Najbliższe miesiące zadecydują o kierunku dalszego rozwoju Polski na lata. Tuż po żałobie narodowej przyszły kształt polityczny Europy wydawał się być przesądzony. Postępujące integracja wewnątrz samej Unii, i pogłębiające się związki Unii z Rosją, których motorem napędowym były Niemcy, a Polska poligonem doświadczalnym. Donald Tusk przyswajał sobie nauki Angeli Merkel, a polski korpus dyplomatyczny nauki Siergieja Ławrowa. Sprawa smoleńska była arcyboleśnie prosta, a opozycja sparaliżowana ogromem straty, ale również zdaniem sobie sprawy z oczywistego faktu, że pomimo dostępu do olbrzymiej ilości nieznanej wcześniej wiedzy o mechanizmach, strukturach i zależnościach, nie była w stanie choćby nawet w przybliżeniu przewidzieć zakresu i możliwości tych struktur i mechanizmów, oraz odtworzyć mapy tych zależności.
Dodatkowo miała małą wiedzę o swoich własnych strukturach skoro w najważniejszych politycznie momentach ze statku odpływały szalupy ratunkowe zabierające bądź spanikowanych, bądź tych których odwołano z „placówki”. Wielki wysiłek odbudowy służb wywiadu i kontrwywiadu, jakkolwiek nie byłby warty podkreślenia i docenienia, zakończył się 10 kwietnia 2010, bo państwo ponownie nie miało ni oczu ni uszu. Zginęli kluczowi ludzie – mózg polskiej armii, i ten fakt zapisuje się na konto formacji wojskowych.
Klimat się zmienia, to fakt, ale źródła tej zmiany nie tkwią w Polsce. Ktoś nakleił sobie na drzwiach zdjęcie azjatyckiego satrapy, i mruknął: „you, you son of the bitch, you are a dead man!”. A cała reszta to pochodne. Reprezentujący rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych Aleksander Łukaszewicz obwieścił swoje zastrzeżenia wobec zwołanej z inicjatywy Francji na 24 lutego 2012 roku konferencji w Tunisie, do której przyłączyły się kraje europejskie i arabskie zaangażowane w rozwiązanie konfliktu w Syrii.
„Nie znamy planu spotkań i nie wiemy, kto jest zaproszony” pożalił się. Otóż wiecie, kto nie jest – wy nie jesteście. „Niezaproszenie oficjalnych władz z Damaszku oznacza, że na konferencji reprezentowana będzie tylko opozycja, a cała konferencja będzie służyła wypracowaniu metod pomocy jednej tylko stronie”. Dokładnie tak, Aleksandrze, tak właśnie będzie – po Sadamie, Kadafim, Mubaraku zniknie kolejny wychowanek „arabskiego socjalizmu”. Nie wiem, czy był to socjalizm z ludzką twarzą, ale na pewno z garbem sowieckich służb specjalnych i z budżetem obciążonym koniecznością realizowania zakupów w rosyjskim Ministerstwie Obrony Narodowej.
Możecie się żalić, ale przecież zamiast wyjeżdżać na konferencje powinniście siedzieć na pupie, Aleksandrze, bo nie tylko, że wam po Moskwie maszerują co miesiąc setki tysięcy ludzi, to w ciagu jednego lutowego tygodnia straciliście siedemnastu ludzi na pograniczu dagestańsko-czeczeńskim; w Abchazji ktoś ostrzelał przy użyciu granatników i broni maszynowej waszego własnego muppeta (a gdzie było FSB, się pytam?), a w Osetii Południowej zwyciężczyni wyborów prezydenckich, pomimo pobicia i internowania w szpitalu udziela wywiadów coraz to prężniej działającym wolnym mediom.
Został Iran, ale wszystko wskazuje na to, że nie na długo. Skąd Iran ma broń masowego rażenia? „Zajumał z Bagdadu tuż przed amerykańskim atakiem, który nastąpił w celu jej wykrycia i przechwycenia w Iraku” brzmi najprostsza odpowiedź. Gdzie powędruje dalej? Tam, gdzie będzie absolutnie niezbędny.
W takich chwilach, „gdy wiatr historii wieje”, sami wiecie, co dzieje się z portkami pętaków. Nowe rozdanie w działaniu i wielka niewiadoma. Ci, którzy myśleli, że obstawili na czarnego konia, zostali z kucem; a „nowe” przyjdzie i wskaże na swoich przyjaciół. Wrogów zostawi nam do wykończenia. Waląca się w posadach Unia Europejska (zwróćcie uwagę jak rynki finansowe zareagowały na wielki rzekomo sukces, jakim był grecki „bailout” – obniżeniem ratingu, a to znaczy, że może jeszcze raz uda się zmusić frajerów, żeby oddali część długu Grecji niemieckim i francuskim bankom, ale potem finito), i przygotowania do wymiany ekipy na Kremlu, spowodowały faktyczne „przestawienie wajchy” w polskich mediach, a to one są przecież głównym ośrodkiem władzy, kreując na „mężów” bądź „strącając z piedestałów”. Nie ma i nie było od 28 września 1939 roku czegoś takiego jak polska polityka międzynarodowa. Są wypadkowe polityki niemieckiej, rosyjskiej lub amerykańskiej. Już raz kiedyś zadeklarowałem, ale powtórzę: wybierając pomiędzy rosyjsko-niemiecką rampą przeładunkową, a amerykańską bazą wojskową z całym zapleczem militarnym, logistycznym, ale również rozrywkowym i kulinarnym, wybieram to drugie. Ale to drugie nie może być kresem aspiracji, ale środkiem wiodącym do celu, jakim jest odbudowa państwa.
„Nowe” pobudziło do działania dotychczas pogodzone z losem formacje polityczne, które przestały zwalczać jedynego, polskiego sojusznika Ameryki (ktoś coś słyszał?), bo zajęły się zwalczaniem nowo-narodzonego sojusznika Ameryki w Polsce, który obok europejskich bankrutów przyłączy się w ramach pierwszego „podlizu” do antyirańskiej (i antyrosyjskiej) demonstracji siły na pustyni Negev.
Ten i inne gesty naszego politycznego Pelego spotkały się ze zrozumiałym oburzeniem w środowisku przyjaciół generała Petruszewa (on woli siatkówkę), bo odebrane zostały jako ewidentne działanie piątej kolumny i chęć uratowania własnego tyłka, stąd nikt już nie strzela w PiS, wszyscy walą w Tuska, bo teraz to on jest niebezpieczny.
Zachęcony wezwaniem do rysowania granic zamierzam to robić konsekwentnie, również w sprawie smoleńskiej, która przestała być jedynie kolejnym narodowym, roztrząsanym nieszczęściem, a stała się narzędziem geopolityki z przełożeniem na przyszły układ polityczny w Polsce.
Jaka jest prawda o Smoleńsku? Tę znają w Waszyngtonie, Moskwie, i paru innych stolicach. My mamy dwie hipotezy. W następnej odsłonie postaram się odpowiedzieć na pytanie, jakie skutki w polityce międzynarodowej i wewnętrznej może mieć przyjęcie każdej z nich za udowodnioną, a w tego rodzaju analizach – jak sądzę, kryje się odpowiedź na pytanie o powstanie kompletnie niezrozumiałego sporu, z całym tym koncertem na falsety, basy, tenory, soprany, alty, przy akompaniamencie trąb, trąbek i trombit.
Inne tematy w dziale Polityka