W noc z 17 na 18 grudnia mieszkańcy centrum Szczecina mają okazję usłyszeć i odczuć kawalkady ciężkiego sprzętu wojskowego, przejeżdżającego ulicami miasta. Cały następny dzień słychać strzały, tworzą się spontaniczne demonstracje, barykady, płoną kamienice.
Między dwudziestą a dwudziestą pierwszą taka kolumna wojska wkracza do centrum od strony Malczewskiego. Poczynając od wieczora 17 grudnia, przez kilka następnych dni i nocy na ulicach naszego miasta dochodzi do swoistej demonstracji siły, której celem jest zastraszenie ludzi. Kolumny składające się z reguły z 2, 3 pojazdów opancerzonych i kilku wojskowych ciężarówek jeżdżą na sygnale z włączonymi reflektorami. Nocą, która zapadła po „czarnym czwartku”, wypalony gmach PZPR został otoczony parkanem z desek, wszystkie strategiczne budynki miasta zostały zablokowane przez wojsko i formacje podległe MSW.
Strzały pod stocznią
Od rana nie chodzi znaczna część komunikacji miejskiej, w różnych punktach śródmieścia zbierają się grupki ludzi. Idący rano do pracy robotnicy stoczni „Warskiego” swój zakład widzą okrążony czołgami, mimo tego swobodnie wchodzą do stoczni. „Nie chcą pracować pod czołgami”, między godziną 7 a 9 organizuje się wiec pod budynkiem dyrekcji, znajdującym się już poza bramą stoczni. Robotnicy żądają usunięcia czołgów, dochodzi do zniszczenia kilku samochodów znajdujących się pod budynkiem dyrekcji. Wkrótce zostają podpalone pojazdy opancerzone blokujące zakład, wojsko otwiera ogień, są ranni i zabici. Ginie dwóch mężczyzn - Eugeniusz Błażewicz oraz nieletni Stefan Sawicki, uczeń II klasy stoczniowej ZSBO. W nogi zostają postrzeleni: Romuald Banszak, Ambroży Dobranoc, Wojciech Radzikiewicz, Jan Trojanowski, Witold Żurawiecki, Andrzej Fus. Zdzisław Nagórek zostaje postrzelony w szyję, inni ranni od kul to Henryk Urban, Tadeusz Pluta, Waldemar Forutin. Po ucichnięciu strzałów, delegacja robotników ze Stanisławem Wądołowskim na czele (dekadę później zostanie wiceprzewodniczącym „Komisji Krajowej Solidarności”) podchodzi do blokujących stocznię żołnierzy i negocjuje zaprzestanie ognia. W tym czasie duża kolumna czołgów stoi na ul. Dubois. Na trwającym pod budynkiem dyrekcji wiecu, przemawiają kolejni mówcy. Jednym z nich jest członek partii Mieczysław Dopierała, który proponuje przeprowadzenie strajku okupacyjnego. Koło godziny 12 wybrane zostanie kierownictwo strajku i dynamicznie rozpoczną się przygotowania do przeprowadzenia pierwszego w historii PRL strajku generalnego, który w szczytowym momencie obejmie ponad 120 zakładów. Wieczorem, kilka godzin po zastrzeleniu dwóch osób pod stocznią, doszło do telefonicznego ustalenia z lokalną władzą czasu oraz miejsca spotkania i negocjacji.
Strzały na ulicach
Bloger Z.R. wspomina: „Na Wyzwolenia ciągle coś się działo. Naprzeciwko, w dziesięciopiętrowcu-mrówkowcu, na parterze, był kiosk Ruchu. Ustawiła się do niego długa kolejka, prawdopodobnie po gazety. Nagle podjechał milicyjny niebieski, transporter. Otworzyły się jego górne klapy, wychylił się zomowiec i cisnął w tę kolejkę gaz łzawiący. Chyba nie jeden, bo dymu zrobiło się bardzo dużo. Gaz przedostawał się nawet na nasze piętro, przez zamknięte okna. Zomowcy zaczęli ludzi gonić. Czy bili ich pałami - tego już, niestety, nie pamiętam”. „Głos Szczeciński” kierowany przez Wisława Rogowskiego na czołówce ma komentarz mówiący o niszczycielskim, chuligańskim i anarchistycznym charakterze zajść. W szczecińskiej telewizji i radiu występuje przewodniczący PWRN Marian Łapicki, mówiąc o „bandyckim rozboju” .Jednocześnie przekaz wszystkich mediów ma charakter uspokajający. Cały dzień trwają aresztowania i bicie ludzi na ulicach, na mieście słychać seryjne i pojedyncze strzały. Jeden z zatrzymanych tego dnia to Henryk Bała - pobity w areszcie doznał „szarpano-miażdżonej rany nogi”, wypuszczono go 24 grudnia. W godzinach rannych ludzie gromadzą się w okolicach pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej w pobliży spalonego K.W. Naprzeciwko szczecinian stoją pojazdy pancerne ochraniane przez szczelny szpaler żołnierzy. Koło godziny 10 wojsko obrzucone kamieniami, odpowiada petardami i gazem, w końcu seriami z broni maszynowej oraz pojedynczymi strzałami. Milicja brutalnie pacyfikuje i rozprasza demonstrantów. Na ulicach miasta zaroiło się od napisów piętnujących barbarzyństwo władzy, np. napis pomadką na budynku Muzeum Narodowego „MO=SS” oraz solidaryzujących się ze stoczniowcami.
więcej