Rolex Rolex
4512
BLOG

TOMMY IS GETTING MADE*

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 122

Dzisiaj znów muszę zacząć od wrażeń. A te wrażenia są takie, że coś gwałtownie pełza pod dywanem, i dochodzą spod niego coraz głośniejsze odgłosy kąsania i bycia kąsanym. Polska kampania wyborcza w roku 2011 przebiega arcydziwnie. Plan był prosty i również dla mnie oczywisty. Platforma ma 50% albo trochę mniej w sondażach, trochę jej spada, kiedy Kaczyński nałże, ale potem rośnie, kiedy przegra w sądzie. Tusk wygłasza orędzia, Komorowski wygłasza swoje; ble, ble sączy się sennie z telewizorów, red. Lis z Gugałą nie zapraszają polityków, którzy właśnie odeszli do lamusa historii, ale spokojnie i na luzie w gronie własnym lub „polityków odpowiedzialnych”, ze swadą i kulturą antycypują to, co się stać musi, a wysoka frekwencja przy 30% głosach nieważnych, bo „pisory” nigdy się nie nauczą, że jeden krzyżyk to jeden, oddaje władzę absolutną Platformie, no może dla przyzwoitości i dla ukłonu dla „ludności” „terenów niezurbanizowanych” przyozdobionej panem Waldemarem.

I gdzieś coś w sierpniu pękło, posypało się i wymusiło całkowite przemeblowanie sytuacji. Ten widoczny gołym okiem brak profesjonalizmu w działaniach obozu władzy świadczy tylko o jednym – cała kampania wyborcza nie była planowana w żaden sposób (bo po co?), a jak się okazało, ze jednak będzie, i że rzeczywiście trzeba ją wygrać przy urnie, to na gwałt zamawiano „wiarygodne sondaże”, a po pozyskaniu wiedzy o ich obrazie, „coś” próbowano zrobić. Jak wiemy, nie wyszło. A kiedy nie wyszło, to trzeba już było na chamiaka, po całości...

I ten strach, dziwne, nienaturalne ruchy i wypowiedzi różnych ludzi, nerwowe reakcje, zaszczute twarze i oczy, w niczym nie pasujące do konwencji wyborczej procedury. Bo wybory się wygrywa lub przegrywa, za cztery lata są następne, więc skąd aż taka panika?

Wczoraj wieczorem włączyłem sobie dla odprężenia film „GoodFellas”, znany nam wszystkim film gangsterski w znakomitej obsadzie, i obejrzałem go do momentu, w którym Ray Liotta rozmawia z wysokim oficerem „Narc” o zabezpieczeniach jakie uzyska w formie programu ochrony świadków, jeśli pójdzie na całość i zacznie sypać kolegów-bandytów.

Potem poszła trakcja elektryczna w okolicy (spisek) i nie obejrzałem do końca, ale to co obejrzałem wystarczyło. To jest dokładnie ten sam klimat; ten sam zaszczuty wygląd twarzy, trzęsące się dłonie, bezradność i strach... Myślę, że w filmie można by bez szkody dla niego samego zamienić De Niro i Liotte z Gugałą i Lisem, i zostałby obsypany takim samym deszczem nagród, a może i większym? Byłoby może dużo bardziej prowincjonalnie, ale skoro są udane filmy tego gatunku rozgrywające się Paragwaju, dlaczego nie?

No dobrze, ale zadajmy fundamentalne pytanie: „O co chodzi”?

Co walnęło, aż się urwało?

Mój typ to sprawa, która za zgodnym porozumieniem mediów głównego nurtu – a muszę tutaj stwierdzić, że presja była widocznie na tyle duża, że dosięgnęła (niestety) i mediów obywatelskich, miała zniknąć z radarów. Jaka sprawa? Sprawa Smoleńska. Cała para idzie na jej przykrycie a to Angelą Merkel (łatwiej, bo duża), a to pistolecikiem (trudniej, bo mały). Do tego kompletnie niezrozumiała dla mnie próba zastąpienia Tuska wcześniej już skazanym na odstrzał Palikotem, dużo za późno i dużo po fakcie. Ludzi widzą i pytają, kto będzie ratował Polskę przed nadciągającym tsunami? Premier Nowicka, z Ministrem Spraw Zagranicznych Nowicką, Minister Spraw Wewnętrznych Nowicką, Ministrem Edukacji Liroyem, Edwardem Ąckim w roli Ministra Spraw Wewnętrznych? To jest humbug – dziecię desperacji.

To jest skutek, a nie przyczyna.

Pani Małgorzata Puternicka (1maud), działająca w imieniu Stowarzyszenie Rodzin Katyń 22010 otrzymała interesujące pismo (podkreślenie moje):

Dear Ms Puternicka,

Thank you very much for your email of 27 July to High Representative of the Union for Foreign Affairs and Security Policy and Vice-President of the European Commission Catherin Ashton on behalf of the Association of the victims’ families of the air crash in Smolensk and for the detailed documentation you sent earlier in July.

 The EEAS services are currently studying this detailed documentationand shall revert back to you should they have comments or suggestions in the coming weeks.

 Best regards,

 Sven-Olov Carlsson

Acting Head of Division

European External Action Service

Directorate for Russia, Eastern Partnership, Central Asia, Regional Cooperation and OSCE

Russia Division

Rue de la Loi 170, 1046 Brussels

Jeśli studiują dokumenty wyprodukowane przez komisję Millera, to nie mogą nie dojść doi wniosku, że opracowywanie trajektorii lotu na podstawie amatorskich zdjęć wykonanych aparatem przy użyciu obiektywu o nieznanej ogniskowej jest pewnym istotnym “novum” w historii badania trajektorii lotów. Ponieważ są tam specjaliści, to nie sądzę, żeby dali przekonać się, że samoloty zachowują się jak motyle. A list przeczy zapewnieniom tercetu Anodina-Tusk-Miller, że sprawa jest zamknięta

To jeden trop. Trop drugi.

Znalazłem na blogi Martynki (http://martynka78.salon24.pl/) bardzo ciekawą prezentację opartą o słynny filmik Koli. Wiem, do filmu Koli należy podchodzić ostrożnie. Niemniej polska prokuratura, która uznała za stosowne uznać ten film za „dowód w sprawie”, a po badaniach wykluczyła „naruszenie ciągłości zapisu” i „ingerencje”, a skoro tak to będzie, końcem końców, musiała przepprowadzić analizy i odpowiedzieć na pytanie, co na nim jest, co to za przedstawienie, co to za akcja i czyja. Po tej prezentacji nabieram głębokiego przekonania, że na filmie Koli, cokolwiek tam jest albo i nie jest, ze stuprocentową pewnością zarejestrowano proces przenoszenia dużych elementów przypominających fragmenty samolotu z jednego miejsca w drugie. Kiedykolwiek ten film zostałby albo i nie zostałby wykonany, źle wróży. Jeśli, jak twierdzi autor opracowania w ślad za powszechnym przekonaniem: 3-5 minut po tragedii, jaka tam miała nastąpić, i przed przybyciem – co wiemy z raportów, jakichkolwiek służb ratunkowych, to jest to bardzo zła wiadomość dla Premiera Putina i podległych mu służb; jeśli (na przykład) dzień wcześniej – jeszcze gorsza.

Zresztą, sami państwo zobaczcie:

No i trzecia rzecz, moim zdaniem istotna. Otóż w zeszłą sobotę byłem na licznym party, poświęconym urodzinom. Różni ludzie byli, a że moje miasteczko jest otoczone lotniskami, więc zawsze przy takich okazjach pojawiają się ludzi z branży. I to tym razem ja zostałem zapytany o niejasności związane z przebiegiem katastrofy smoleńskiej, bo „w branży się mówi...”

Trzeba w tym momencie przypomnieć, co się mówi, bo nigdy nie dość przypominania rzeczy najistotniejszych:

http://fotoszop.salon24.pl/349196,wywiad-z-prof-wieslawem-binienda

Wydaje się, że po przyłączeniu się do „zadziwień” prof.prof. Nowaczyka i Biniendy speców z Boeinga, zaczyna się robić coraz głośniej.

Musi być jakieś wyjście z tej, przyznajmy, niezręcznej sytuacji...

A może takie jakie zaproponował p. Janusz Korwin-Mikke, a ja gorąco polecam, żeby pana Janusza słuchać, bo on czasami proponuje rzeczy interesujące, zwłaszcza w chwilach przełomu i zazwyczaj dba o precyzję języka, więc jeśli mówi 90%, to mówi, przy czym nie traktowałbym wypowiedzi pana Janusza jako analizy, ale raczej jako propozycję gambitu z dodaną, odpowiednią narracją:

 

I czy - tak sobie mniemam, wczorajsze enuncjacje Bronisława podczas spotkania na łące były efektem tej próby jakiegoś tam rozwiązania nabrzmiałego problemu?

No ale według tego scenariusza pewna grupa osób w Polsce może się właśnie poczuć jak postać grana przez De Niro w filmie GoodFellas, kiedy dzwoni do rodziny Gambino, żeby się dowiedzieć, czy Tommy „is bein' made”, czyli czy został przyjęty w rodzinne szeregi. „He’s gone” słyszy w odpowiedzi i wie, że i jego dni są policzone.

 

 

 * Gra słów w oparciu o wyrażenie zaczerpniete ze slangu. "Someone is being made a family member" - "Someone is getting made into a corpse"

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (122)

Inne tematy w dziale Polityka