John Corapi urodził się w 1947. roku i wychował się w małym miasteczku Hudson, 200 km na północ od miasta Nowy Jork. Jako nastolatek wstąpił do armii, do Zielonych Beretów, z myślą o wyjeździe do Wietnamu. Na skutek kontuzji odniesionej podczas treningu został przeniesiony do pracy administracyjnej i wysłany do Niemiec. Po odbyciu służby wojskowej ukończył studia na wydziale biznes i administracja prestiżowego Pace University w Nowym Jorku i wyjechał z przyjacielem swego ojca do Las Vegas. Tam zaczął pracować jako doradca finansowy kasyna Tropicana. Później zabrał się za politykę, związał się z gubernatorem stanu Nevada, otrzymał pracę polegającą na kontroli finansowej kasyn. Poznał wtedy wiele bogatych i wpływowych osób.
Gdy promujący go gubernator przegrał kolejne wybory, John stracił pracę. Wyjechał więc do Los Angeles. Był to okres wielkiego boomu na rynku nieruchomości. John Corapi zadzwonił do firmy pośrednictwa handlu nieruchomościami, wybierając tą, która miała największą reklamę w gazecie którą oglądał. Dostał pracę szeregowego agenta, brokera, a kilka miesięcy później był już wiceprezydentem tej firmy.
John zaczął zarabiać poważne pieniądze i poznawać słynnych i bogatych. Zamieszkał w penthousie, domku na dachu wieżowca w Beverly Hill, z widokiem na pole golfowe. Kupił czerwone Ferrari, zaczął bywać na imprezach z udziałem aktorów. Na jednej z nich przysiadła się do niego pewna aktorka, otworzyła małą złotą torebkę i powiedziała do niego: „Przedstawiam ci moją najlepszą przyjaciółkę, kokainę…”
Jakiś czas później jechał 250 km/h do Las Vegas, swoim Ferrari, ze znaną aktorką. Sam już regularnie zażywał narkotyki, wydając na nie w pewnym okresie, w tamtych czasach, ponad dziesięć tysięcy dolarów tygodniowo. Nowy samochód średniej klasy kosztował wtedy trzy tysiące. Zatrzymała ich policja. Zrobili blokadę autostrady, bo nie mogli go dogonić. Pierwsze, co usłyszał po zatrzymaniu to: „proszę otworzyć maskę silnika”. Na nogach z waty poszedł do bagażnika, wiedząc, że ma tam tyle kokainy, że gdy ją znajdą, do końca życia nie wyjdzie z więzienia. Policjant jednak go skorygował: „Silnik, nie bagażnik”. Okazalo się, że policjantów interesował silnik Ferrari, nie to, co ma w bagażniku. Pogrozili mu palcem, poprosili, żeby zwolnił i pozwolili jechać.
Obracając się w wyższych sferach Beverly Hills John znał także policjantów. Pewnego razu zadzwonił do niego jeden ze znajomych inspektorów, podając mu adres, gdzie znaleziono młodą dziewczynę. To była dziewczyna z jego rodzinnego miasteczka. Parę lat wcześniej, gdy odwiedził mamę w Hudson, prosiła go, by ją zabrał do Kalifornii. Nie miała jeszcze nawet szesnastu lat, ale była atrakcyjna, zgrabna i wierzyła, że zrobi karierę aktorki. John wprowadził ją na jedną, czy dwie imprezy i potem ich drogi się rozeszły. Aż do tego telefonu. Znaleziono ją martwą, w śmietniku, na zapleczu jakiegoś nocnego klubu, gdzie, jak się okazało, pracowała jako prostytutka. Potrzebowała pieniędzy na narkotyki, a gdy ich nie mogła uzyskać, została zamordowana.
John był na tej imprezie, na której zaczęła się ostatnia noc Johna Belushi, aktora, który zmarł z przedawkowania narkotyków. To było „jego towarzystwo”. Byli niemal rówieśnikami i mieli podobny problem. Corapi co prawda nie umarł, ale szybko stracił wszystko: Przyjaciół, mieszkanie, samochód, pieniądze. Jakiś czas przebywał w wojskowym szpitalu psychiatrycznym, a potem zamieszkał na ulicy. Z penthausa przeniósł się na ławkę do parku.
Jego matka nigdy nie przestała się za niego modlić. Straciła już jedno dziecko, młodszą córkę, która uciekła przez okno ze swego pokoju, by iść na mecz szkolnej drużyny footballowej, mimo zakazu mamy. Wracając po meczu, z kolegami, w ich samochodzie, zginęła w wypadku. Matka namawiała teraz Johna na powrót do domu, ale on, z wielu względów, nie chciał. Na pewno wstyd, problemy ze zdrowiem, niemożność poradzenia sobie z życiem, które wyniosło go na szczyty i zrzuciło na samo dno rynsztoka. Mama przysłała mu obrazek a Matką Boską i z prośbą, by codziennie odmówił choć jedną modlitwę „Zdrowaś Maryjo”. John, wychowany w katolickim domu, po dwunastu latach chodzenia do katolickiej szkoły, wspominał później, że musiał czytać tą modlitwę, wydrukowaną z tyłu obrazka. Nie pamiętał słów.
W końcu zdecydował się na powrót. Mama kupiła mu bilet w jedną stronę. Po kilku kolejnych miesiącach poszedł do spowiedzi. Pierwszej od ponad dwudziestu lat. Gdy skończył spowiedź, stary ksiądz, dając mu rozgrzeszenie, spojrzał na zegarek i rzekł zdumiony: „Piętnasta. Zadziwiające są drogi Miłosierdzia Bożego!” John Corapi odpowiedział: „Ojcze… jeszcze jedno. Myślę, że Bóg mnie wzywa do kapłaństwa…myślę, że chciałbym zacząć naukę na księdza…”
26 maja 1991 roku ojciec Corapi został otrzymał święcenia kapłańskie w Bazylice św. Piotra w Rzymie, z rąk papieża Jana Pawła Wielkiego. Gdy następnego dnia odprawił swą pierwszą Mszę, na ołtarzu nad grobem Świętego Piotra, po Mszy usłyszał głos: „Ojcze… czy mógłbym się wyspowiadać?” –Tak… -pomyślał ojciec John. Teraz ja mogę innym odpuszczać grzechy… Jego pierwsza spowiedź, jakiej wysłuchał zaczęła się od słów: „Ostatni raz spowiadałem się trzydzieści lat temu…” Trzy lata później prowadził misje w parafii niedalekiej rodzinnego miasta. Pierwszy raz jego ojciec przyszedł go posłuchać. Po porannej Mszy zapytał, czy ma chwilę czasu dla swego "starego". John myślał, że pyta o wspólne śniadanie, ale tata poszedł z nim do zakrystii, uklęknął i zaczął mówić: "Ojcze, ostatni raz byłem do spowiedzi pięćdziesiąt lat temu. Od tego czasu obraziłem Pana Boga...."
Ojciec Corapi jest dziś chyba najbardziej znanym kaznodzieją w Stanach Zjednoczonych. Ma niesamowity dar mówienia prostym językiem prawdy. Nagrał setki wykładów, konferencji, kazań, przemów, gdzie naucza katolickiej, ortodoksyjnej wiary. Przez lata przemierzał Stany wzdłuż i wszerz, głosząc Słowo Boże we wszystkich stanach i w wielu innych krajach. Kłopoty ze zdrowiem nie pozwalają mu już na to i w tym roku miał tylko jedno publiczne wystąpienie, na konferencji „Pan i Dawca Życia” w Buffalo, na którą przybyło kilkanaście tysięcy osób. Nagrywa także nowe programy w studio, w stanie Montana, gdzie przebywa w pustelni, na odludziu, z dwoma psami, za zgodą przełożonych jego zgromadzenia.
Ojciec Corapi ma swój kanał na youtube, gdzie każdy może sobie go posłuchać. Niestety nie znam żadnych jego kazań tłumaczonych na polski. Można go także posłuchać w radiu EWTN, każdego dnia o północy czasu nowojorskiego, (czyli o szóstej rano w Polsce), a także w sobotę o 21. Jest także w TV, gdzie można zobaczyć jego cykl wykładów na temat nauczania Katechizmu Kościoła Katolickiego.
Niesamowita postać i niesamowity przykład Bożego Miłosierdzia w działaniu. Pokazujący nam także i to, że czasem musimy wszystko stracić i dosłownie wylądować na ulicy, by usłyszeć głos Boga. Bogactwo, pieniądze, sława – to nie jest błogosławieństwo. Bardzo często jest odwrotnie. Błogosławieni ci, o których mówił Pan Jezus w ostatnią niedzielę. Cisi, ubodzy w duchu, ci, co się smucą… Tak trudno nam to czasem zrozumieć. Dlatego tak dobrze się słucha ojca Corapi, bo on nie teoretyzuje. On to przeżył i jak on to nam powtarza, to można mu wierzyć.
Świadectwo ojca Corapi:
Komentarz ojca Corapi na temat skandalu w katolickim Uniwersytecie Notre Dame, który uhonorował przezydenta Obamę:
Inne tematy w dziale Kultura