Ignatius Ignatius
115
BLOG

Co to jest, ten cały Horrorshow?: Horrorshow - Relacja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Mój koncertowy rok 2023 zamykać miał grudniowy występ TSA w katowickim Spodku. Spontanicznie jednak wybrałem się na muzyczne wydarzenie o lokalnym kolorycie, niepozbawionym jednak akcentu międzynarodowego.
9.12 w sosnowieckim Kominie odbył się koncert weteranów Ska/Oi! - Horrorshow (ciekawe, że w tym samym dniu, w Sosnowcu na konkurencyjnym wydarzeniu zagrał Skankan) gościem specjalnym była słowacka zasłużona punkowa załoga Zóna A.

Stawkę otwierały lokalne punczaki Czterdzieści Jeden Dwieście. Na rozgrzewkę byli jak znalazł. Parę rzeczy nawet się rzuciło w uszy, jednak występ ten uznać można za średnio zobowiązujący. Większą uwagę publiczności cieszył się wykładany w tym czasie merch Horrorshow.

Ponad przeciętną wybijał się przebojowy „Kurwa i chuj” oraz utwór zadedykowany dąbrowskiej parafii NMP.
Nie powiem żeby to był czas zmarnowany ale jednak była przepaść pomiędzy Zóna A, który mimo bariery językowej zagrał bardzo urozmaicony punkowski gig. Zagrali program przebojowo humorystyczny, posiadający znamiona zaangażowanej szydery z rzeczywistości pewnie niewiele różniącej się od naszej.


Zóna A

Show bezpardonowo skradziony został przez bratysławskiego Jaggera, w osobie Petera „Koňyk” Schredla. Iście punkowy kombatant, dosłownie porażał estetycznie swoją groteskową stylówą. Okrutnie kiczowatym ale było widać słychać i czuć 100% autentyczność.
Koncert był nad wyraz dobrze przyjęty uniwersalny punkowy język muzyki jednoczy ludy wszystkich nacji. Załoga wzięła ze sobą fanów/kumpli, którzy pod sceną prawilnie dokazywali. Co rusz doskakiwali do chórkowych mikrofonów. Potęgowało to klimat i pozytywnie nakręcało resztę publiczności. Kawał starego, dobrego punka zza Żelaznej Kurtyny.
Zdecydowanie zaskakujący gig i na swój sposób unikatowy - sam z siebie pewnie bym ich nigdy nie odkrył, co dopiero wybrał na koncert. Była to dla mnie przygoda na miarę koncertu węgierskiego Yellow Spots, który widziałem z piętnaście lat temu na festiwalu w Raciborzu.

Horrorshow

Horrorshow gwiazda wieczoru to już, co innego. Grupa mi znana, drzewiej bardzo często słuchana. Pamiętam, długo polowałem na ich płytę (czeskie wydanie). Zwłaszcza lubiłem ich odpalać podczas rozgrywek w GTA III (2001) i Mafię (2002). „Fascynacja” zespołem zbiegła się z lekturą Mechanicznej pomarańczy (1962) którą przesiąknięta jest twórczość Zagłębiaków. Nie wspominając o obowiązkowym rytualnym odśpiewywaniu w oczekiwaniu na pierwszy gwizdek oraz, podczas przerw na meczach na Stadionie Ludowym...

Nie przesadzam to był jeden z najlepszych koncertów 2023 roku, który zaliczyłem. Nie chodzi tu o nagłośnienie, które było solidne, ani wykonywany program. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, dlatego że nie miałem żadnych oczekiwań, jak wspomniałem byłem na nim spontanicznie (pierwotnie nawet miałem olać pisanie niniejszej relacji…) ale to oczywiście najmniej istotne. Głównym atutem występu Horrorshow była przede wszystkim atmosfera, której tak rozpaczliwie brakowało mi na TSA (choć to rzecz jasna, kompletnie inna muzyczna bajka).


Sosnowiczanie mieszają ska z Oi! i set został tak ułożony, że oba style reprezentowane były w podobnej proporcji. Repertuar był podzielony stylistycznie: zaczęli od ska z udziałem dęciaka a gdzieś w połowie na salony weszło ultrasowe skinheadowanie. W obu żywiołach wypadli fenomenalnie i co najciekawsze - o wiele lepiej niż studyjnie. Niestety realizacja wczesnych nagrań Horrorshow: Ryps wyps/ Pociąg z forsą (2003) nie oddają, jak się okazuje może nie wybitnej techniki - chociaż dęciak i bas momentami zapędzali się bez kompleksów w jazzujące rejony.

Tak było podczas pierwszej części koncertu, kiedy to grali głównie przebojowe pozytywnie nastrajające ska. Zaprawdę trudno się oprzeć czarowi takiego „Łocziu-Ło”, „Femme Fatale”, nie poddać się knajpianemu szlagierowi „Spirit of 69”. Z repertuaru Horrorshow najbardziej bawią bawiły pieśni pokroju „Honor gangstera”, gdzie zaczął się przebijać się klimat bezsensownej przemocy przywodzącej na myśl Mechaniczną pomarańczę (1962). Wreszcie przyszedł czas aby poszukać odpowiedzi…

Co to jest, ten cały Horrorshow?

Na to pytanie odpowiedzieli Zagłębiacy w drugiej połowie koncertu. Obnażając swe drugie oblicze. Beztroski band został zastąpiony rządem chuliganów.
W momencie rozgorzał czysty żywioł, publiczność dostała kopa glanem w ryj, nastąpił gorączkowy skok adrenaliny, testosteronu, który wytapiał się razem z parującym piwem. To był potop energetyczny, muzyczna adaptacja welocetowego amoku z wyżej wspomnianej powieści autorstwa Anthonego Burgessa.


Zespół od razu dostał wsparcie od ultrasów, którzy jak pomarańcze nakręcali się sami i resztę publiczności, zwłaszcza gdy orkiestra odpalała, któryś ze stadionowo skinowskich sztosów pokroju: „Oi! Oi! Skinhead” oraz ochoczo śpiewanych zagłębiowskich hymnów: „Jesteśmy z Sosnowca”, „Na zawsze Zagłębie”. Naturalnie znalazło się miejsce na świeższy materiał z singla Zagłębie to my! (2019), który niewiele ustępuje wyżej wspomnianym szlagierom.


Pod sceną się momentami kotłowało – trzeba było uważać na diablo śliską od piwa i potu posadzki. Niby nic się nie działo a świadkiem byłem dwóch przykrych kontuzji w tym poważnie wyglądający uraz głowy. Szczęśliwie okazało się to nie tak groźnie jak wyglądało i koncert przebiegł do końca bez bolesnych incydentów.  


Spontaniczne wsparcie ultrasów, którzy w pewnym momencie wtargnęli na scenę było skutecznym akceleratorem dla hulanki pod sceną. Zagrzewali publiczność jak kibiców na stadionie podczas ważnego spotkania. Dzięki temu koncert radykalnie zyskał na atrakcyjności, zapadł mi głęboko w pamięci i prze ten cały czas nie dawało mi spokoju to, że gig nie doczekał się relacji.


Zobacz galerię zdjęć:

Zóna A
Zóna A Horrorshow
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura