Ignatius Ignatius
764
BLOG

Donatan/Cleo: Hiper/Chimera - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 2

Po niezwykle oryginalnym projekcie Równonoc:Słowiańska dusza, przy współpracy folk metalowego zespołu Percival Shuttenbach i licznego grona polskich raperów. Donatan miał więcej niż swoje 5 minut. Komercyjny sukces albumu i entuzjazm słuchaczy zaowocował jak na polskie realia fenomenalnym sukcesem komercyjnym – diamentową płytą (chodź nagroda ta okazała się naciągana przez zastosowany przez Donatana trik – dodatkowa płyta z instrumentalnymi wersjami utworów, niesprawiedliwie podwoiła wynik sprzedaży). Na sukces duży wpływ miało profesjonalne marketingowe zaplecze, wystarczy wspomnieć serie klipów wyprodukowanych z rozmachem. W roli głównej tych produkcji wystąpiła modelka Luxuria, która w mediach plotkarskich i nie tylko siała ferment.

Po paru miesiącach na fali popularności Donatan postanowił zrobić mały eksperyment z nieznaną szerszej publiczności Cleo - wokalistka która próbowała swych sił w pierwszej  edycji X-Factora w 2011r. W utworze Creedence Clearwater Revival „Proud Mary” który skończył się oceną trzy razy na „nie”.

Donatan musiał widocznie dostrzec/usłyszeć to czego jury nie dostrzegło/nie usłyszało. Pierwszym owocem współpracy był pierwszy singiel „My Słowianie” który wpisał się w serię dotychczasowych popularnych słowiańskich klipów. Było to już budowanie fundamentu pod udział w Eurowizji, utwór był bardziej popowy i był to pierwszy prawdziwy radiowy przebój Donatana. W międzyczasie ukazał się drugi singiel „Cicha woda” który najbardziej oddał to co można usłyszeć w przeważającej mierze na najnowszej płycie.

W tym czasie Donatan popisał się swoją gorliwą rusofilską miłością do Rosji, twierdząc m.in., że Armia Czerwona wyzwoliła Polskę… Od tego czasu postać ta straciła wszystko w moich oczach. Zwłaszcza, gdy dołożymy do tego niechlubny epizod z Percivalem, który obnażył główny cel Donatana, czyli komercyjny sukces.  

Na pewno nie można powiedzieć o albumie Hiper/Chimera jako o bezczelnym odcinaniu kuponów, ale są momenty, które mają ewidentnie takie znamiona – mowa tu oczywiście o singlowym „My Słowianie” i „Brać” z udziałem zespołu Enej, który brzmi jak odrzut z poprzedniej płyty – nawet Donatan, w przepływie szczerości, w klipie zastosował autoironię uprzedzając, że jest to „odgrzewany kotlet”. Lepiej rzecz się ma w newschoolowym kawałku  „Slavica”. Te trzy single mogą jednak błędnie sugerować, że Donatan i Cleo będą razem kontynuować klimaty albumu Równonoc: Słowiańska dusza. Dlatego niestety nawet nie widzę większego sensu porównywać obu krążków – to dwie różne bajki niestety w przypadku Hiper/Chimera, nie ma ona dobrego zakończenia. Głównie dlatego, że Donatan nie wywiązał się z, obietnicy, że będzie to odważny album. Wręcz przeciwnie płyta jest grzeczna i do bólu wypełniona POPułczynami - tu przyznaje bez bicia, rzeczywiście na wysokim poziomie, o ile ktoś gustuje w tego typu dźwiękach. Jak nie trudno się domyślić (już po samej poligrafii), że jednak Percival to, to nie jest (oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego w chwili obejrzenia teledysku do „My Słowianie”). Największą bolączką jest fakt, że tak niezróżnicowany album jest zdecydowanie za długi. Godzina obcowania z „oryginalnym” głosem Cleo to stanowczo za dużo.

Dla uczciwości przyjrzyjmy się poszczególnym utworom, nie powiem po chilloutowym intro byłem zaintrygowany, jednak na mej twarzy szybko zagościł niesmak, gdy po wyszeptanym przez Cleo (chyba dla upewnienia słuchacza, czego słucha, gdyby na ten przykład zapomniał) tytułu albumu. Pierwsze dźwięki tytułowego utworu rozczarowuje minimalistycznymi, irytującymi elektronicznymi przeszkadzaj kami, które kojarzą mi się z ścieżką dźwiękową do pierwszej części gry o przygodach jeżyka Sonica. Nie dość, że kawałek drażni od strony muzycznej, to w dodatku denerwuje bardzo tendencyjnymi tekstami.

Singlowa „Brać” jest ulgą dla naszego ucha, tak właśnie od biedy powinna brzmieć ta płyta chodź mogłoby być mniej elektroniki na rzecz folkowych elementów. Przez to znowu trąca to remizową estetyką na miarę pastiszowej „Bałkanici”. Nastrojowy „Sztorm” to liryczna „twarz” Cleo, ambientowe delikatne baśniowe brzmienia, ukołyszą do snu niejednego twardziela o ile po drodze nie zabije go nudą.

Pierwszym utworem, który rzeczywiście ma do zaoferowania coś ciekawego jest utwór „Ten czas”, niezły tripowy bit hipnotyzuje klimatem nocnej metropolii. Jest to pierwszy z dwóch utworów w którym gościnnie występuje Bednarek.

Anglojęzyczny rodzynek pt. „Slavica” pasuje jak pięść do nosa zwłaszcza, że utwór stworzony jest w konwencji zahaczającym o etno ale jakoś kojarzącym się z kontynentem afrykańskim niż Europą środkową czy wschodnią. Jeden z tych utworów, które brzmią jakby zostały napisane na siłę. Nie mniej jak każdy z singlowych utworów, jest to jeden z tych „lepszych” momentów na płycie.

Przykładem „zaskakującej różnorodności” może być rzeczywiście śmiałe zawędrowanie w rejony funky w „Tłusty czarny kot”, jest to bardzo ciepły, bujający utwór, trochę przesłodzony natrętnym „kici kici” ale nie jest źle. Groteska pasuje do zaskakującego tekstu . Tylko te flety mogliby sobie darować i po co cenzurować przekleństwo?.

Kolejnym przebojem na płycie to „Cicha woda”, który przynosi radykalną zmianę – anty-establishmentowy „drapieżny” pop - jest to słuchalne, zwłaszcza przy tak sensacyjnym klipie.

W „Cofnąć czas” znów wracamy do delikatnych dźwięków i bardziej smutno balladowego radio friendly brzmienia.

Na rozruch pod numerem „8” pojawia się „My Słowianie” - hit który do porzygu był katowany wszędzie, niestety z przykrością muszę stwierdzić, że jest to jeden z bardziej wyrazistych piosenek na tym albumie.

W utworze „Papierowy ład” Doantan sili się na bardziej pokombinowane tło muzyczne ale jeżeli ktoś dotrwał do tego utworu, to powoli umiera się z nudów zwłaszcza przez manierę wokalną Cleo, która zdążyła przejeść się parę razy.

Występujący gościnnie wokaliści dają więcej niż sądziłem, każdy inny głos niż Cleo jest na wagę złota i stanowi cudowną odskocznie. Tak jest np. w trochę bardziej żwawym utworze „B.I.T.” w którym coś się dzieje, jest przynajmniej substytut energii. Waldemar Kasta swoim niskim głosem dużo wnosi do tego utworu.

Drugim utworem z Bednarkiem jest „Nie pozwól”, który już nie wypada tak korzystnie jak „Ten czas”, kolejny melancholijny, sztuczny utwór.   

Przynajmniej z klasą kończy się ta płyta „Efekt motyla” to jeden z nielicznych tak intrygujących utworów i nawet nie chodzi o tę gitarę elektryczną, która sobie brzdąka. Utwór nic nowego oczywiście nie wnosi, ale jest przynajmniej pomysł, nie razi aż tak grafomaństwo, którym reszta płyty wypchana jest po brzegi.  

Bonusy podtrzymują tendencję nierówności albumu, jałowa, nowa wersja „Nie lubimy robić”, nie jest nawet warta komentarza. Co innego w przypadku „Vinylova”, który swoją stylizacją na oldschool może być urzekający.

W zasadzie cały czas odnosi się wrażenie, że słuchamy tego samego utworu, co boli tym bardziej, że Równonoc do której nie trudno się odwoływać, tętniła muzyką i przede wszystkim pomysłami. Donatan niestety zrobił skok na kasę, co jest zrozumiałe, chłopak chce zarobić, wypuścił klipy, z których część nawiązywała do słowiańskich – a tak naprawdę do wiejsko libacyjnych klimatów, poczym zrobił niespodziankę nagrywając monotonny, nudny, wtórny album który uzyskał status złotej płyty bo fani, liczyli na płytę przynajmniej zbliżoną do albumu z przed dwóch lat. Niemożna odmówić jednak Donatanowi, tego, że pokazał na Hiper/Chimera, że jest bardzo dobrym rzemieślnikiem. Od strony produkcyjnej naprawdę niema się do czego przyczepić, niestety w sztuce to za mało. Niema momentu zaskoczenia, brak jakiejkolwiek pomysłowości i oryginalności - to największe grzechy najnowszej płyty Donatana i Cleo. 

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura