z PO potrafią się jedynie głupio uśmiechać, a poza tym nic nie robią za darmo, a kasy jakby mniej. A najgorsze, że najmimordy z PO wyglądają zachęcająco i apetycznie jedynie dzięki nadludzkiemu wysiłkowi fotografików, kamerzystów i montażystów, a wynajęcie tych najlepszych kosztuje, bo jest ich kilku. Szczupłość środków sprawia, że sprawa się rypie, bo żeby Schetyna, nawet z Tuskiem na barana, wyglądał choćby jak jeden but, choćby i Witosa, to trzeba mistrza obiektywu, a to i tak dopiero but, a gdzie reszta, żeby była cała postać?
No i szlag trafia panów w mundurach, bo na dodatek wiara w najminarodzie pada, duch blednie a ciało flaczeje, i mało kto chce się pod różnymi projektami smutnych panów podpisać. A tu trzeba wykonać woltę w kampanii wyborczej i na niecałe dwa tygodnie „przed” ustawić całą strategię na nowo.
Krawiec kraje jak materii staje, więc wobec zbliżającej się klęski trzeba postawić na środki stare i sprawdzone. Tak to już jest, że jak bieda,to odkładamy na bok te wszystkie gadżety i sięgamy po dobre babcine rady, a w tym przypadku po poradnik wuja Czesława: „Kulinaria Służby Bezpieczeństwa”. Po pierwsze skoro nie ma już czasu na zaprojektowanie własnej strategii, a stara leży pod płotem i ledwie zipie, taktycznie trzeba podważyć strategię przeciwnika, wybić go z rytmu, Rzucamy Flanelaka, bo tylko on przyjmie się na stawkę, którą proponujemy. Kul. Ale z Flanelaka wiele się nie wyciśnie; jaki Flanelak jest każdy widzi. Ale ma książkę, tę sprzed półtora roku, której nikt nie kupił; 70% nakładu w garażu, pomimo, że była wydana w czasie, kiedy światowymi ekspertami od katastrof byli Hypki z Millerem i Klichem. Dajemy naklejkę „raport”, żeby wyglądało świeżo, odkurzamy z grubsza, i rzucamy Flanelaka na Salon24, bo darmo.
Że go wyśmieją? No przecież on jest nie po to, żeby zdobyć poparcie, ale żeby podnieść na duchu nasz, własny, żelazny elektorat; ten sowiecki, poubecki, słowem: społeczne doły, które genetycznie nienawidzą polskiego munduru, a polskiego munduru w NATO w szczególności, a to w związku z przodkami, których tłukła epidemia cholery w polskich obozach jenieckich. To ich ma Flanelak podniecić. Podniecił trzech, czterech, sądzą po komentarzach, akurat tych najgłupszych, ale dobre i to; może ruszą pupska i pofatygują się w tym podnieceniu do urny postawić krzyżyk, czy tez może lepiej w ich przypadku napisać: ptaszka.
Do końca kampanii wyborczej, musimy się do tego estetycznie przygotować, królować będzie ostatnia platformerska klapa ratunku, która jeśli spadnie, to już tylko szum zostanie, a potem cisza i będzie spłukane.
To będzie Smoleńsk w znanym nam kagiebowskim wydaniu. Bezczelna, tupeciarska, chamska jazda na ludzi, którzy tam zginęli, w nadziei na reakcję, na oburzenie, żeby potem Wołek z Lisem mogli zagrzmieć o paranoi. Będzie rozmowa z bratem, bo jest ulubiony „dowód rzeczowy” tych z niskim czołem, a to już ci z bardzo niskim są ostatnim „tardżetem”, jak się w ich środowisku mówi. Czy to się opłaci? A to już nie ma znaczenia. Nie ma innego wyjścia; „dla was to jest igraszką, nam idzie o życie” pisał wieszcz o żabkach, a te żabki są zielone, jak Gajowy Marucha, chociaż Gajowy był z Lasów Państwowych, a te są ze śrubek.
Inne tematy w dziale Polityka