Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd
252
BLOG

BŁOGOSŁAWIEŃSTWO W DAWANIU

Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd Rozmaitości Obserwuj notkę 26

Każdy z nas spotyka się ze zjawiskiem potrzeby u innych, a większość z nas prawdopodobnie sama była w potrzebie, raz czy dwa razy w życiu. Żeby zacząć omawiać tę kwestię, na początek trzeba zwrócić uwagę, czym jest potrzeba. Otóż potrzeba to co innego niż zachcianka. Potrzebą raczej nie jest np. budowa garażu czy zakup ferrari. Żeby zrozumieć, czym jest potrzeba, należy zastanowić się nad jej naturą. Słownik języka polskiego1, definiując ten termin, mówi m.in.: "...to, co jest potrzebne, okoliczności zmuszające do postąpienia tak, a nie inaczej; to, że coś jest potrzebne, nieodzowne; konieczność, mus, niezbędność." Taka definicja oddaje dość dobrze to, co - jak wierzę - Pismo Święte ma na myśli, mówiąc o trosce o sieroty i wdowy, a także ogólniej o potrzebujących.

W dzisiejszej kulturze mamy ustalone wzorce osób potrzebujących. Jest to np. żebrak w przejściu na dworcu czy kobieta z dzieckiem na ręku i karteczką określającą ich nieszczęście albo chłopiec z nienaturalnie wykręconą nogą, chodzący o kulach pomiędzy samochodami na skrzyżowaniu. Takie postawy mają na celu pobudzenie przypadkowych ludzi do okazania litości i wrzucenia drobnego pieniążka do przysłowiowego kapelusza. Czy jednak na pewno ci ludzie są w rzeczywistej potrzebie? Prawdę mówiąc, nie możemy tego wiedzieć. Czasem zdarza się, że pośród ludzi nam znanych pojawia się potrzeba i w odróżnieniu od wspomnianych sytuacji na ulicy powinniśmy coś z tym zrobić. Pismo Święte zachęca nas do zarabiania pieniędzy właśnie w celu pomocy potrzebującym:

"Kto kradnie, niech kraść przestanie, a niech raczej żmudną pracą własnych rąk zdobywa dobra, aby miał z czego udzielać potrzebującemu."
(Efez. 4:28)

Łatwo jest poczuć się właściwie, wrzucając do kapelusza żebraka złotówkę i nie analizować, czy na pewno jest on w potrzebie. Gdy jednak pojawia się prawdziwa potrzeba pośród naszych znajomych czy w rodzinie, jest znacznie trudniej. A właśnie w tym ma się przejawiać miłość chrześcijańska. Chrześcijanin nie może być obojętny na potrzeby swoich bliskich, gdyż inaczej Pismo mówi o nim tak:

"...jeśli kto o swoich, zwłaszcza o domowników nie ma starania, ten zaparł się wiary i jest gorszy od niewierzącego." (1Tym. 5:8)

Czasem słyszy się zdanie, jakoby dziś nie było potrzebujących, zaś jeśli są tacy, to państwowa pomoc społeczna powinna ich potrzeby zaspokoić. A że płacimy podatki, które także na takie cele są przeznaczone, to właściwie nie ma się czym martwić; nie ma też potrzeby nikomu pomagać, a nawet zastanawiać się nad tym dłużej. Czyżby? Jeśli tak jest w istocie, to gros nauki Nowego Testamentu jest przestarzałe... Szczerze wątpię. Pismo Święte mówi: ...ubogich zawsze u siebie mieć będziecie... (Jan 12:8) i proponuję w to wierzyć. Oprócz tego nasuwa się jeszcze proste pytanie: Czy na pewno nasze podatki przeznaczone na pomoc dla potrzebujących są dobrze rozdysponowywane?

Tak się składa, że socjalistyczny ustrój unijny, w którym żyjemy, zasadniczo bierze na siebie potrzeby ludzi. Czy jednak na pewno? Otóż ostatnio – niestety – sam znalazłem się w potrzebie i chciałbym z czytelnikami podzielić się swoimi wrażeniami na ten temat.

Nie chcąc zanudzać nikogo, powiem tylko, że moja 11-letnia córka, która od urodzenia choruje na zespół Storge-Webbera, zachorowała na cukrzycę I typu i stała się całkowicie insulinozależna. Połowę jej ciała pokrywają naczyniaki, a cukrzyca wymaga podskórnego podawania insuliny przed każdym posiłkiem. Naszą potrzebą stała się więc pompa infuzyjna, dzięki której znacząco można ograniczyć liczbę wkłuć. Koszt takiej pompy wynosi kilkanaście tysięcy złotych, a jej zakup przekracza możliwości naszego budżetu domowego.

Pierwszym adresem, pod który się udałem, był MOPS, ale ponieważ nie mam stałej pracy, pracując na umowy o dzieło (projektuję), nie byłem w stanie dokładnie wykazać moich miesięcznych dochodów. Dodatkowo, mam też trochę akcji, które stanowią obecnie jedyne stałe źródło mojego dochodu. Zaproponowano mi więc, że zamiast starać się o pomoc, mam coś sprzedać, najlepiej akcje, i kupić córce pompę. Pomyślałem, że gdybym był górnikiem bądź hutnikiem, zaproponowano by mi zwolnienie się z pracy i zakup pompy za otrzymaną odprawę. Nic nie pomogły argumenty oraz chęć przedstawienia PIT-u za rok ubiegły. Według MOPS-u byłem bogaczem, który nie potrzebuje pomocy, podejrzanym o kłamstwo w kwestii swoich dochodów. Odnoszę niemiłe wrażenie, że jedyne, co potrafią urzędnicy MOPS-u żyjący z moich podatków, to pomnażać nieudaczników i ludzi zależnych od państwowej pomocy, bo czyż nie taki byłby mój los, gdybym ich posłuchał? (Sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, ale nie chcę się rozpisywać na ten temat.) Po tym wydarzeniu doszedłem do wniosku, że moje podatki są marnowane bardziej, niż gdybym rozdawał te pieniądze żebrakom. Ta "opieka społeczna" to jedna wielka ściema! To wręcz szkodzi dobru społecznemu! Ludzie zamiast trenować się, jak samodzielnie żyć, to trenują się, jak spełniać warunki stawiane przez opiekę społeczną, aby wyżebrać od niej pieniądze. Oprócz tego MOPS zajmuje się poniżaniem wszystkich, którzy znaleźli się w prawdziwej losowej potrzebie.

Na szczęście wielu moich znajomych i braci w Panu, znając naszą rodzinę, zapoznawszy się z naszą potrzebą, udzieliło nam wsparcia i Helenka będzie miała pompę. Przy tej okazji powiem, że poruszeni byliśmy postawami niektórych do głębi. Doprawdy, Bóg poruszył serca wszystkich, zarówno tych, których uważam za wierzących, jak i niewierzących i było to prawdziwie wspaniałe przeżycie.

Pamiętacie stary dowcip o maluchu? Dlaczego maluch ma ogrzewaną tylną szybę? Żeby ręce nie marzły podczas pchania. Czasem Bożym błogosławieństwem nazywamy tzw. "szczęście w nieszczęściu", jak np. fakt, że moja córka będzie miała pompę. Tak naprawdę jest to jednak ogrzewana tylna szyba malucha. Ale reakcja ludzi, którzy pomogli nam w chwili naszej potrzeby, nie jest jak ta szyba. To, co się w nich stało, jest prawdziwe i cenne. Jasne, że wolałbym mieć zdrowe dziecko, ale ta sytuacja też była warta przeżycia.

Wierzę, że Bóg czyni, co chce i absolutnie nic nie wymyka się spod Jego kontroli. Wierzę też, że to On stoi za nieszczęściami, które nas dotykają, a do tego nie wiemy, dlaczego nas one spotykają. Zmarło nam kiedyś jedno dziecko, a drugie mamy chore, jednak te przeżycia nauczyły nas bardzo ważnej rzeczy, a mianowicie pozwoliły nam pełniej przeżyć i zrozumieć, jak wielką ofiarę złożył Bóg dla naszego odkupienia. Któż nie wolałby cierpieć zamiast swojego dziecka? Bóg zaś posłał Swojego Jednorodzonego Syna, aby cierpiał i umarł za nasze grzechy. Czyż można odrzucić taką miłość? Ja nie mogę! To jest prawdziwa miłość!

Świadectwa były naprawdę poruszające. Oto nauczyciele Państwowej Szkoły Muzycznej w Zabrzu, w której uczy moja żona, zorganizowali koncert "Kolory Nadziei", w którym wziął udział m.in. Andrzej Lampert i Edi Sanchez (patrz: www.kolorynadziei.prv.pl), a któremu patronowała pani prezydent Zabrza. Dawna uczennica mojej żony, która właśnie dostała pracę, przyszła do niej i dała jej wszystkie swoje oszczędności, mówiąc: "Pani profesor, to jest mój wdowi grosz." Niesamowite! Byliśmy poruszeni do łez. Znajomy, który maluje obrazy, dał swój najcenniejszy obraz, mówiąc, że teraz wie, dlaczego jeszcze go nie sprzedał (licytacja odbyła się w trakcie koncertu). Moja ciotka bez gadania dokonała przelewu znacznej kwoty na konto zaraz po tym, jak dowiedziała się o naszej potrzebie. Podobnie zareagował mój teść. Zbory w całym kraju zareagowały. Dostawaliśmy listy wsparcia z kraju i zagranicy i to z tak odległych miejsc, jak Australia, Oman, USA, Anglia, Kanada itd. To doprawdy było niesamowite! Uzbieraliśmy na pompę i jesteśmy wdzięczni Bogu i darczyńcom.

Wracając do kwestii dawania, uważam, że nasz socjalistyczny system, który ma dbać o potrzebujących, nie działa poprawnie. Gdy myślę o narodowych zrzutkach typu "Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy" czy różnych fundacjach bądź stowarzyszeniach działających na rzecz potrzebujących, to mam wrażenie, że nie jest potrzebny w ogóle system opieki społecznej, bo ludzie sami z siebie chcą pomagać innym, a wymuszanie tego jest okradaniem nas zarówno z większości kwoty, którą nam się pod przymusem zabiera, jak i z radości dawania, a także z okazji do uczynienia swojego serca bardziej czułym i mądrym. Osobiście nie chcę, żeby moje podatki szły na wspieranie nierobów, wykolejeńców czy pijaków. Chciałbym sam dawać według własnej oceny i cieszyć się z tego, bo to jest moje święte prawo jako człowieka. Dobroczynność pod przymusem nie jest w ogóle dobroczynnością, tylko jakimś chorym rabunkiem w stylu Janosika czy Robin Hooda.
Na koniec chcę zaznaczyć, że jałmużna jest przejawem wiary, gdyż wiara myśli o tym, co będzie w wieczności, będąc "...pewnością tego, czego się spodziewamy i przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy." (Hebr. 11:1), a więc czyniona powinna być w nadziei na nagrodę w górze. Jeśli by tak nie było, to wszystko nie miałoby głębszego sensu. Modlę się za wszystkich, od których otrzymałem pomoc i dziękuję Bogu za nich i za ich serca, które poruszył. Wierzę, że nie stracą nagrody w górze i cieszę się z tego. Nie bardzo rozumiem, jaka to będzie nagroda, gdy chodzi o niewierzących, ale Pismo mówi, że "Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, [...] nie utraci swojej nagrody" (Mar. 9:41). A więc jakąś nagrodę otrzymają także niewierzący. Przy okazji chcę przypomnieć, że samo zbawienie nie jest nagrodą, lecz darem łaski udzielanym przez Boga każdemu, kto wierzy. Z kolei dobre uczynki powinny być wynikiem wiary. Jeśli nie występują, szczerze wątpię, że taka wiara jest prawdziwa.

Żywię nadzieję, że moje serce, tak jak teraz do wdzięczności za dobroczynność innych, będzie jeszcze wiele razy poruszone do czynienia dobra czy wspierania dzieł Pańskich, gdyż, jak powiedział sam Pan Jezus Chrystus:

"Bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać aniżeli brać." (Dz.Ap. 20:35)

Marek Handrysik

Przypisy: Słownik języka polskiego, T2, PWN, Warszawa 1979

kontakt email: knp@knp.lublin.pl Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Rozmaitości