"Ja bloger, lepszy od Żakowskiego"

Duch komuny do dzisiaj jest obecny w wielu redakcjach pism tzw. tradycyjnych. Takie twierdzenie można wysunąć kiedy to posłucha się tych "wielkich dziennikarzy" pokroju Jacka Żakowskiego, który niczym bohater kina akcji walczy z "robakami" sieciowymi. Czy aby ruch dziennikarzy na etacie, nie przypomina ruchów ludystów, którzy winą za własną beznadziejną sytuację obarczali maszyny w XIX wieku?

Recesja daje się we znaki wielkim pismom i to widać. Upadają, łączą się i zwalniają. Zrozumiałe jest, iż muszą znaleść powód tego, że zamiast ludzie kupować ich produkty, wybierają konkurencyjne medium jakim jest internet. Tak właśnie, koniec Eldorado, kiedy to po informację chadzało się do kiosku! Teraz to wszystko ma się na wyciągnięcie ręki, wystarczy byle jaki komputer z Tesco i już!

Ale sytuacja firm zatrudniających potencjalnych Żakowskich, nie jest wg. mnie całkiem przegrana. Jakoż, że wolny rynek mamy od jakiś 20 lat, mogą jeszcze przełamać swoje problemy. Jak? Odpowiedź banalna- być konkurencyjnym!

Wielkim nieporozumieniem są dla mnie kategoryczne wystąpienia, odrzucające już na starcie blogi jako medium kiepski, amatorskie, nieprofesjonalne, nierzetelne, nieszczere i w ogóle do kitu. Wolny rynek panowie! Każdy ma prawo pisać i stanąć w szranki o czytelnika i tylko od tegoż czytelnika zależy, gdzie będzie kształtować swój światopogląd. Basta!

Osobiście widzę przewagę mediów elektronicznych nad tymi tradycyjnymi. Jaki muzyk jest bardziej przekonujący: anarchista śpiący po skłotach i wydający niszowe projekty, czy megagwiazda kontestująca światową ekonomię? Kto jest bardziej wiarygodny: Jacek Żakowski który de facto nie ma wolnej ręki w pisaniu, bo to co naskrobie, przechodzi przez łapy wielu cenzorów a co bardziej niewygodne sprawy i tak nie przejdą, czy JA, dla którego pisanie o rzeczywistości nie jest zajęciem zapewniającym byt rodzinie więc mogę być nieco bliżej prawdy od niego.

Tak pod rozwagę.