Helena T. Helena T.
3684
BLOG

Rok 2014 – rok upadku Tuska i Kaczyńskiego

Helena T. Helena T. Polityka Obserwuj notkę 258
 
Dwa najbliższe lata będą latami wyborczymi, zatem możemy spodziewać się intensywnej walki pomiędzy partiami o nas – wyborców. O ile nie mam nic przeciwko temu, aby partie i ich liderzy walczyli o nas (w tym – o mnie), o tyle uważam, ze obecni liderzy dwóch najważniejszych partii, Donald Tusk i Jarosław Kaczyński, mają w tych staraniach stosunkowo małe szanse.

źródło: wp.pl
(źródło wp.pl)
 
Donald Tusk był genialnym dzieckiem polskiej polityki. Zaczął wcześnie i zaszedł bardzo daleko. Jako lider Platformy Obywatelskiej mądrze, sprytnie i bardzo długo zarządzał organizmem partyjnym, zaś pod względem PR-owym, np. w swoich wystąpieniach do narodu, był jednym z najlepszych polityków w Polsce (choć przyznajmy, nie miał tu jakiejś wielkiej konkurencji). Udało mu się zintegrować wokół Platformy dużą część polskiej inteligencji i klasy średniej, tej proeuropejskiej, o umiarkowanych poglądach i temperamentach, próbujących pielęgnować, po latach komuny, naszą małą stabilizację.  Walki wewnątrz Platformy odbywały się elegancko i były wyciszane, odejście Płażyńskiego czy Olechowskiego nie było roztrząsane publicznie, wielkiego skandalu nie było nawet wokół  odejścia Zyty Gilowskiej czy Pawła Piskorskiego.
 
Polityka Donalda Tuska, prowadzona według zasady „i Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek” spowodowała, że udało się zgromadzić wokół Platformy elektorat począwszy od lewicującego (ale zbrzydzonego komuną i postkomuną), a skończywszy na umiarkowanie prawicowym, katolickim lecz antyradiomaryjnym.  Umiejętnie umiał też Tusk wykorzystać lęk swoich nastawionych na stabilizację  wyborców  przed radykalizmem Kaczyńskiego. To straszenie PISem nakręcało Platformie wyborców przez lata. Ten czynnik obecnie właśnie przestaje działać, szczególnie kiedy cichnie  nieco temat Smoleńska. Jeśli Macierewicz w zamian za wiceprezesurę ostatecznie złoży broń w sprawie Smoleńska, zaszkodzi głównie Tuskowi.
 
Dla efektu PR-owego (bądź ze szczerej potrzeby serca…) Tusk wprowadził wewnątrz swojej partii czytelne i publicznie prezentowane mechanizmy demokratyczne, z wyborami szefa partii, władz regionalnych i kandydata na prezydenta. I między innymi to go zgubiło. Nagłośnienie walk wewnętrznych i ukazanie ich nieuczciwości, oraz zmiana retoryki Tuska zmieniły jego publiczny obraz z wizerunku równego gościa, demokraty rządzącego z stylu zachodnim, na wizerunek starzejącego się autokraty, wymagającego posłuchu i otaczającego się potakiwaczami. Uzyskanie przez Gowina 20% w wyborach wewnętrznych wśród delegatów  Platformy oznacza, że wśród elektoratu Platformy może liczyć na więcej, jakąś jedną trzecią? Z kolei publiczne czołganie się Schetyny u stóp Tuska, przy nieprzejednanej postawie pana i władcy (a do niedawna – przyjaciela), przyczyniło się do dalszej zmiany wizerunku Tuska.

Obecnie Tusk znalazł się w sytuacji każdego autokraty w fazie schyłkowej – nie ma partnerów do rozmowy wewnątrz własnej formacji, zaś tym potakującym tak do końca nie wierzy, i boi się nawet wychylić podawany mu przez nich kielich trunku, bo to przecież może być trucizna.

(źródło wp.pl)

 Jarosław Kaczyński nie jest bynajmniej w dużo lepszej sytuacji, mimo rosnących sondaży. Jarosław Kaczyński (wraz ze swoim ś.p. bratem) zupełnie inaczej budował swoją partię niż Tusk, pozycja Kaczyńskiego jako lidera była od początku oczywista i niekwestionowana. Zakładając PIS, był już doświadczonym politykiem, który niejedno widział, a starcia z Wałęsą boleśnie nauczyły go, jaką siłę może mieć lider, nawet jeśli sam nie jest postacią wybitnie wielkiego formatu. Kaczyński zgromadził wokół PISu elektorat prawicowy, katolicki, narodowy, z czasem przyciągając też (swoją socjalną retoryką) elektorat generalnie niezadowolony z przemian po roku 1989. Przywództwo Kaczyńskiego wewnątrz PISu praktycznie nigdy nie było podważane, Kaczyński mógłby spokojnie zgodnie z prawdą powiedzieć: Partia to ja.
 
Retoryka Kaczyńskiego, i retoryka PISu, jest generalnie negatywna. To partia bardziej nastawiona na krytykę niż budowanie, na karanie niż nagradzanie, już sama nazwa zawiera w sobie element oceniania i rozliczania ludzkich i obywatelskich  działań. Sam Kaczyński zaś w swoim wizerunku wielokrotnie wahał się pomiędzy wizerunkiem dobrodusznego starszego pana, inteligenta z Żoliborza, mądrego i sprawiedliwego, który rozwiąże wszelkie problemy i odda wszystkim co im się należy, a wizerunkiem mściciela, który zmiecie z polskiej polityki uzurpatorów i w końcu wprowadzi ład i porządek – jedyny, prawdziwy, prawy i sprawiedliwy. Podobne wahania widać w stosunku Kaczyńskiego do katastrofy smoleńskiej. Z jednej strony – lansowanie hipotezy zamachu, powołanie zespołu Macierewicza i wspieranie jego nawet najbardziej ośmieszających działań (jak konferencja prasowa z nieoczekiwanym skype’owym udziałem widzów), z drugiej – powracające wyciszanie sprawy i podkreślanie własnego  umiarkowanego i racjonalnego do niej podejścia.
 
Obecnie Kaczyński znalazł się w nieco podobnej sytuacji, co Tusk, choć doszli do tej pozycji inną drogą. Kaczyński jest sam. Najzdolniejsi, kreatywni i odważni ludzie opuścili PIS w kilku kolejnych turach, odszedł nawet „trzeci bliźniak” (podszczuwany przy okazji prywatnymi tematami). Dla narodowego elektoratu PIS przestaje być wystarczający, budzą się do życia ruchy skrajnie narodowe. Umiarkowany elektorat zaś boi się paranoi smoleńskiej, brzozy, sztucznej mgły  i ożywiającego co jakiś czas ofiary katastrofy Macierewicza.
 
Trzeba przyznać, że jak na lidera, który przez tyle lat nie wygrał żadnych ogólnokrajowych wyborów, pozycja Kaczyńskiego i tak nie jest zła. Większość liderów w tej sytuacji już nie byłaby liderami. To jedynie potwierdza tezę, że PIS to Kaczyński, a Kaczyński to PIS. Obecnie Kaczyńskiemu przybył, poza narodowcami oraz partyjkami postPIS-owymi, nowy konkurent w postaci Gowina. I tu Kaczyński będzie musiał rozwiązać poważny dylemat: czy próbować zniszczyć tę rywalizującą o zbliżony elektorat partię, czy przyjąć do wiadomości, że koalicja z Gowinem to być może jedyny sposób, aby jeszcze raz nacieszyć się władzą. Co więcej, oba te rozwiązania wiążą się z ryzykiem dalszego osłabienia pozycji Kaczyńskiego.
 
 
Zarówno Tusk jak i Kaczyński są wypaleni. Obaj są już narkotycznie uzależnieni od swojej przywódczej pozycji, i obaj nie mają następców. O ile jednak Tusk ma inne opcje dalszej kariery (np. UE), o tyle Kaczyński nie ma nic do stracenia. Ciekawa jestem, który z nich wejdzie w rok 2015 jako lider ugrupowania mającego wynik w sondażach na poziomie minimum 25%. Może być ciekawie…
Helena T.
O mnie Helena T.

` ` .

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (258)

Inne tematy w dziale Polityka