Homocon Homocon
132
BLOG

Rok 2023 – czyli ponownie między Tuskiem a Kaczyńskim

Homocon Homocon Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Trzy niespodzianki, jakie się nie zdarzą, a jakie mogłyby zmienić krajobraz krajowej polityki, to: wspólna lista wyborcza, nowa formacja polityczna oraz zmiana lidera na opozycji.


1. Wspólna lista to fantom, który krąży od kilku lat na polskiej scenie politycznej. Promowana była szczególnie za przewodniczącego Budki, za którego marka Platformy była na tyle kiepska, iż wydawało się, że jedyne co może uratować PO to rebranding. Częściowo zrobiono to, połykając zanikającą Nowoczesną i kilka innym politycznych bytów, znanych wyłącznie politologom.

To, co przeszkadza dziś w tworzeniu takiej listy to z jednej strony oczywiste obawy mniejszościowych liderów przed wejściem w mariaż z Donaldem Tuskiem i skończeniem jak inni jego sojusznicy i współpracownicy w przeszłości, o których słuch (polityczny) zaginął; z drugiej to pozorna siła (i jednocześnie słabość) mniejszych formacji.

Gdy wróżyć z aktualnych sondaży Polska 2050, PSL i SLD mają prawie zagwarantowane wejście do przyszłego parlamentu (w przypadku tej pierwszej zależy też, jak się jej uda rozwiązać problemy prawno-finansowe). Każda z tych partii będzie mieć te, co najmniej, kilkanaście miejsc. Sojusz z PO, w wyniku którego mogą być całkowicie skonsumowane, zwyczajnie im się nie opłaca. Lepiej poczekać aż opadnie kusz wyborczy i dogadywać się mając policzone szable.

Ogłoszenie już teraz takiego ścisłego sojuszu może zakończyć ich samodzielny byt, bez jednak większej gwarancji odgrywania znaczniejszej roli w przyszłym Sejmie. Pouczająca może być tu historia partii Jobbik, która straciła znaczną liczbę mandatów, gdy wystartowała we wspólnej liście węgierskiej opozycji.

Jednocześnie wszystkie te partie są za słabe, aby PO musiała je traktować poważnie;  nie są znaczne na tyle,  że bez ich wsparcia nie będzie przyszłej koalicji. Przykładem może być tu dawna koalicja norweskiej Prawicy i Partii Postępowej (nazwa myląca), czy obecnie sojusz Szwedzkich Demokratów i Partii Umiarkowanej. Mniejszościowy partner jest na tyle silny, że nie można go ignorować.

Mówiąc w skrócie: mniejszościowe partie opozycyjne są zbyt silne, aby musiały się bać, że same sobie nie poradzą, ale zbyt słabe by mogły wymusić realną zmianę kursu dominującej na opozycji Platformy.

2. Gdy chodzi o druga sprawę, to oczywiście jest jeszcze czas na pojawienie się nowej formacji czy to na bazie polityków czynnych, czy kogoś „nieumoczonego”. Nowoczesna, o czym trzeba pamiętać, powstała na kilka miesięcy przed wyborami. Więc nawet jeszcze w maju czy czerwcu może na firmamencie zajaśnieć nowe ciało polityczne.

Nie da się do końca przewidzieć pojawienia się nowego Petru, Hołowni czy Kukiza. Sensem takich karier politycznych jest to, że są one „niemożliwe”, a jednak się zdarzają. Pojawiają się tu jednak dwie wątpliwości. Pierwsza jest taka, że Polacy mogli już się trochę uodpornić na „efekty świeżości”. Ciąg tych postaci (od Kukiza do Hołowni) oznacza raczej zanik, a nie wzrost zainteresowania politykami „spoza układu”.

Tak jak Petru był gorszym Kukizem, tak Hołownia wypada bladziej niż obaj poprzednicy. Dziś, gdybym miał stawiać na kogoś „nowego”, stawiałbym na Tomasza Lisa. Po ostatnich skandalach w Newsweeku, wejście do polityki to jego ostatnia szansa, aby odgrywać jakąś znaczniejszą rolę. Poza tym skoro rolę „niezależnego” odgrywa dziś już jeden Hołownia, to na scenie politycznej może nie być miejsca na kolejnego.

Ponadto trzeba pamiętać, że (pozorny i jak się zawsze okazuje krótkotrwały) sukces tych polityków i ich formacji był spowodowany, że wypełniali oni jakieś istotne nisze polityczne. Kukiz był bardziej prawicową PO lub tez „rozsądnym” PiS-em. Nowoczesna zagarnęła elektorat porzucony przez skręcającą w lewo PO, głosząc program liberalny gospodarczo. Dziś po umownej centro-lewej stronie jest już dość ciasno. Więc nowa formacja mogłaby ewentualnie próbować przechwycić wyborów umiarkowanych odpadających od PiS.

Ci wyborcy nie są jednak antypisowscy, może bardziej lub mniej partią Kaczyńskiego zawiedzeni, ale w zakresie aksjologicznym nie odeszli daleko. Stąd też dzisiejsza opozycja w całej swej różnorodności może nie być dla nich atrakcyjna. Wszystkie z kolei próby powstania czegoś obok PiS miały finał tak szybki, że nawet politolodzy mogą mieć problem z przywołaniem nazw tych formacji.

3. Trzecia rzecz to sprawa pozycji Tuska jako lidera opozycji. Kwestionowanie jego przywództwa to stały motyw medialny. Plotki o poważnym rozłamie w Platformie, a nawet nowej formacji, pojawiły się na jesieni zeszłego roku. Wymieniano tu czy to Trzaskowskiego (lewe skrzydło) czy Schetynę (prawe) jako przywódców rozłamu. Tego ostatniego parowano z Sikorskim czy nawet Giertychem.

Co do wewnętrznej opozycji względem Tuska to jak widać poza kilkoma wypowiedziami Schetyny, kwestionującymi kierunek polityki obecnego szefa PO, to nic więcej się nie wydarzyło. Trzaskowski wymieniany jest jako potencjalny konkurent, zapowiedź nowej nadziei, a ostatnie sondaże mają wskazywać go jako przyszłego premiera bardziej akceptowanego społecznie niż Tusk.

Tusk to największa siła i zarazem największe obciążenie PO. Przez lata formacja ta dryfowała, traciła wyborców, gubiła się w taktyce. Dopiero powrót jej byłego przywódcy nadał jej nowy (znaczy się stary, antypisowski, lecz sprawdzony) kurs.

Widoczny jest autentyczny entuzjazm zwolenników i partyjnego aktywu. Rozmarzone spojrzenia Kopacz i Kidawy-Błońskiej, gdy oglądają Tuska, jak gromi ze sceny Kaczyńskiego, mówią wiele. Tusk jest w nie najgorszej, lepszej niż Kaczyński, kondycji. Ma energię. Ma też jednak polityczną przeszłość, którą można w niego uderzać. I jak wspomniałem wcześniej, budzi on obawy u innych polityków opozycji. Tusk ma też swoje plany. Chce pozostać po wyborach w opozycji. Wyczekać na lepszy, polityczny moment.

Jednak zaplecze społeczne i polityczne PO (i opozycji): media, biznes i różne grupy interesu reprezentujące dawny aktyw III RP nie ma zamiaru czekać. Kolejne cztery lata rządów PiS to dla nich senny koszmar.

Sondaże wskazujące, że to nie Tusk powinien prowadzić opozycję do zwycięstwa, a na pewno nie frontalnie, co najciekawsze powstają w środowiskach mediów zbliżonych do opozycji. Oko.press czy Tok.fm. Należy więc je traktować jako wewnętrzną formę nacisku, głos opozycyjnego zaplecza skierowany do Tuska: ustąp, schowaj się, bo psujesz całą grę.

Bardzo wyraźnie kuszony jest do większej aktywności Trzaskowski. Lecz ten już w okolicach organizowanego przez siebie Campusu de facto odpuścił. Wydarzenie to umocniło go na tyle, że trzeba się z nim liczyć, ale nawet i on nie podważa roli politycznej Tuska. Wskazywanie więc na prezydenta Warszawy jako na politycznego rywala przewodniczącego PO ujawnia de facto bezalternatywności tego ostatniego.

To, co silnie działa na rzecz Tuska to oczywiście fama tego, który po wielokroć pokonał Kaczyńskiego. Od 2005 r. nie ma tak dwóch ważnych polityków, którzy wspólnie dzieliliby między siebie emocje polityczne większości Polaków. Nie dlatego PO tak bardzo cieszyła się z powrotu Donalda, że jest to powrót bezproblemowy, gwarantujący odbudowę dawnych wpływów, lecz że niesie on ze sobą tę nieuchwytną nadzieję zwycięstwa Polski fajnej i jasnej, jak lubi się ta strona samoidentyfikować.

Skoro Tusk zwyciężył PiS w przeszłości, musi on znać metody, sposoby, sztuczki, by uczynić to jeszcze raz. Jest to jednak nadzieja pozorna, co nie zmienia, że mocno zakorzeniona. Polska nie jest już krajem podzielonym między Tuska a Kaczyńskiego, a obóz obecnej władzy ma już inną strukturę. Tusk raczej to wie, lecz utrzymanie pozornego podziału na PiS i anty-PiS to dziś jego jedyny kapitał. Póki wierzą w niego TVN, Wyborcza i polityczna opozycja Tusk ma gwarancję, że będzie liderem tej części społeczeństwa.


Homocon
O mnie Homocon

Zajmuję się głównie tematyką międzynarodową, polityką zagraniczną; z przekonań sceptyczny konserwatysta. Na salonie24 teksty o geopolityce, społeczeństwie, kulturze, felietony. https://twitter.com/azarzGrajczyski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka