Horatius Horatius
1201
BLOG

Żal mi Gowina

Horatius Horatius Polityka Obserwuj notkę 33

Minister Sprawiedliwości nie należy do partii na którą byłbym skłonny oddać głos, a mimo to mam do niego jakąś dziwną sympatię. Dla salonowych sympatyków PiS-u to oczywiście zdrada stanu, ale jak tu nie odczuwać litości, gdy patrzy się na grillowanie Gowina?

 
Wystarczyło jedno wyrwane z kontekstu zdanie. Raz ministrowi puściły nerwy, stwierdził, że ma w nosie literę prawa i rozpoczęło się polowanie. Do boju ruszyli wszyscy. Przede wszystkim opozycja, która rozpaczliwie stara się za wszelką cenę wbić Platformie nóż między żebra. (Co akurat niespecjalnie dziwi.) Najbardziej zajadły jest oczywiście Ryszard Kalisz, który z racji na prawnicze wykształcenie szpanuje wtrącając między jednym a drugim wybuchem jakiś zupełnie niezrozumiały dla statystycznego Polaka termin okazując przy tym pretensjonalnie wyższość nad szefem resortu sprawiedliwości. Kalisz jest dobrym fighterem. W szeregach SLD (w której od pewnego czasu jest raczej na drugim planie) jakoś nie widać równie charyzmatycznego prawnika, co predestynuje go w tym przypadku do roli kata. W porównaniu z nim parlamentarna prawica wydaje się nudna i bezbarwna stale mamrocząc w monotonny sposób. Ta czy inna afera – PiS i SP zawsze przejeżdżają się po Platformie w tym samym stylu, przy użyciu tego samego języka i słownictwa, w tym samym składzie. I, jak zwykle, przewidywalnie i nieskutecznie.
 
A gdyby tak nagle PiS-owcy i frondowcy dla odmiany wzięli Jarosława Gowina w obronę? Muszę przyznać, że byłoby to co najmniej ciekawe widowisko… Bo przecież na całej tej sprawie i tak największy kapitał zbije PO. Wszyscy platformersi z miejsca odcięli się od tego niefortunnego potknięcia, a zwłaszcza jego rywale i „skrzywdzony” wiceminister Grzegorz Wałejko. Media też wytoczyły ciężkie działa wieszając na Gowinie psy. Od dawna nie cieszył się ich sympatią jako wpływowy konserwatywny niedobitek w Platformie. Teraz mają pretekst, żeby dobić konserwatywną frakcję w PO i za pomocą inżynierii medialnej zamienić Partię Miłości w Partię Poprawności Politycznej. A skoro Gowin źle wypada PR-owsko, to w partii, której głównym i jedynym atutem jest właśnie wizerunek, może być w każdej chwili spisany na straty. Z resztą, gdy tylko mianowano go szefem resortu sprawiedliwości pojawiły się głosy, że jest to po prostu postawienie go na tle tarczy. Głównym wygranym szybko może okazać się szef rządu, który najpierw wystawił Gowina do odstrzału, a teraz w każdej chwili może wyjść na scenę, zgromić go w typowy dla siebie sposób, a jeśli będzie bardzo źle nawet delikwenta odwołać. Pacyfikując przy tym zarówno samego ministra, jak i jego zwolenników.
 
Gdzieś z boku są jednak ci, którzy w tej rozgrywce zgarną z puli najwięcej. Gowin był chyba pierwszym ministrem spoza środowiska, który nie funkcjonował w sieci znajomości i współzależności. Dzięki temu mógł oczyścić prokuraturę i sądownictwo, albo chociaż trochę przysposobić je do normalnego działania. Gorzej – zapowiadał nawet, że to zrobi. Czy skończyłoby się tylko na grożeniu palcem? Szczerze wątpię, biorąc pod uwagę szereg skandali, które podkopały i tak nikłe zaufanie społeczne do resortu sprawiedliwości. Dobrze wykonana reforma przyniosłaby Platformie kolejny wzrost słupków poparcia, którego na gwałt potrzebuje czując na karku dyszenie PiS-u. W tej sytuacji PO nic nie traci – usuwając Gowina znajdzie wygodnego kozła ofiarnego i nie zrazi do siebie środowisk prawniczych. A ci ostatni, którzy teraz gromko pokrzykują dołączając do chóru potępiających niecny występek ministra, będą mogli bezpiecznie powrócić w zacisze sal, gabinetów i kancelarii.
 
Gowin znosi medialny lincz z klasą. Przyznaje się do błędu, ale nie zmienia zdania. Biorąc pod uwagę fakt, że ma pod stopami rozżarzony polityczno-medialny napalm jest albo bardzo odważny, albo bardzo głupi. Tak czy inaczej należy mu się szacunek, chociażby za zachowanie zimnej krwi w krytycznej sytuacji. Jedna wypowiedź może położyć się cieniem na jego karierze tylko dlatego że… No właśnie. Niby dlaczego? Czy powiedział naprawdę coś strasznego? Czy wygłosił jakąś złowrogą herezję? Wpisał się właściwie w trwający od niepamiętnych czasów filozoficzno-prawny spór – co jest ważniejsze: litera prawa, czy wartości, które je kształtują? Minister uczynił to w typowy dla filozofa sposób, a oberwał tak, jak dostaje się politykowi. Przecież każdy Polak wie, że nasze rodzime prawo jest kalekie, pełne nieścisłości i wad, uchwalane na szybko, albo na polityczno-towarzyskie zamówienie. Czy zatem nie powinniśmy powrócić do samego rdzenia?
 
Grillowanemu ministrowi może się jednak mimo wszystko upiec. Bartosz Arłukowicz był w podobnej sytuacji i jakoś utrzymał się w fotelu ministra, chociaż jego ambicje od tamtej pory w wyraźny sposób zmalały. Że Gowin zażądał akt, chociaż prawo mu tego zabraniało? Zmiana weszła w życie niedawno, a filozof w todze mógł o tym nie pamiętać. Może jak zwykle zawiniła jednostka w pozbawionej tożsamości administracyjnej machinie ministerstwa? Na poczekaniu można wymyśleć z tuzin wygodnych wytłumaczeń, a politykom (zwłaszcza politykom PO) wybaczaliśmy już naprawdę dużo. To, że skupiamy się na słowach, a nie faktach pokazuje, że podłoże całej sprawy ma raczej wymiar estetyczny niż etyczny. Gusta, jak to gusta, są zmienne. A Gowina i tak mi żal.
 
 
Horatius
O mnie Horatius

Najlepiej przekonać się jakie mam poglądy czytając moje teksty.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka