Jest Pan na urlopie, który zbliża się ku końcowi. Jak Pan go spędził?
JKM: Ja nie mam urlopów. Zawsze coś robię. Oczywiście udaje mi się z reguły godzinkę lub dwie dziennie poleżeć na plaży i dzięki temu jedna skóra ze mnie zlazła. Natomiast przez resztę czasu zajmuję się tym, co zawsze, czyli obalaniem socjalizmu.
Jak by Pan określił nakład pracy i czasu na taką działalność, już nie na urlopie, ale w tak zwanym dniu powszednim?
JKM: To zależy od dnia, no bo jeżeli siedzę i piszę książkę, w tej chwili nawet jedną kończę, piszę artykuły - dziennie mniej więcej dwa, trzy i do tego prowadzę blog, to jest dość wyczerpujące. Na szczęście politycy demokratyczni dostarczają mi bardzo wiele materiału, tak więc mam o czym pisać. Bez naszych kochanych polityków z PO, PIS-u, SLD i tak dalej po prostu mało by tego było.
Wydaje się - mam nadzieję, że się Pan nie obrazi - że z wiekiem Pana aktywność rośnie. To jest dość dziwne, jak Pan to skomentuje?
JKM: Nie, kiedyś potrafiłem mieć siedem spotkań dziennie - teraz bym chyba padł - pięć by mi wystarczyło. Jeśli chodzi o pisanie, to tak. To po prostu dlatego, że mam więcej możliwości. W tej chwili już jestem w tym wieku, że niemalże panienki na mój widok wstają z siedzeń w autobusie, żeby mi ustąpić. Także w redakcjach ludzie witają mnie z szacunkiem - nie drukują na ogół - ale traktują z szacunkiem wyrobionym za stałość poglądów, bo tego akurat nikt mi nie może odmówić. Mam więc teraz więcej możliwości.
Szczerze mówiąc, najwięcej pisałem za komuny. Wtedy pisałem dziennie ok. 4 - 5 artykułów, z czego ukazywało się różnie - w 76. czy 77. ukazał się jeden - rocznie oczywiście. Pisałem dziennie 4-5, co mi znakomicie wyrabiało pióro. Pisanie do szuflady bardzo wyrabia. Tak źle nie było zawsze, niekiedy ukazywało się 7,8 czy nawet 10 na rok. To było wielkie święto. Za komuny, kiedy te wszystkie gazety można było policzyć na palcach jednej ręki, ukazanie się artykułu było czymś! To był jakiś sygnał. Na przykład w 1979 roku opublikowaliśmy Program Liberałów. W stanie wojennym w gazecie zwanej "Żołnierz Wolności" ukazało się jego dokładne streszczenie - nic nie przekręcone - z krytyką, że "oczywiście my się z tym nie zgadzamy" i tak dalej. Ale ku mojemu zdumieniu - pismo Ludowego Wojska Polskiego wdaje się w polemikę z jakimś podziemnym wydawnictwem. To jest sukces! Krytyka naszych tez wydawała się dorobiona trochę na siłę - inaczej by się nie ukazały... Jak widać, różnie to wtedy bywało.
Wznosi Pan często toast "za nieoczekiwane powodzenie naszej beznadziejnej sprawy", ale wydaje się, że jednak wierzy Pan w powodzenie tego, co robi.
JKM: To jest toast śp. Stefana Kisielewskiego. Tak, wierzę w nieoczekiwany sukces. Na przykład działalność państwa w dziedzinie ubezpieczeń coraz bardziej ten dzień sukcesu przybliża. Już można powiedzieć, że ten sukces jest oczekiwany i to w niedalekiej przyszłości - jeżeli nawet Gazeta Wyborcza pisze, że emerytur już za rok zabraknie, to proszę sobie wyobrazić, co się będzie działo. Ludzie do tej pory w to nie wierzyli - przecież ja napisałem o tym po raz pierwszy w podziemnym wydawnictwie w 78. roku. Wyszedł wtedy mój artykuł o ubezpieczeniach, w którym jedna trzecia była właśnie o ubezpieczeniach emerytalnych i tłumaczyłem, że za trzydzieści lat zabraknie emerytur. Akurat minęło trzydzieści lat. Starają się precyzyjnie wypełnić moje proroctwo (śmiech). Tak więc liczymy na nieoczekiwane powodzenie naszej beznadziejnej sprawy.
Skąd Pan czerpie motywację do takiej aktywności trwającej już kilkadziesiąt lat?
JKM: Dlaczego człowiek coś robi, tego nigdy do końca nie wiadomo. Mówi się, że Opatrzność Boża tym steruje. Oczywiście mogę powiedzieć, że to lubię, ale zaraz Pan zada pytanie, dlaczego lubię właśnie to, a nie coś innego. Otóż tak mnie pan Bóg stworzył, że nie lubię socjalizmu. Tak mnie wychowano i miałem Babcię-reakcjonistkę. Ale także sam do tego doszedłem, bo jako dziecko dziewięcioletnie byłem bardzo rewolucyjnie nastawiony. Miałem w domu portrety Stalina, Mao Tse-Tunga i tak dalej. Moi Rodzice o dziwo się na to godzili, a to są lata 1949-51, przypominam! Takie nie najprzyjemniejsze lata. No więc wisiały sobie u mnie te piękne, kolorowe, wycięte z gazet portrety. Akurat byłem u Babci-reakcjonistki w Milanówku pod Warszawą, gdzie pod przymusem z kwaterunku dokwaterowani byli jacyś robotnicy-komuniści. Znalazłem gdzieś wycinek z ówczesnej Trybuny Ludu, gdzie było napisane, że Józef Tito, "łańcuchowy pies imperializmu", "wróg narodu jugosłowiańskiego", zdewaluował dinara, w wyniku czego, pamiętam cytat do dziś, "Zachód będzie mógł płacić dziesięć razy mniej za towary wyprodukowane w Jugosławii, a Jugosłowianie będą musieli płacić dziesięć razy drożej za towary wyprodukowane za granicą". Tak sobie pomyślałem w moim łebku, że to chyba niemożliwe - może o połowę, ale dziesięciokrotnie! Postanowiłem więc zapytać się tych komunistów-robotników, żeby mi to wyjaśnili. Poszedłem do nich na górę i stojąc po drzwiami usłyszałem..., że oni słuchają Wolnej Europy i wymyślają komunie, na czym świat stoi! W tym momencie moja wiara w "najlepszy ustrój na świecie", że tak powiem, mocno się zachwiała... Poszedłem do Babci-reakcjonistki, która mi dokładnie wyjaśniła, co o tym myśleć.
Wracając do sytuacji bieżącej - jak Pan ocenia szanse Jarosława Kaczyńskiego na zbudowanie wielkiej prawicowej koalicji na wzór amerykańskich republikanów?
JKM: J. Kaczyński może być ewentualnie przywódcą jednego ze skrzydeł takiej koalicji, natomiast nie może jej scalić. Ja oczywiście też nie mogę tego zrobić, bo plasuję się na przeciwległym jej krańcu. To musi być ktoś nowy, kto się dopiero pojawi. Ktoś, kto nie ma, że tak powiem, spalonej karty ani u jednych, ani u drugich, ani u trzecich i będzie w stanie tego dokonać. Jest oczywiście miejsce na taką partię, która łączyłaby PiS, UPR, LPR (bez narodowych socjalistów), PO (bez aferzystów, ubeków i innych lewicowych demokratów). Oczywiście wtedy mielibyśmy przeciwwagę w postaci lewicowych demokratów - SLD, PD, połowy PiS-u, części narodowych socjalistów, co dałoby normalny system dwupartyjny. Czy do tego dojdzie, nie wiem, a poza tym, czy w ogóle jest nam potrzebny system dwupartyjny? Jak wiadomo, jestem monarchistą i nie mam zamiaru zmieniać swoich poglądów na starość.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiał Paweł Chojecki
kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka