6 maja posłowie uchwalili ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. W mediach zaroiło się od górnolotnych frazesów. Postulatorzy i zwolennicy tej ustawy pieją z zachwytu. Oto niektóre ich wypowiedzi:
"Jako przedstawiciel fundacji, która od ośmiu lat troszczy się o bezpieczeństwo dzieci i młodzieży, mogę odetchnąć z ulgą. Jestem przekonany, że nowe przepisy znacznie polepszą sytuację rodzin najbardziej potrzebujących pomocy" – mówi Jakub Śpiewak, prezes Fundacji Kidprotect.pl.
"Każde uderzenie, szarpnięcie czy wyzwiska w kierunku dziecka to przemoc. Dziecko to mały człowiek, który tak jak dorosły wymaga szacunku wobec własnej osoby. Każde dziecko ma prawo być szczęśliwe" – to z kolei Konrad Wojterkowski, prezes Fundacji Krajowe Centrum Kompetencji.
Ludzie ci zapewniają, że ustawa nie dotyczy normalnie funkcjonujących rodzin, natomiast obiecują, że będzie ingerować w rodziny patologiczne, w których stosuje się przemoc (definicja w drugiej wypowiedzi).
Ks. prof. Józef Tischner w swoich wykładach podawał zaczerpnięte z ludowej tradycji trzy rodzaje prawdy*. Otóż argumenty propagatorów polityki "prorodzinnej" i ich zapewnienia, że zwykłe rodziny nie mają się w związku z nową ustawą czego obawiać, to trzeci rodzaj Tischnerowsko-góralskiej prawdy. Rozumieją to znakomicie zwykli ludzie, którzy wbrew zapewnieniom rozmaitych autorytetów bardzo się obawiają skutków wprowadzenia nowych regulacji prawnych ingerujących w sferę prywatną.
Ile potrzeba, aby rodzinę uznać za podejrzaną? Naprawdę bardzo niewiele. Nawet media głównego nurtu oburzały się nieraz na niefrasobliwość sądów rodzinnych, gdy relacjonowały dramaty dzieci odbieranych zrozpaczonym rodzicom. Teraz dziecko będzie mógł zabrać z domu bez wyroku sądu urzędnik pomocy społecznej.
Czy taki los spotkałby pewną rodzinę z podkarpackiej wioski? Być może, bo prawdopodobnie to właśnie pracownik pomocy społecznej uznał, że w rodzinie źle się dzieje i skierował sprawę do sądu. Nie miał wtedy jeszcze wystarczających kompetencji, dziś mógłby zadziałać na własną rękę.
A jaka to rodzina? Wielodzietna, niezamożna... często już z założenia takie uznawane są za patologiczne. Dzieci są w różnym wieku, chodzą do różnych szkół. Najstarsze uczą się w liceum, średni synowie w gimnazjum, młodsze w szkole podstawowej. Jest też malutkie dziecko w wieku przedszkolnym. Szkoły mają o tych dzieciach bardzo dobre zdanie – są chętne do pracy na lekcjach, dobrze wychowane, pogodne. Choć warunki temu pozornie nie sprzyjają, mają dobrą samoocenę. Wypowiadają się raczej śmiało, czekają na swoją kolej, nie przerywają innym – widać dobroczynne skutki konieczności liczenia się z innymi od małego. Miejscowa społeczność nie mogła uwierzyć, że sprawa tej rodziny została zgłoszona do sądu. Nie mógł też, rzecz jasna, uwierzyć ojciec, więc pytał, o co w tym wszystkim chodzi. Usłyszał odpowiedź, że dowie się... w sądzie.
Nie wydaje mi się możliwe, aby tak zrównoważone, naturalne i dobrze wychowane dzieci mogły wyrosnąć w rodzinie, w której są problemy wymagające interwencji z zewnątrz. Wydaje mi się natomiast, że tak zrównoważone, naturalne i dobrze wychowane dzieci mogą być marzeniem niejednej rodziny zastępczej, więc bardzo możliwe, że właśnie w tym należy szukać przyczyny całej sytuacji. Kto da gwarancję, że wszyscy urzędnicy socjalni, których wyposaża się w tak wielkie możliwości, są nieskazitelnie uczciwi? Nadużycia z pewnością będą możliwe. A o preteksty do działania w wypadku "patologii", za jaką nasze społeczeństwo nauczyło się uważać wielodzietność i niezamożność, nie jest trudno.
W każdej rodzinie pojawiają się jakieś problemy, ale jeżeli potrafi mimo to dobrze funkcjonować, świadczy to o jej zdrowiu i sile. Obawiam się, że uchwalona ustawa odbierze wielu rodzinom możliwość doświadczenia wspólnego przeżywania kryzysów i wychodzenia z nich zwycięsko.
Budzi też moje obawy buta, z jaką wbrew opinii publicznej władza wkracza w obszary zarezerwowane przez całe wieki dla sfery prywatnej człowieka, regulowane wyłącznie przekonaniami, zbiorową mądrością i tradycją. Oby nam się udało tę inwazję powstrzymać.
* Góralska teoria poznania mówi, że są w życiu tylko trzy prawdy:
święta prowda, tyż prowda i g***o prowda. (ks. Józef Tischner)
List od Czytelniczki iPP

kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka