Homocon Homocon
219
BLOG

Tusk pragnie być demiurgiem

Homocon Homocon Donald Tusk Obserwuj temat Obserwuj notkę 1
Dziś Donald Tusk musi myśleć intensywnie nad tym jak nie zostać premierem po przyszłorocznych wyborach.

Ostatnie sondaże polityczne publikowane choćby na łamach Wpolityce.pl mówią nam to co już wiemy; to do czego należy już z wolna się przyzwyczajać jako do niezaprzeczalnej przyszłości politycznej. I tak PiS wygrywa, lecz nie wygrywa, bo wygrać może, tylko gdy wygra arytmetycznie. Gdy przekroczy wielkość 230 głosów w sejmie, która to liczba jest być lub nie, która to liczba tworzy rządy, mianuje premierów, ministrów. A do jej osiągnięcia PiS-owie daleko i coraz dalej. I ani wojna na Ukrainie, ani niebezpieczeństwa geopolityczne, ani udana obrona przed podjazdami Łukaszenki już większej ilości nie przekonały i nie przekonają.

Bo nawet nie chodzi o to, że te 35 czy trochę więcej % nie może dać PiS-owi upragnionej liczby, lecz że rozproszenie polityczne społeczeństwa jest dziś głównym czynnikiem twórczym. PO jest już partią średnią i do dawnej wielkości nie powróci. Gdyby to tylko elektoraty tych dwóch partii się mierzyły, a reszta Polski posnęła, to PiS wygrywa, jego zwolenników jest jednak o te 10 procent więcej. Lecz za dwoma najsilniejszymi partiami ciągnie się ogon stronnictw, które nie chcą dać się ściągnąć poniżej magicznego poziomu 5%, który oznacza wegetację polityczną.

To rozproszenie co ciekawe nie jest tylko charakterystyczne dla Polski, lecz jest jakimś znamieniem współczesnej polityki demokratycznego świata. Upadły potęgi CDS, SPD, brytyjskich Konserwatystów i Laburzystów, rozsypały stronnictwa włoskie. Teraz mówi się o przyszłych rządach aż trzech nienawidzących się przecież serdecznie włoskich partii prawicowych.

Dawniej w każdym z krajów były wyraźne dwa obozy – umownej prawicy i lewicy, pomiędzy którymi wybierało się a wybór ten teoretycznie niósł ze sobą kolosalne i całościowe zmiany. Dziś to rozproszenie to tak efekt zagubienia, utraty wizji dominujących niegdyś graczy, ale też słabości tych, co pozostali. Bo wybór nawet najbardziej zagorzałego antyglobalisty nie zmieni nic w uzależnieniu od globalnych potęg, a pewnie wedle zwykłego prawa paradoksu to uzależnienie zwiększy; wybór największego antyprogresisty nic nie zmieni w nawarstwianiu się skokowych zmian społecznych. Wybór jest większy, zdaje się, ale pozorny, krótkotrwały, nieefektywny.

W Polsce tez już wielkie narracje zmalały, podcięto im skrzydła. Ani tu wielkiej koncepcji ludowej czy liberalnej, etatowy socjalizm i etatowy konserwatyzm. Tak rzeczy głębokie, podskórne jak i przygodne, osobiste, typowo polityczne zdecydują, że nie będziemy mieli od przyszłego roku stabilnego rządu. Choć i ze stabilnością obecnego jest przecież nie najlepiej. Większość trzyma się dzięki pozbieranym głosom, które - o ile sondaże dla rządzących się nie zmienią, zaczną się na nowo rozchodzić. Bo przecież wielu posłów, tak pojedynczych i z kół sejmowych bez imienia, związało swoją polityczną przyszłość, teraz mglistą, ze słabnącym PiS. Jak tylko konflikt na Ukrainie przejdzie w stan „na wschodzie bez zmian”, na powrót wrócą tematy bardziej lokalne. Energia, inflacja. A rząd postępujący tak niedbale, tak nieuważnie, jak przysłowiowy duży zwierz w składzie ze sprzętem kruchym, nie może już przekonać nawet Jarosława Kaczyńskiego a co dopiero wyborców, że panuje nad sytuacją. Skoro nawet wielu posłów obecnej partii rządzące nie przejdzie przez wyborcze ucho igielne to co dopiero zrzeszeni i sojusznicy. Czas szukać szalup, panie i panowie.

Arytmetyka rządząca wszystkim wskazuje nam następujące scenariusze: PiS rządzi w koalicji, PiS rządzi rządem mniejszościowym, PiS traci władzę. Drugi scenariusz od razu trzeba zauważyć, oznaczać będę tylko przedłużenie agonii. Co do pierwszego z najnowszych sondaży da się stworzyć tylko układ z PSL lub SLD, obie partie mają coś od 20 do 40 kilku miejsc. Jeśli szefostwo PiS przyjmie do wiadomości nieubłaganą utratę większości, to już dziś powinno starać się co najmniej sondować nastroje w PSL.

I takie podchody są oczywiście robione, co łatwo zauważyć w mediach. Kluczem ma być tu PSL-owski pragmatyzm. Lecz wiadomo, że pragmatyzm ten dla PSL nie wskazuje, by to PiS miał być pierwszym wyborem Ludowców. Za duże ryzyko. Wielokoalicja z PO i innymi pozwoli Ludowcom lepiej się ustawić, rozsiąść przy państwowym stole; od PiS może otrzymać tylko ochłapy i modlić się przy okazji, by ten nie wessał całego PSL. SLD to rzecz w gruncie rzeczy niemożliwa, elektorat nie wybaczy Czarzastemu takiego posunięcia. Konfederacja jest za słaba.

Ta sama arytmetyka sondażowa wskazuje jednak, że możliwa jest wspomniana wielokoalicja PO, SLD, PSL i Polska 2050. I determinacja tych partii, ich interes, oczekiwania wskazują, że podejmą one próbę stworzenia rządu, większościowego lub nie. Jest jeszcze rok, a pewnie i mniej (władza PiS do przyszłej jesieni się nie utrzyma) na przygotowanie. I tu jednak może zajść największa przeszkoda i ostatni ratunek dla PiS.

A na imię im: Tusk. Już sama czterogłowa koalicja musi być koszmarem dla szefa PO, a fakt że trzy pozostałe partie będą miały prawie równą PO siłę głosów, musi oblewać go zimnym potem. Tusk pragnie jednego, na powrót stać się demiurgiem politycznym w Polsce.

Jako jeden z czterech, jako szef średniej partii w koalicji z trzema małymi, ale jednak niemalutkimi nie będzie mieć na to szans. A tu jeszcze trzeba przecież w 2025 r. obsadzić koniecznie – sobą samym lub kimś posłusznym Pałac Prezydencki. Sytuacja w 2023 r. która zapowiada się jako wyłącznie pogłębienie kryzysu ekonomicznego i pogorszenie sytuacji geopolitycznej to nie najlepszy czas na słaby rząd.

Donald Tusk musi dziś myśleć w perspektywie tych najbliższych lat: 2023 r. odsunięcie PiS od władzy lub jego dalsze osłabienia, 2025 r. wygranie wyborów prezydenckich, 2027 r. pełny powrót do władzy. Po najbliższych wyborach PO może się umocnić, lecz nie zapowiada się by była w stanie przejąć rząd. Dla szefa PO pytanie jest więc zasadnicze: czy jeśli po wyborach w przyszłym roku nie ma on szans objąć rządów w Polsce (koalicjanci nie zgodzą się na „premiera Tuska”, zresztą i on nie może chcieć być szefem rządu w takim układzie) to czy nie lepiej byłoby mu pozostać tylko liderem opozycji.

Rzecz jest oczywista: Tusk nie zostanie premierem po 2023 i tego nie chce. Będzie uciekał od tego. Dla niego dziś najważniejsze jest jedno: stać się jedynym wyborem dla anty-PiS-u, usunąć wszelką konkurencję i liczyć, że w następnej kadencji władza PiS wykrwawi się całkowicie, przygnieciona kryzysem, brakiem funduszy i walkami wewnętrznymi.

Z pozycji totalnego przeciwnika będzie mógł łatwo albo samemu objąć funkcję prezydenta (a należę do tych, co uważają, że taką ma ambicję) lub kontrolować kogo tam się wyśle (a Komorowskich nie brakuje). Władza nad Polską będzie więc przechodzić w ręce Tuska partiami. Jeśli przyszły rząd PiS będzie słaby, a takie są rokowania, to może przy przyspieszonych wyborach w ciągu 2-3 lat. Na tym etapie Tusk musi więc zadbać o jedno: aby SLD, PSL i Polska2050 osiągnęły jak najsłabszy wynik.


Homocon
O mnie Homocon

Zajmuję się głównie tematyką międzynarodową, polityką zagraniczną; z przekonań sceptyczny konserwatysta. Na salonie24 teksty o geopolityce, społeczeństwie, kulturze, felietony. https://twitter.com/azarzGrajczyski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka